Na luźny koniec tygodnia zapraszam do zapoznania się z kilkoma pokracznymi autami, które nie dość, że trafiły do produkcji, to jeszcze przez kogoś były kupowane.
5. Subaru XT Turbo 1985
Na pierwszy rzut oka możecie zadać sobie pytanie, co tu robi Subaru XT? Z zewnątrz nie jest AŻ TAK dziwaczny, mało tego takie nadwozie pozwoliło uzyskać współczynnik oporu powietrza na poziomie Cd=0.29 - jeden z najniższych w tamtych czasach i dobry nawet jak na współczesne standardy. Zastosowana technologia i stylistka zrewolucjonizowały postrzeganie Subaru w USA, a auto miało wiele ciekawych rozwiązań, zarezerwowanych wtedy raczej dla aut ekskluzywnych. Na przykład jedna duża wycieraczka, chowane w drzwiach klamki, pneumatyczne zawieszenie z regulowanym prześwitem (!!!), w pełni składana tylna kanapa, sportowe fotele z przodu i wiele innych. Miało też jednak TO:
To, czyli kokpit inspirowany wnętrzem myśliwca. Podobno. Tu też było kilka oryginalnych rozwiązań, jak na przykład imitacja tzw. sztucznego horyzontu z samolotów (?!!?), komputer pokładowy z funkcjami znanymi raczej z współczesnych aut, część wskaźników była dostępna w wersji elektronicznej, a część przesuwała się wraz z kolumną kierownicy, gdy kierowca ustawiał ją pod siebie. Kierownicy, która jest... asymetryczna. Za ten ostatni punkt z założenia pojazdowi należy się miejsce na liście dziwnych konstrukcji. Da bum tsssss.
4. Tramontana
To chyba jedno z najdziwniejszych aut, jakie w ogóle widziałem. Wygląd nadwozia ma być połączeniem myśliwca (znów ten motyw) i samochodu, ale mi to bardziej wygląda na... owada z kołami :P . Żeby było śmieszniej Tramontana wypuściła już nowy model swojego pojazdu, ale jest tylko minimalnie mniej paskudny. W środku też czuć inspirację myśliwcami, gdyż kierowca siedzi centralnie, a pasażer za nim. Mało tego by wejść do pojazdu trzeba podnieść do przodu całą górę nadwozia, podobnie jak podnosi się blenda w samolotach. Generalnie nawet mówienie, że jest to samochód produkcyjny jest nieco naciągane, bo powstaje zaledwie sześć sztuk rocznie i to tylko na specjalne zamówienie.
Dobra, żarty na bok. Wygląd to jedno, ale reszta jest już zdecydowanie bardziej zachęcająca. Tramontana to ekskluzywny hiszpański supersamochód, skoncentrowany na kierowcy i jego frajdy z jazdy. Aerodynamika nadwozia mocno czerpie z bolidów jednomiejscowych, a jednostka napędowa (na szczęście) już niekoniecznie. Za plecami... no w tym wypadku pasażera, może się znaleźć nawet pięć i pół litrowe V12 Mercedesa o mocy niespełna 900 koni! Przy masie nieco ponad 1200 kilo, czyni to z samochodu praktycznie bolid z homologacją drogową. Niecałe 3 sekundy do setki i ponad 330 km/h prędkości maksymalnej, to osiągi jakimi dysponuje ten pokraczny pojazd.
No dobra, ale z takimi osiągami i ceną ponad pół miliona dolarów, chciałoby się wyglądu auta, którym można się pochwalić. W tym wypadku właścicielowi raczej to nie grozi.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!