Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Od przejęcia przez Liberty Media postępuje powolna ewolucja królowej motorsportów na bardzo wielu frontach. Głównym jej celem jest włączenie F1 w ramy kultury kraju zza wielkiej wody.

Era konesera

Kiedy Liberty Media przejęło F1 od (de facto) Berniego Ecclestone’a, większość fanów z całego świata się cieszyła. W tym ja. Wreszcie obiecano nam bardziej logiczne podejście do tematu. Wreszcie zatrudniono zespół inżynierów, który miał się zająć ogarnięciem zmian technicznych, wreszcie u szczytu władzy pojawili się profesjonaliści, mający tym zarządzać jak należy. Choćby taki Ross Brawn.

Oczywiście obelgą byłoby stwierdzić, że Bernie nie jest, czy nie był profesjonalistą, kiedy rządził królową motorsportów. Był i to jakim! Przede wszystkim przeszedł właściwie wszystkie szczeble: od kierowcy wyścigowego, przez właściciela zespołu, przewodniczącego organizacji konstruktorów, aż po władcę – tak, władcę – całej F1. Mówienie, że Ecclestone nie zna się na zarządzaniu Formułą 1, to kompletna bzdura. To on STWORZYŁ F1 znaną dzisiaj. To on zrobił z tej serii sport globalny, na piedestale światowych wyścigów i obracający gigantycznymi pieniędzmi. Bernie Ecclestone JEST Formułą 1!

Ale, aaaaaaaaaaaaaaale… w pewnym momencie coraz więcej działań Berniego było dziwnych, negatywnie odbieranych przez publikę. Coraz więcej układów i układzików, niedopowiedzeń i knucia. Nieprzejmowania się opiniami i robienia po swojemu. Wtedy wkroczyło Liberty Media i przyniosło powiew świeżości. Trzeba zaznaczyć, że nie była to gwałtowna zmiana. Rewolucja. Raczej ewolucja, która trwa do dziś i będzie pewnie jeszcze trwać kilka lat. Sporo tematów zostało wyprostowanych i wyjaśnionych. Sporo też… pozostało tak samo niejasnych i „w szarej strefie” lub nawet zostało skopanych. Sędziowanie, dziwne układy (silnik Ferrari tak legalny, że aż nielegalny), podpisywanie umów z krajami o dość jednoznacznej światowej opinii itp.

Jednak nadrzędnym celem Liberty jest to, by F1 zarabiało jeszcze więcej pieniędzy. Drogę ku temu celowi amerykańska firma widzi głównie przez znalezienie sposobu na zrobienie czegoś, czego Ecclestone’owi nie udało się dokonać: podbicie rynku w USA.

Byle do przodu

Amerykańska popkultura jest wszędzie. Tego się ukryć po prostu nie da. Wpływa na to jak żyjemy, co robimy, jak jemy, czy nawet jak komunikujemy się z innymi. Jednak Ci, którzy sądzą, że my już żyjemy w amerykańskiej kulturze i jest ona po prostu globalna, są w dużym błędzie. Ameryka, a Europa to przepaść i różnice pod wieloma względami. Jedną z tych różnic są wyścigi oraz samo traktowanie rozrywki.

Wyścigi w Stanach są… no przede wszystkim dużo bardziej kontaktowe. Trzeba przy tym mieć na uwadze, że „kontaktowość” to nie jest ta znana z F1, tylko w większym natężeniu. Tu mówimy o czymś typu WTCC (teraz WTCR). Oczywiście w IndyCar nie ma mowy o „banging wheels” na owalach, bo konsekwencje byłyby dramatyczne, ale nie ulega wątpliwości, że Europejskie wyścigi są bardziej czyste.

Mam też wrażenie, że są najnormalniej w świecie na wyższym poziomie. Ktoś może powiedzieć, że to bzdura, bo ludzie się w czymś specjalizują. Jednak taki Bourdais był niezły w Europie, potem pojechał do Stanów, gdzie był panem i władcą w ChampCar, by znów wrócić do Europy i F1, gdzie był średniakiem z krótkimi momentami przebłysku. Odwracając sytuację mamy Grosjeana (znów Francuz), który w seriach juniorskich także był niezły. W F1 był średniakiem z krótkimi momentami przebłysku i wieloma wstydliwymi sytuacjami, po czym pojechał do Stanów i tam od razu jest w czołówce na torach „z zakrętami w obie strony”. Na owalach wciąż się jeszcze uczy, czyli jest raczej w środku stawki.

Oczywiście wyniki kierowców można filtrować i uzasadniać przez wiele czynników: zespoły, doświadczenie, sytuacje od nich niezależne. Niemniej sporo sytuacji z wyścigów amerykańskich, po prostu na Starym Kontynencie by nie przeszło lub groziło surowymi konsekwencjami. Pamiętam jak swego czasu oglądałem jeszcze ALMS i sposób jazdy, wyprzedzanie, czy raczej wypychanie rywala, były dla mnie szokiem. Od tego czasu wybaczcie, ale mam dość mocno wyrobioną opinię o wyścigach w USA i na razie nie widziałem nic, co by mogło ją choćby naruszyć.

Ciąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...

Komentarze (3)

Jakub Piechowicz
30.04.2022
15:10

Jakub Piechowicz napisał

Niestety tak...

Marcin Głuszek
23.04.2022
16:30

Marcin Głuszek napisał

Dokładnie... w samo sedno!

Michał Zatorski
19.04.2022
12:06

Michał Zatorski napisał

Bardzo twarda opinia, ale... trudno się z nią (przynajmniej częściowo) nie zgodzić.

POZOSTAŁE KOMENTARZE (3)