Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Lexus LFA to dzieło sztuki stworzone rękoma obłąkanych inżynierów – artystów. Granica między samochodem – motoryzacją, a inżynieryjną sztuką, przebiega dokładnie w miejscu, w którym z pełną świadomością możesz powiedzieć, że przestajesz prowadzić wyłącznie auto, a zaczynasz doznawać emocji.

Nie zrozumiesz czym jest Lexus LFA, do momentu, w którym nie dopuścisz do świadomości myśli o tym, że samochód to artystyczna ekspozycja – taka sama, jak rzeźba, obraz, rysunek, czy budowla. To trójwymiarowe dzieło sztuki, które możesz przeżywać całym sobą, w które możesz wejść i stać się jego częścią. Osobiście nie interesują mnie samochody, same w sobie. Szczerze, mało mnie obchodzi ile jest modeli Ferrari i jakie oznaczenia mają silniki w BMW. Jestem kolekcjonerem emocji.

Czym jest dzieło sztuki? W przypadku Lexusa LFA jest czymś, czego posiadanie nobilituje Cię do dołączenia do elitarnego grona. Z jednej strony jest to zwykły użytkowy przedmiot, który posiadają miliony ludzi – samochód, a z drugiej strony, jest to rzeźba znanego artysty, za którą musisz zapłacić 3.000.000 PLN i na to stać już niewielu. Jeździłem Lexusem LFA. Jednym (dokładnie #003) z 500 jakie wyjechały z fabryki. To fascynujące uczucie być przez chwilę częścią czegoś, co jest w zasięgu wyłącznie kilkuset ludzi na świecie. Wyobraź sobie, że tylko 500 osób na świecie może codziennie wsiąść do tego auta i nakruszyć w nim bułką w drodze do pracy. To podnieca.

Historia. Lexus LFA pod względem swojej historii to współczesny odpowiednik Hondy NSX. Zacznijmy od tego, że Lexus w swojej ofercie (do momentu LFA) miał wyłącznie auta, które konkurowały luksusem z europejskimi limuzynami. Nagle w głowie jednego szalonego Japończyka – Haruhiko Tanahashi’ego, rodzi się myśl zbudowania samochodu z logiem Lexusa, które będzie w stanie na nowo stworzyć definicję „supersamochodu”. Podobno, podczas spotkania, na którym został zaprezentowany projekt LFA, sam pomysłodawca obawiał się ogromnego oburzenia ze strony konserwatywnego zarządu firmy, jednak stało się inaczej. Szef koncernu podszedł do Tanahashi’ego, poklepał go po ramieniu i po prostu kazał mu stworzyć LFA.

Rzeźbienie. Tak jak w przypadku Hondy NSX, LFA powstawało przez długie lata. Przez prawie dekadę tworzono kolejne projekty i przeprowadzano testy. Lexus na jakiś czas przeniósł się nawet na tor Nurburgring, gdzie nieustannie katowano LFA i wprowadzano poprawki. Wreszcie w 2009 roku rusza produkcja. Na potrzeby Lexusa LFA powstaje oddzielna fabryka – były to specjalnie wydzielone hale w jednej z większych fabryk Toyoty – Motomachi, w mieście Toyota City w Japonii. Spośród tysięcy pracowników, wyselekcjonowano zaledwie 175 “artystów”, którzy mieli składać najbardziej niezwykłego Lexusa jaki do tej pory powstał. Co więcej, od razu założono, że powstanie wyłącznie 500 sztuk LFA, po czym fabryka zostanie zamknięta. Mało tego! Lexus miał kosztować 375.000$, a już wtedy zakładano, że całe przedsięwzięcie nie zwrócą się. Pomimo tego postanowiono stworzyć LFA dla samej zasady wykreowania czegoś niezwykłego.

Bez ograniczeń. LFA jest niesamowite od początku do końca. W 65% jest zbudowane z karbonu, albo jak kto woli, z włókna węglowego. Stało się tak dlatego, że pomysłodawca projektu chciał uzyskać jak najniższą wagę pojazdu. To samo założenie przyświecało twórcom NSXa, którzy wykorzystali aluminium. Jednak dla projektantów LFA, aluminium było zbyt ciężkie, a gdy masz nieograniczony budżet możesz sobie pozwolić na wszystko. W efekcie cały Lexus waży 1400kg, czyli o 100kg mniej, niż gdyby stworzono go z aluminium. W LFA nie ma na przykład siłowników podtrzymujących maskę, jest za to półmetrowy kijek… z karbonu.

Styl. Nikt nie lubi odtwórców. Ludzi, którzy podpatrują coś u innych, a później starają się wmówić innym, że to ich wkład w dzieje ludzkości. LFA jest przykładem na to, że jeszcze nie wszystko zostało powiedziane w dziedzinie stylistyki. Jest obszerne. Inne. Wypłaszczone. Momentami niezrozumiałe. Intrygujące. Muskulaturą nieco przypominające Nissana GT-Ra. Oba te auta łączy ta sama cecha – są zaprzeczeniem wyrafinowanej, “lekkiej”, europejskiej stylistyki. Bardziej przypominają rosłych samurajów niż kobiece krągłości. Ale z pewnością w LFA nie ma stylistycznych przypadków. Tutaj nawet lusterka odgrywają ważną rolę i są tak wyprofilowane, aby starannie kierowały powietrze do tylnych wlotów, które natomiast zasilają układ chłodzenia. Tak, wentylatory do chłodzenia silnika znajdują się pod tylnymi zderzakami, a silnik jest z przodu auta. Bo mogli.

Siła. Tylko 4 osoby na świecie mogły składać silniki LFA. Japończycy nie byliby sobą, gdyby to co miałoby napędzać najbardziej spektakularny projekt od lat pozostawiliby przypadkowi. Początkowo w LFA chciano zastosować jednostkę V8, którą Lexus miał już dobrze opracowaną, ale okazała się zbyt ciężka i niewystarczająco dobrze brzmiała. O pomoc poproszono Yamahę, która od bardzo dawna wspierała Toyotę przy wyczynowych projektach. Z tej współpracy powstał jeden z najbardziej zachwycających silników jakie kiedykolwiek wyprodukowano. Wolnossące V10, o mocy 560hp, 480Nm, którego rozmiar i waga są zbliżone do 3,5-litrowej jednostki V6. Psychopatyczni inżynierowie obliczyli nawet, że idealny kąt „V” to wcale nie 90 stopni, a 72 i tylko taka wartość jest w stanie zapewnić idealne wyważenie pracującej jednostki. Niewiarygodne są też wartości jakie osiąga ten silnik. W zasadzie zachowuje się on jak wyciągnięty z ramy motocyklowej. To już legenda, że projektanci musieli zastosować wyświetlacze elektroniczne, bo tradycyjne nie nadążały za tym jak silnik wkręcał się na obroty. Niesamowity czas reakcji. Dotykasz delikatnie gazu i w ciągu 0,6s na obrotomierzu pojawiają się skrajne wartości, czyli 9000/9500rpm.

Muzyka. To co chyba najbardziej podniecające w LFA to obłędny dźwięk, który miał być dokładnie taki sam jak w bolidach F1. Nie wiem, czy słowo obłędny jest dobre, może niedorzeczny, abstrakcyjny. O pomoc przy dźwięku poproszono sekcję Yamahy, która zajmuje się konstruowaniem instrumentów. To co udało się wspólnie stworzyć to głos piekieł, który raz usłyszany, pozostaje w głowie na całe życie. Ponadto, z komory silnika do kabiny, prowadzą specjalne tunele akustyczne, które mają potęgować doznania podczas jazdy.

Harmonia. 48/52. Uznano, że właśnie tak wygląda idealny rozkład masy. Umieszczony z przodu silnik, w połączeniu z automatyczną, jedno-sprzęgłową, sekwencyjną, skrzynią biegów, umieszczoną z tyłu, doskonale równoważy auto. Kierowca jest dokładnie pośrodku niezwykle precyzyjnego układu i dzięki temu staje się częścią działa sztuki, które od teraz może przeżywać wszystkimi zmysłami.

Nurburgring.  Ten tor jest wymagający i ma w sobie niezwykłe piękno. Lexus w latach 2008 – 2009, podjął decyzję o tym, że tylko w najbardziej ekstremalnych warunkach są w stanie ostatecznie przetestować LFA. Podjęto decyzję o przystąpieniu do 24-godzinnego wyścigu na Nurburgring. Próba się powiodła, bo zespół wyścigowy LFA w obu latach zajął czołowe pozycje w swojej klasie. Postanowiono nawet wyprodukować 50 Lexusów Nurburgring Package, które od wersji standardowej różniły się między innymi zwiększoną mocą o 10hp, większym tylnym spojlerem oraz twardszym zawieszeniem. Warto dodać, że LFA zjadło “zielone piekło” w czasie 7:14:64. Z tym miejscem łączy się jeszcze jedna historia. W 2010 roku, w okolicach toru, w wyniku czołowego zderzenia testowego LFA Nurburgring Package z koncepcyjnym BMW serii 3, zginął Hiromu Naruse – kierowca testowy Toyoty, człowiek o ogromnym talencie do wyczynowej jazdy, trener kadry wyścigowej Lexusa LFA i Japończyk z oficjalnie największą liczbą godzin wyjeżdżonych na Nurburgring.

Dlaczego. LFA ma wady. Skrzynia w trybie automatycznym jest nieco ociężała, co jest charakterystyczne dla „pojedynczego sprzęgła”, ale za to w trybie manetek jest piekielnie szybka i daje ogromną przyjemność. Po pewnym czasie to co jest największym atutem, czyli dźwięk, może męczyć. LFA dysponuje dużym momentem, tylnym napędem i małą wagą, więc sami wiecie jak wygląda jazda po śliskiej nawierzchni. Do 100km/h rozpędza się w 4s. Kosztuje 3.000.000 PLNów. Ale wciąż uważam, że jest lepsze od każdego innego współczesnego auta sportowego, które można mieć za jego równowartość. LFA to coś absolutnie niepowtarzalnego. To 500 sztuk obrazów, które pokazują, jak daleko jest w stanie pójść człowiek, który chce rzucić świat na kolana. Oczywiście, że są auta szybsze, mocniejsze, ładniejsze, ale nie po to Bóg dał nam wybór między Cypisem, a The Doors, żebyśmy przez całe życie słuchali o ćpaniu na dyskotece.

Emocje. Jazda LFA to doznawanie i obcowanie. Doznawanie, wszystkiego tego, co może nas uwodzić w motoryzacji, czyli nieprzewidywalność, przeciążenia i fantastycznie przenikliwy dźwięk. Obcowanie, z czymś, co jest motoryzacją, ale w gruncie rzeczy jest dziełem sztuki, stworzonym przez inżynierów, napędzanych chęcią zadziwienia świata. W tym samochodzie nie ma przypadków. Nawet śrubki, które wykańczają wnętrze mają logo Lexusa. Gdy przełączasz tryb jazdy na sportowy, obserwujesz animację, w której zegary zmieniają swoją pozycję i kolor – to wszystko zawdzięczamy współpracy Lexusa z twórcami gry Gran Turismo. Osobiście byłem zachwycony „przyciskami” do regulacji foteli, które są tak samo abstrakcyjne, jak cała reszta wnętrza. Wszystko w LFA zostało stworzone właśnie dla niego, bez kompromisów i bez ograniczeń.

Sama jazda i prowadzenie to coś wyjątkowego, gdy jedziesz autem, a słyszysz F1. Jest bardzo sztywno i czujesz jak całe auto twardo porusza się wraz z Twoim ciałem. We wnętrzu oprócz silnika z Formuły 1, słychać odbijające się od nadkoli kamyczki, niczym w samochodzie wyścigowym, który właśnie zjechał z toru. To co jeszcze mnie urzekło, to łopatki zmiany biegów, które mają bardzo charakterystyczny, może nieco metaliczny, dźwięk przy zmianie biegów. Obłęd! LFA doczekało się nawet własnej rzeźby „Crystallised Wind”, naturalnych rozmiarów Lexus został stworzonej przez Sou Fujimoto z przeźroczystego akrylu, która została zaprezentowana podczas Milan Design Week w 2009 roku. Czy jeden model może mieć dziś wspanialszą i bogatszą historię? Te wszystkie drobne szczegóły i niezwykłe historie tworzą fascynujące auto i najlepsze jakie miałem kiedykolwiek okazję doznawać.

Tekst: Sławomir Poros

Zdjęcia: Kacper Lewandowski – Great Katspy

Dziękujemy firmie Kimbex za udostępnienie LFA do testów i okazaniem nam ogromnego zaufania.

Komentarze (9)

Andrzej Izdebski
21.06.2017
14:53

Andrzej Izdebski napisał

niesamowite auto...

tejsted.pl
6.06.2017
19:34

tejsted.pl napisał

Był w Warszawie podczas targów ;) 

Patryk Choszczyński
6.06.2017
12:18

Patryk Choszczyński napisał

Mega dobry wpis!

Adam Wojnarowicz
6.06.2017
11:21

Adam Wojnarowicz napisał

Ja chyba raz we Wrocku widziałem

Bartek Lemik
6.06.2017
11:02

Bartek Lemik napisał

tejsted.pl - w warszawie jeszcze nigdy nie widziałem :/

Adam Wojnarowicz
2.06.2017
11:13

Adam Wojnarowicz napisał

Takich artykułów o takich samochodach oczekuję. Mniej pitu pitu o technikaliach, więcej o wizji, emocjach, historii i niuansach. Czytało się wybornie, czekam na więcej takich opowieści!

tejsted.pl
31.05.2017
22:51

tejsted.pl napisał

Marcin, myślę, że to zależy czego się oczekuje.
Bartek, prawdopodobnie w Polsce są 3 LFA.

Marcin Muszyński
30.05.2017
11:12

Marcin Muszyński napisał

Auto faktycznie zapiera dech w piersiach, jednak jest mnóstwo innych aut, które bym kupił mając budżet pozwalający zakupić Lexa

Bartek Lemik
30.05.2017
09:53

Bartek Lemik napisał

Niesamowita fura... A tak z ciekawości, wiadomo ile takich jeździ po Polsce?

POZOSTAŁE KOMENTARZE (9)