Do napisania tego artykułu zainspirowała mnie obecność w strefie kobiet w motorsporcie na targach Warsaw Moto Show 2016 oraz wykład Karoliny Pilarczyk na temat kobiet w motorsporcie.
Foto: Szalansky
Było mi dane znaleźć się w bardzo szacownym gronie kobiet, które od lat związane są ze sportem samochodowym jako kierowcy. Miałam okazję porozmawiać z nimi na temat bycia babą za kierownicą w tej dyscyplinie sportu i mam parę wniosków, ale po kolei.
Najpierw Karolina poprowadziła swój wykład i opowiedziała o tym, jak bardzo ma przesrane.
I ma, uwierzcie, znam ją nie od dziś i byłam świadkiem tego, czego doświadcza na co dzień, starając się jakkolwiek przebić przez gro kolesi w dość trudnej dyscyplinie, jaką jest drifting. Trudnej, bo jazda z prędkością ponad 150km/h w pełnym boku i jeszcze celowanie w cliping point, aby znaleźć się jak najbliżej niego jest taką czynnością trochę na odwagę. Fakt, że nie ma tam po bokach drzew, krawężników, naniesionego, zdradliwego syfu czy cięć jak u nas, ale są betonowe bandy, które mimo wszystko straszą. Karolina opowiedziała, że spotyka się z mnóstwem hejtu na temat jej osoby, jej jazdy, samochodu i każdy błąd zwalany jest przez widzów czy współzawodników na to, że ma cycki a nie jest opisywany jako zwykły błąd. Opowiedziała, że jak facet zrobi błąd, to “nie poszło”, a jak ona zrobi błąd, to nie umie jeździć. Nie jestem jakąś specjalną fanką Karoliny, ale jeśli to, co mówi jest prawdą, to laska ma przerąbane.Ja bym zwariowała! Ale czy ma tak totalnie przerąbane? Czy nie ma korzyści z tego, że jest kobietą? Myślę, że korzyści są. Po pierwsze jest tak zwanym “rodzynkiem”, w Polsce są tylko dwie drifterki pojawiające się regularnie na zawodach (drugą jest Ola Fijał), a to daje gigantyczne, marketingowe pole do popisu, z którego Karolina korzysta do granic możliwości, a co sama jej doradzałam już w 2012 roku. Po drugie nie wstydzi się tego, że nie zna się na mechanice, mówi to otwarcie, a dzięki temu jasnym jest, że ten samochód buduje jej ktoś inny – i są to sami faceci. Ona tylko identyfikuje problem, gdy się pojawi, gdy auto się źle prowadzi. Melduje i ma naprawione. Więc coś za coś.
Na targach gadałam też z Klaudią Podkalicką, która ma takie odczucie, że na nią patrzy się bardziej, uważniej. Ona również jest “rodzynkiem” w rajdach terenowych i również jej błędy bywają na tapecie, jednak hejt to za dużo powiedziane. U Magdy Misiarz, która jeździ w rajdach i klepie się z facetami na milisekundy, osiągając sukcesy – problem w ogóle nie istnieje. U Magdy Wilk również, raczej jest “atrakcją” wyścigów górskich i fani umawiają się na oglądanie jej podjazdów przez telefon. Pomyślałam sobie, że być może problem zależy od napinki i skali danej dyscypliny. Otóż w driftingu i rajdach terenowych napinka jest spora a konkurencja jeździ bardzo ciasno. W rajdach Magdy Misiarz (Czechy) mimo ciśnięcia na setne sekundy generalnie panuje luźniejsza atmosfera, ale wiele do rzeczy może mieć np hm… zazdrość?
Weźmy pod lupę Olę Fijał.
Ola zaczęła dość niedawno, jest i zawsze będzie “tą drugą” w Polsce w driftingu. Na pierwszych zawodach, które pojechała otarła się o bardzo wysokie miejsce w generalce, bo rewelacyjnie przejechała kwalifikacje i dostała się do TOP32 na 20+ pozycji i okazało się, że musi teraz jechać w parach, czego nigdy wcześniej nie robiła. Zdenerwowała się, ale pojechała. Po zjechaniu z biegu w parach dowiedziała się, że wygrała ten przejazd z konkurentem 10/0. Oznaczało to, że zdobycie jakichkolwiek punktów w kolejnym przejeździe z tym zawodnikiem pozwoli jej jechać dalej, być może po zwycięstwo, a na pewno po bardzo wysoką pozycję. Miała po prostu pojechać swoje, nie cisnąć się na nic, niczego nie spaprać. No i co? Wyspinowała, bo zaczęło jej zależeć, a spin to 0 punktów. Wyobraźcie sobie jednak, co się mogło potem dziać. Jakich byście się spodziewali komentarzy? “No tak, baba to nie umie jeździć” albo “Słaba płeć, słaba psychika”. Nic z tych rzeczy, komentarzy nie było a sama Ola nie szukała przyczyny w aucie, w asfalcie czy oponie. Zdenerwowała się, zrobiła błąd, na tym temat się zakończył. Zero hejtu na temat jej jazdy. Ola nie ma problemów związanych z posiadaniem cycków (no może trudniej szelki zapiąć). Ola ma problem z kasą. Bo co tu dużo gadać, tata ma, tata da. Ryzyko plotek na temat rzekomego “kupowania” córce dobrych pozycji w klasyfikacji jest tak duże, że możnaby próbować przypuszczać, że Ola jest traktowana dużo surowiej. Ja akurat wiem, że Adam Fijał ma duszę sportowca i raczej nie toleruje nieuczciwej walki w sporcie, ale ja go poznałam, w sporcie jakkolwiek siedzę, ja to wiem. Gadałam z Olą i ona ma takie właśnie odczucie na temat oceny jej jazdy przez sędziów i surowszego traktowania. Zawsze ma dogrywki, aby sędziowie mogli być pewni, że awans jej się należy za jazdę, a nie za inne rzeczy. Więc hejt jest, ale niezwiązany z tym, że jest kobietą i nie umie jeździć ale z tym, że tata dał. A tak szczerze – to ja też bym chciała, żeby tata dał ale tak się złożyło, że tata nie miał. O ileż łatwiej by mi było! Ile czasu bym zaoszczędziła nie czekając, aż sama na swój sport zarobię! Jest to powód do zazdrości i ja zazdroszczę. Nie ma się czego wstydzić, każdy by chciał mieć spokojną głowę o to. A to, że sponsoruje ją stary? No do cholery, nie tylko swoje dzieci sponsoruje, ale tego ludzie już czasem nie widzą. I tego, co by był z niego za ojciec, gdyby dzieciak miał w czymś talent, a on by tego talentu nie rozwijał, bo nie. Bo ludzie będą gadać.
Popatrzmy też na Magdę Wilk.
Cóż to jest za osobowość! Jej się nie da hejtować nawet, gdyby się bardzo chciało. Magda ciągle ze wszystkiego się chichra. Śmieszy ją wszystko. Koło się urwało, hahaha, tam coś pękło, hahaha. Robi to w tak uroczy sposób, że nawet mnie – drugą babę potrafi rozbroić. Popatrzcie na jej onboardy z rajdów – ona się cały czas śmieje. Może pozytywna energia ją chroni przed hejtem, a może właśnie to, że mimo napinki na wynik w GSMP, atmosfera całych zawodów jest raczej luźna i towarzyska. Kibice jej dziękują za jazdę, gdy zjeżdża z odcinka, biją brawo, nikt nie hejtuje. Może to recepta? A przecież Magda na swoim pierwszym wyścigu górskim uzyskała najlepszy czas ze wszystkich Polaków w swojej klasie, jadąc na rajdowej (a nie wyścigowej) oponie, seryjnym w zasadzie autem z długą skrzynią biegów, stając przed koniecznością redukowania do jedynki na nawrotach pod górę, co uwierzcie mi, zwalnia samochód. Zero hejtu, tylko oklaski. A mogli mówić, że “begginers luck” lub coś w tym stylu, albo że na pewno fura porobiona i nielegalna. Nic z tych rzeczy.
Magda Misiarz i Klaudia Podkalicka są mega profesjonalne, ale też ciepłe. Myślę, że u nich aż tak wysoki poziom profesjonalizmu i nie dzielenie się prywatą na forum publicznym blokuje wszelki hejt no i fakt, że to piękne kobiety z fachem w ręku. Obie jadą jak złe, nie cackają się ani same ze sobą, ani z autami, ani z odcinkami. Widzieliście, jakie cięcia stosuje Magda? Kurde, do głowy by mi nie przyszło. To jest majstersztyk. Zero hejtu, a obie na podium w sezonie.
Wzięłam pod analizę swoją własną sytuację i jest ona zupełnie pomiędzy tym, czego doświadczają dziewczyny w rajdach i wyścigach oraz tym, co dzieje się w drifcie, z tym że jest to połączenie pozytywnych reakcji, a nie negatywnych.
Otóż ja mam tez wszystko podane na talerzu. Ja się na autach nie znam, tak jak Karolina. Ja nie wiem, jakie mam sobie kupić opony, nie wiem, czemu mi biegi nie wchodzą i nie wiem, czemu auto nie ciągnie. Zdjeżdżam z odcinka i komunikuję mojemu mechanikowi (mężowi Kotowi – Kocie jesteś cudowny), że auto nie robi. Coś się nie prowadzi, coś nie ciągnie, coś trzeszczy a coś puka i hamulec mi spuchł. Koniec mojej roli.
Wsiadam na kolejny odcinek do napawionego na szybko auta. Po zawodach jadę do domu i samochód “sam” się naprawia w magiczny sposób, moje ewentualne zadanie to zamównienie części podanej w linku do katalogu dostawcy i odebranie jej. Na czym mam jechać, jak będzie zimno? To nie jest mój problem. Wsiadam do auta na odpowiednich kołach i już. Nie mówię, że nie robię nic przy Mad Cat’s Garage, bo robie bardzo dużo – ogarniam ten cały marketing, naklejki, targi, organizuję grupę, pozyskuję sponsorów – jestem takim jakby managerem. To kupa roboty, ale przy aucie nie robię, nie dotykam. No, może umyję. Uwierzcie mi, że gdybym była facetem, to nikt by litości nie miał. Musiałabym sobie furę sama ogarniać, oczywiście przy wsparciu teamu, ale jednak byłoby to na mojej głowie, więc musiałabym myśleć na odcinku zarówno o trasie, jak i o tym, co mi stuka i jak to szybko naprawcić, aby móc wjechać na następny. Pod tym kątem ja mam lepiej niż faceci. Dodatek jest taki, że np na szutry przyjeżdża nas maksymalnie 3 sztuki. Ja, moja przyjaciółka z teamu Agnieszka i Roksana.
Foto: Darek Ołtuszyk
Dajemy z siebie wszystko zazwyczaj będąc w dupie nigdzie, ale szacun się zgadza. Zawsze jesteśmy uhonorowane pucharkiem w klasie Pań mimo tego, że tłuczemy się tylko we trzy, bo organizatorzy uznają, że warto nam te puchary dać za sam przyjazd. BO JESTEŚMY KOBIETAMI. W związku z tym zawsze mam trofeum z szutrów a półka w domu się zapełnia. Znów mam lepiej, bo w klasie pojemnościowej nie ma miękkiej gry i często pierwsza trójka potrafi się zamknąć w 2 sekundach, więc wystarczy jedno zawahanie, hamowanie zbyt wczesne o ułamek sekundy i już poza podium. Znów ja mam lepiej, BO JESTEM KOBIETĄ. Pomijam fakt, że gdy wyleciałam w rów to natychmiast zbiegli się kibice i współzawodnicy, żeby wygrzebać mi auto i żebym mogła ukończyć odcinek z godnością. Faceci podlecieli, rzecz jasna. Pomijam stosy komplementów od współzawodników, że tak zacytuję Aleksa Ilczuka, z którym pałuję się w tej samej klasie pojemnościowej (nie mając do niego podejścia, hehe): “Dla mnie jesteś mistrzem za to, że klepiesz się z facetami jak równy z równym”. I nie, mnie to nie obraża, bo mogłabym pomyśleć, że jak to jak równy z równym? A co ja krzywa jestem? Nie. Mam świadomość swoich babskich słabości. A komplement zawsze na propsie. Pamiętam też, jak poznałam na rajdzie Tomka Oczkosia, z którym klepałam się o 3 miejsce na asfaltowym rallysprincie i starcie ostatecznie wygrałam.
Foto: Tomek Kamiński
Zero bólu dupy, tylko serdeczne i szczere gratulacje i komentarz, że “było kogo gonić”. Potem już Tomek mnie klepał na każdych kolejnych zawodach, ale zapamiętał mnie nie tylko jako nazwisko na liście startowej. Serio, nie spotkałam się z hejtem z powodu mojej jazdy. Ciągle słyszę, że “szacun”, że “dobrze klepę trzymałaś”, mimo że to nie wystarczyło aby dostać się na podium. Na ostatnim rallysprincie kibicował mi nawet Rafał Żydak, licencjonowany zawodnik i wydarł się przez park maszyn: “widziałem jak jechałaś Zuzia, szacun!”. A na podium nie byłam, zaledwie 4-te miejsce w pojemnościówce a w generalce w dupie nigdzie, poniżej 20. I tutaj ja również mam lepiej, bo komplementy motywują, dodają otuchy. Nasza Agnieszka też ma raczej przyjemne doświadczenia. Gdy ludzie dowiadują się, że Pani Dyrektor po godzinach popierdziela rajdówką i wymiata, jest szacun na dzielni. Pamiętam, że na przedostatnim rajdzie jeden z zawodników postawił ją sobie za cel i finalnie klepnął ją o 0.03s na 10km łącznie, co zepchnęło ją z punktowanej pozycji w cyklu. Było jej bardzo przykro, bo walczyła jak opętana i jechała już tak szybko, że porozwalała totalnie auto, ale ten właśnie kolega przyszedł, przeprosił, powiedział że punktów nie zbiera i pytał, jak może jej ten punkt oddać.
Foto: Kamil Cichocki
U facetów by się to wydarzyło?? Nigdy w życiu. A o komplement ciężko, bo faceci naprawdę muszą na nie zasłużyć a i tak pójdzie często na to, że ma dokoksowane auto. Mnie o auto nikt nie pyta, co tam porobione. A szkoda, bo to kupa pracy mojego męża była, aby to się zbierało tak, jak się zbiera :). Znów ja mam lepiej, bo JESTEM KOBIETĄ.
Foto: Adam Roch
A gdzie mam gorzej? Otóż mam słabości. Denerwuję się zdecydowanie bardziej, niż faceci. Potrafię miewać mdłości na dzień przed a w kolejce do odcinka mam ochotę wysiąść i myślę: “po co ja to robię”?? Tutaj mam nadzieję, że pomoże mi porada od Klaudii Podkalickiej, która mi powiedziała, że muszę sobie zawsze przypominać, że robię to, bo lubię. Bo lubię, serio. Tylko się denerwuję. Możliwe że wynika to zwyczajnie z ewolucyjnej roli kobiety, która z założenia jest lub ma być matką i musi o siebie dbać. Faceci zaś mają ryzyko wkalkulowane w swoje jestestwo. Gdzie jeszcze mam gorzej? Ano boję się, że jeśli wyjadę sama na odcinek i wyląduję w rowie, to bez faceta na prawym fotelu się nie ogarnę. Bo jestem słaba. Słaba w rękach, nie mam tyle pary, żeby sama się z rowu wypchnąć. Zauważyłam też, że gdy jadę z mężem czuję się o wiele bezpieczniej, ale spycham na niego całą odpowiedzialność za prawidłowe przejechanie trasy, sama nie wynosząc żadnej lekcji z przejazdu, bo po prostu nie myślę samodzielnie. Wszystko zwalam na niego bo zakładam, że on wie lepiej. Zamiast czerpać z tego i się uczyć, ja mam w głowie zakodowane, że on się mną opiekuje w aucie tak samo, jak w życiu codziennym. Bo jestem kobietą i moje jestestwo założyło, że mam mieć opiekuna płci męskiej. Kolejną słabością są humory i ich wpływ na moją jazdę. Nie jestem w stanie odizolować się od mojego własnego nastawienia. Zobaczę mapę trasy dzień przed, stwierdzę, że trudna i po ptokach. Jestem smutna, a jak smutna to jadę strasznie pedalsko. Jak się wkurzę jadę najlepiej, a w dobrym humorze chichram się jak Magda Wilk, z tym że na trasie robię kupę błędów, bo jesem rozkoszna i rozkojarzona, w nastroju “będzie co będzie”. Przesadne zadowolenie skutkuje u mnie słabym wynikiem, bo cieszę się, że sobie pojeżdżę a bez parcia na wynik niestety rozkoszność odbiera mi koncentrację. Pomijam już kompletnie przypadek PMS, czyli Princess Mental Syndrome, który psuje wszystko. Pomijam też fakt, że mam mniejszy pęcherz i nie wytrzymam bez sikania tak długo, jak facet. A jak nie mam okresu w trakcie rajdu to jest wielki WIN.
No i teraz jak myślicie, kto ma bardziej przerąbane, my czy faceci? Bo mimo wszystko, w ogólnym rozrachunku wydaje mi się, że jednak oni, a hejt zależy od samej dyscypliny sportu, osobowości i nastawienia zawodniczki oraz jej profesjonalizmu. Wydaje mi się, że z tym akurat można walczyć, a panowanie nad swoimi humorami i strachem również jest do wyuczenia :). Muszę po prostu trenować więcej i słuchać rad mądrzejszych oraz… twardszych zawodników!
Foto: Bartłomiej Szreders
Kobiety zachęcam do spróbowania swoich sił w rajdach, bo tam hejtu nie ma. A faceci, Was zachęcam do komentowania, bardzo chętnie zapoznam się też z opinią mężczyzn na ten temat :).
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!