Tony Stark aka Ironman uratował dzięki niej świat. Gdyby nie ona to Chrisitan Grey do tej pory myślałby, że BDSM to rodzaj sera pleśniowego. Audi R8 – samochód, który zadziwia swoją niebywałą elastycznością i pasjonuje możliwościami. Przyciąga skromnym wyglądem i zatrzymuje niesamowitym charakterem. Namiętna jak Włoszka, a zarazem uporządkowana jak Niemka. Od samego początku, gdy powstało tejsted chciałem, żeby to auto trafiło w nasze ręce i wreszcie dzięki rideme.pl udało się!
Jeśli śledzicie tejsted to wiecie, że Audi interesuje mnie wyłącznie pod względem technologicznym. Bo, czy to RS5 czy RS7 to zupełnie nie trafiają one do mnie swoim germańskim designem. Ewidentnie brakuje czegoś ujmującego w tych autach. R8 to zupełnie inna bajka… przede wszystkim dlatego, że ta Niemka ma w sobie bardzo wiele włoskiej krwi. Zacznijmy od tego, że R8 zostało powołane do życia przez włoskiego projektanta -Walter de’Silva, a Włosi mają to do siebie, że po prostu potrafią robić auta. De’Silva zapisał się również na kartach polskiej motoryzacji, jako twórca odświeżonego wnętrza dla Fiata 125p.
Przede wszystkim design. Audi R8 po prostu mnie pociąga, a w konfiguracji, którą dostaliśmy do testów chyba nie muszę dodawać czemu. Krwista czerwień z czarnymi dodatkami i carbonowymi wlotami – jeden z lepszych konfigów jaki widziałem. R8 jest ponętne, szerokie, niskie, agresywne, a przy tym paradoksalnie łagodne i delikatne. Większość sportowych aut to kontenery kipiące testosteronem, bo oczywiście o to w tym biznesie chodzi, a R8 wydaje się być taką drobną, ale odważną kobietą, która za nic ma towarzystwo napakowanych sztacheciarzy. Bo jeśli tylko będzie chciała to i tak komuś zrobi z dupy trampolinę.
Gdy R8 pojawiło się na rynku wyznaczyło nowy trend. Było zupełnie inne od wszystkich supersamochodów. Miało łagodne linie i obłe kształty, a właśnie to uwielbiam w designie tego auta. Ono w dalszym ciągu wygląda dobrze i ma swój styl. Tym samym nie bardzo mogę się przekonać do nowego Audi R8. Druga generacja straciła na tej subtelnej inności. Za dużo w niej kompromisów i elementów z innych aut, takiego sztucznego nadawania agresywności. Brakuje mi na przykład wlotu ciągnącego się przez cały bok, a przód z Q7 nie bardzo pasuje do koncepcji R8. Poza tym, nowa edycja w jakiś sposób zaczęła mi przypominać Audi TT. Może dlatego i ono w końcu zaczęło mi się podobać -bo przypomina R8.
Nie ma zadu bez przysiadu. Uwielbiam boczny wlot ciągnący się przez cały bok auta, który stał się znakiem rozpoznawczym R8. W naszym aucie był to dodatek wykonany z karbonu, który idealnie wyostrzał kształt tylnej części Niemki. Nie będę się rozwodził nad tyłem, bo każdy może to ocenić sam. Ja powiem od siebie – nie da się go nie lubić, bo ciężko nie lubić takiego kuszącego tyłka opiętego w czerwonej mini. Zdaję sobie sprawę z tego, że na świecie jest wiele innych bardziej seksownych, ale ten ma to do siebie, że nie jest wyuzdaną dupą tirówki tylko ponętnym smaczkiem. Podoba mi się też ta minimalistyczna lotka, którą można wysunąć według potrzeb.
Za mało show. Problem z R8 polega na tym, że każde dobre słowo o designie tego auta można obalić argumentem typu – „można było to zrobić bardziej wyraziście, agresywnie, sportowo, festynowo”. Z tym się zgodzę, bo Audi w niczym nie przypomina choćby swoich włoskich „konkurentów”. I to konkurencja jest kluczem do rozwiązania problemu. R8 nie ma konkurencji tam, gdzie jej wszyscy szukają. Jak wiecie jestem zwolennikiem porównywania najróżniejszych aut do siebie. Pamiętam burzę, jaką wywołałem wśród elity najlepszych tunnerów we wsi, gdy porównałem RS5 do RS7. Teraz powiem, że porównywanie R8 do Lambo (pierwszej generacji do Gallardo, a drugiej do Huracana) jest z grubsza chybione. Dlaczego?
R8 nie jest konkurencją dla Lambo. To wynika nawet z logiki. Lambo to ten sam koncern co Audi, więc jaki debil stworzyłby dwa takie same auta w jednej firmie? Lambo to dzikość, auto kompletnie szalone, do bólu włoskie i nieobliczalne. Jeśli masz taką kobietę w domu, kup sobie ubezpieczenie zdrowotne, bo nigdy nie wiesz, kiedy wylądujesz w szpitalu pobity patelką. Audi R8 to samochód o zupełnie innym charakterze. Jeśli ktoś szuka Lambo to wie, czego chce – szaleństwa. Będzie się zastanawiał, czy stać go tylko na Huracana, czy może ma jeszcze jakąś lokatę do skasowania i pozwoli sobie na Aventadora. Od R8 oczekuje się zupełnie czegoś innego – stabilności. To jest kobieta, której można zaufać i jest szansa, że nie stracisz ręki. Najbliższą konkurencją dla R8 jest według mnie 911, bo to właśnie Porsche łączy w sobie cechy supercar z daily… ale Porsche jest zbyt poprawne.
Liczy się serce. Nasze auto było wyposażone w silnik V10 5.2l o mocy 525hp, czyli jedną z najmocniejszych propozycji, która jest dostępna w R8. I to ważne, tylko V10 jest prawidłowym wyborem. Modele z V8-ką mają dwie zasadnicze wady: pierwsza – nie jadą, chociaż bardzo dobrze brzmią, a dwa – z czasem tracą moc przez odkładający się nagar. Dlatego jak już kupować R8, to tylko i wyłącznie z silnikiem V10, który zresztą jest jednostką siostrzaną do tej montowanej w Lamborghini.
Dzięki Quattro i magnetycznemu zawieszeniu Audi jest samochodem po prostu przyjemnym w użytkowaniu. Bez względu na to, czy jedziesz 60km/h, czy 150 jest tak samo komfortowo. Dla R8 powinna być stworzona oddzielna kategoria Daily Supercar. Ten samochód jest totalnie zaskakujący. Nie ukrywajmy, na ulicy w porównaniu do Ferrari czy Lambo może się zdarzyć, że ktoś przejdzie obok niego zupełnie obojętnie i przeoczy go w tłumie. Ale to nie znaczy, że jest potulnym chłopcem do bicia. R8 nabiera charakteru wtedy, kiedy tego sobie życzysz. Jeśli masz ochotę docisnąć do podłogi i zjeść jakiegoś Prosiaka pod światłami, to dysponujesz odpowiednim potencjałem, żeby rozgnieść się w fotelu.
To jest to, co kocham w R8. Bez dwóch zdań możesz nim jeździć na co dzień. Na randkę, na jedzenie, po gwoździe i inne śmieszne rzeczy do Castoramy. Jednak kiedy tego potrzebujesz możesz sobie urządzić plac zabaw. R8 trzyma się drogi jak przyklejone, chociaż podczas testów bez trudów udało nam się uślizgnąć tyłem nawet przy załączonej kontroli trakcji – większość mocy mimo wszystko jest na tylnej osi. Prawie 530 koni robi swoje i o tym bezwzględnie trzeba pamiętać. Ale powiedzmy sobie prosto w oczy – Audi wybacza znacznie więcej niż włoskie produkcje, bo tam gdzie już byśmy zwiedzali okoliczne rowy, R8 stara się dać nam drugą szansę i powiedzieć: „Nie bój się. Ja Cię teraz wezmę za łapkę i przeprowadzę przez ten gnój”.
O prowadzeniu można powiedzieć – doskonałe, proste, precyzyjne. To jest to, czego szukam w aucie. Siedząc w R8 masz świadomość tego, że za Tobą bije potężne serce, ale czujesz się bezpiecznie. Masz poczucie, że jesteś w stanie to kontrolować i nikt nie chce cię zajebać. Viper nie oferuje takiego komfortu psychicznego.
Nie zawsze liczy się wnętrze. Audi R8 w środku ma tylko jeden fajny element i jest nim gałka skrzyni. Reszta nie jest ani zła, ani zaskakująco dobra. Jest po prostu schludna. Zdarza się, że coś zaskrzypi, ale fakt faktem, że w środku jest wyjątkowo cicho. To kolejny dowód na to, że to auto jest doskonałym wyborem na daily. W R8 jest coś takiego, że wsiadając czujesz się w tym wnętrzu dobrze i bezpiecznie. To ważne, żeby wyczuć auto. Z zewnątrz tego nie czuć, ale R8 jest dość szerokie, a dobra pozycja w aucie pozwala szybko wyczuć na co można sobie pozwolić.
Osobiście jestem kupiony przez R8. Uważam, że to auto ma w sobie wszystko, czego potrzebuję. 911 jest idealne pod wieloma względami – dobrze się prowadzą, mają moc spirytusu technicznego, ale brakuje w nich „tego czegoś”. Czegoś pociągającego. I to właśnie znajduję w R8 – trochę zdrowej ekstrawagancji. Nie wspomnę o tym, że R8 to doskonały daily. Jest cichy, wygodny i cywilny, a zarazem ma wszystkie cechy supersamochodu. Absolutnie, Audi R8 zajmuje pierwsze miejsce w mojej prywatnej klasie DailySupercar.
Już dziś każdy z Was może umówić się na randkę z Audi R8!Wystarczy, że zdzwonisz do Ride Me i umówisz się na spotkanie.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!