Witajcie w 2016! Tak naprawdę mityczna zmiana daty nic nowego nie wnosi, ale to pierwszy post w tym roku i chciałem to podkreślić. Nowy rok zaczynamy od spotkania z Audi RS7 – samochodem, który z socjologicznego punktu widzenia jest bardzo podobny do Nissana GT-R. Otóż, jak na prawdziwego Niemca przystało RS7 ma całą rzeszę fanów, pomimo faktu że dość spory procent tych fanów nigdy nie miała z nim styczności. To zupełnie jak z GTRem, a druga cecha łącząca te dwa auta to fakt, że oba nie są najpiękniejszymi samochodami na świece. Czy jeszcze coś je łączy?
Z Audi RS7 mieliśmy okazję zapoznać się bliżej przy okazji organizowanej przez nas świątecznej akcji – Santa Taxi. Dzięki firmie Auto Capital, która wspiera nas od dawna, Audi służyło nam za taksówkę. Na samo spotkanie z RS7 nakręcił mnie Ołówek. On uwielbia Audi, więc o RS7 zdążyłem się już nasłuchać, że to dobre auto i ach i och. Dla mnie to raczej była zwykła limuzyna, duże auto klasy premium, ale bez przesady żeby od razu poematy o tym pisać. Nie oszukujmy się – nie jest to włoska fantazja na temat budowania samochodów.
Audi odbieraliśmy z parkingu w lekko przymrozkowy, grudniowy, poranek. W sumie odbyło się bez zbędnych ceremoniałów. Otwieram masywne drzwi. Wsiadam. Przez zaroszoną szybę nic nie widać. Pierwsze uczucie – pełność. Nie wiem skąd to się bierze, ale czasem kiedy wsiadam do auta odczuwam coś takiego jak „pełność”, czyli takie poczucie że wszystko co jest dookoła Ciebie bardzo dobrze Cię otacza. Odkryłem to uczucie kiedy po raz pierwszy wsiadłem do Astona Martina DB7. W żaden sposób nie porównuję wnętrza DB7 do RS7, bo to dzień do nocy, ale chodzi o to zupełnie pierwsze uczucie gdy wsiadasz do samochodu.
I tak zaczęliśmy swoją znajomość. Jak wspominałem do RS7 podchodziłem bez specjalnej ekscytacji. Po pierwszych kilometrach czułem się jakbym prowadził zwykłą, nową, Audice. Gdyby nie znaczek „RS7” na kierownicy i zegarach to powiedziałbym, że nie spotkało mnie nic nadzwyczajnego. Kiedy o tym rozmyślałem zadzwonił do mnie Ołówek, który jechał za mną BMW i mówi – zwolnij trochę, bo nam dupną prawka zaraz. W pierwszym momencie nie zrozumiałem o co mu chodzi, ale spojrzałem na budzik i miał rację… prędkość została przekroczona dość znacząco. I od tego momentu zacząłem rozumieć, że w tym aucie najważniejsze są rzeczy których nie widać.
A wszystko przez to, że w RS7 kompletnie nic nie czuć. Na chwilę zostałem wyłączony z całego otaczającego mnie świata. Z pewnością, po części to zasługa, podwójnych, klejonych szyb z przodu, które wygłuszają wnętrze i zapewniają komfort. Po czasie kiedy już każdy z nas zapoznał się z RS7 doszliśmy wspólnie do wniosku, że w tym aucie bardzo łatwo stracić prawko z powodu utraty kontroli nad prędkością. Co prawda jest dodatkowy wyświetlacz na szybie, który przypomina o przekroczeniu dozwolonej prędkości, ale kto by na to zwracał uwagę? W sportowych autach czuć prędkość, słychać ją, da się ją przeżywać – tutaj nic. Ale to był tryb komfort i automatyczna skrzynia.
Dalej było już tylko ciekawiej. Kręcąc filmik zastanawialiśmy się, w którym trybie RS wydaje najładniejszy dźwięk… odpowiedź była prosta – dynamic. Szybko porzuciliśmy wszelkie automatyczne ustawienia i się zaczęło. Wtedy RS7 przemienił się ze zwykłej, nieco nudnawej, limuzyny w auto, które potrafi pasjonować. Benzynowe V8 o pojemności 4.0 dostaje wtedy prawdziwy, głęboki, oddech. Wypunktować należy tu kilka rzeczy.
Przede wszystkim przyspieszenie i petardę dostępną w każdym momencie. Skrzynia w mgnieniu oka reaguje na każde dotknięcie łopatki i samodzielnie nie przerzuca biegów nawet kiedy będziemy chcieli przeciągnąć auto na wysokich obrotach co ma też swoje plusy w niektórych sytuacjach. To wszystko dowodzone przez bardzo przyjemną, dobrze dopasowaną kierownicę, która jest naprawdę fajna. Kilka dni po jazdach RS7 mieliśmy okazję przywieźć do Łodzi Audi A6. Różnica w takiej głupocie jak kierownica była olbrzymia.
Przy szybkiej, agresywnej jeździe rzeczą niebywale istotną jest układ kierowniczy. W RS7 jest on bliski doskonałości – oczywiście jak na ten segment samochodów. Od auta typowo sportowego oczekiwałbym nieco innych cech, ale w RS7 układ jest bardzo dobry – już po paru kilometrach da się go dobrze wyczuć. Do tego dość miękkie zawieszenie, które nawet w trybie „usportowionym” nadal pozostaje komfortowe. To wszystko działa na plus. Nie mniej jednak, razem z Ołówkiem doszliśmy do wniosku, że przy wyłączonej trakcji trzeba to auto pilnować. Nawet napęd Quattro czasem nie jest wystarczający, aby zabezpieczyć prawie 560 koni. Trzeba czasem powalczyć.
I rzecz która chyba najbardziej mnie bawiła podczas całego romansu – głos. RS7 brzmi obłędnie. Wykorzystując to, że przy manualnym trybie auto można wysoko wkręcać to można robić piękne down shity. Sam dźwięk wydobywający się z V8 jest mega, a jeszcze gdy czasem strzeli z wydechu… coś wspaniałego! Teraz można się zastanowić gdzie podziała się nudna limuzyna, do której wsiadałem. W tym miejscu przytoczyłbym pewną sytuację, która spotkała mnie parę dni temu…
Musiałem się przejechać tramwajem. Akurat spadło trochę śniegu i wywołało to paraliż komunikacji miejskiej. Wsiadam do zapchanego tramwaju, oczywiście miejsc siedzących brak. Obok mnie stały dwie dziewczyny, prawdopodobnie studentki architektury sądząc po wielkich naramiennych teczkach i umieszczonych na nich rysunkach. Jedna z nich szczególnie przykuła moją uwagę, może dlatego że przez panujący ścisk musiałem się o nią ocierać. Chociaż chyba bardziej zaciekawiło mnie to, że dziewczyna w płaszczu od kostek po szyję, miała tak cudowny wzrok, w którym można było się z marszu zakochać. Blondynka, z minimalnym makijażem, w pełni naturalna, a jednak miażdżąco intrygująca. Mówię sobie, jest zimno to chociaż sobie spojrzę raz na jakiś czas na niąi szybciej mi podróż zleci. I nagle słyszę jak ściszonym głosem opowiada swojej koleżance o tym jaka była szczęśliwa jak ostatniej nocy jej facet zaczął rozbierać ją w kuchni…
To jest historia o RS7. Gdy zdejmujesz delikatnie nogę z gazu ona prosi o więcej, wtedy ty wciskasz pedał w podłogę i spełnia wszystkie twoje zachcianki. Jedyny minus jest taki, że to bardzo uzależnia, a czasem trzeba przystopować. Przygody na wysokich obrotach są dość kosztowne. Podczas naszych jazd auto średnio paliło 38 litrów na każde 100 kilometrów. Przy czym oszczędzając można zrobić wynik około 17 litrów.
Dużo piszę o jeździe RS7, bo szczerze mówiąc w tym aucie nie istnieje nic oprócz silnika, skrzyni, wydechu i zawieszenia – są cztery elementy, za które płacisz kupując to Audi. We wnętrzu najfajniejszym elementem jest kierownica i może gałka dźwigni skrzyni. Cała reszta jest totalnie zwykła, ale na bardzo wysoki poziomie wykonania do czego Audi zdążyło już przyzwyczaić.
Prawdą jest to, że są fajne bajery jak np. asystent zmiany pasa ruchu, który pomarańczowym światełkiem na lusterkach bocznych informuje czy bezpiecznie możemy zmienić pas. I to, co ważne dla mnie, z perspektywy moich obaw co do jazdy na wstecznym – asystent parkowania. Praktyczne jest też rozwiązanie stosowane w większości Audi, a mianowicie chowany monitor centralki. Nie lubię jeździć z czymś wystającym ponad horyzont na desce. Zawsze dramat przeżywam w nowych Merecedesach jak na desce sterczy ten tablet, z którym nie można nic zrobić. Nie wiem kto i dlaczego to wymyślił.
Skoro już przy odniesieniach jesteśmy. Quattro to fajna sprawa, ale gdyby tak można było odłączyć od czasu do czasu przedni napęd i wykorzystać jedynie tylną belkę, można by uznać że byłoby idealnie. Cała magia tego eksperymentu nazywanego RS7 minęła mi gdy zaparkowałem i wyszedłem z auta. Z zewnątrz to auto jest może nie tyle nudne, co skromne. Niemcy zawsze mieli problem z wyrażaniem emocji, raz kiedyś za bardzo się zakochali w panu z wąsem i pół Europy wybili. Pewnie dlatego teraz są przesadnie oszczędni w okazywaniu uczuć nawet budując samochody. Gdybym nie zapomniał schować wysuwanej lotki dociskowej, to tył auta byłby zwykły. Całości nie ratuje nawet dyfuzor i podwójne rury wydechowe. Jedyne co może urzekać w Audi to przednia atrapa, która w Slinach i RSach jest tak zła jak sam Lord Vader. Bardzo przyjemne są też światła do jazdy dziennej, które naprawdę fajnie wyglądają. Stylistycznie jest to kawał dobrej, rzemieślniczej, roboty – bez fantazji i wymyślnych form, ale jestem pewien że to auto właśnie takie ma być – nieprzesadzone.
Jednak czy Audi RS7 ma jakieś prawdziwe wady? Otóż według mnie jest ono do bólu poprawne. Wszystko w nim jest dobre albo bardzo dobre. Zdarzą się takie rzeczy jak gorszy plastik gdzieś w dolnych partiach wnętrza, ale to chyba jak w każdym aucie. Rozmawiałem też z właścicielem Gran Trurismo Polonia – Arturem Ryskim, który dość długo jeździł RS7 i zwrócił mi uwagę na to, że zawsze uderzał głową o klapę bagażnika, bo „za nisko” się otwiera. Mnie ten problem nie dotyczy, bo Jordanem nie jestem. Sam bagażnik jest dość obszerny, ale już przestrzeń między lampami przez którą trzeba wrzucać torby nie jest tak duża. Można też przyczepić się tylnej półki podszybia. Ale to wszystko szukanie minusów na siłę.
Jest jeden minus, a w zasadzie prawie 400.000 minusów, czyli cena. RS7 nie należy do najtańszych aut. Na rynku ceny zaczynają się od 300.000 do 700.000 PLN w zależności od rocznika i konfiguracji. RS7 to świetne auto, ale mimo wszystko te ceny nie są małe i wydaje mi się, że można je mądrzej zainwestować. Nie tak dawno pisałem o BMW M6. To też jest auto o dwóch charakterach. Też łączy w sobie elegancję z dużą mocą. Ale w BMW jest coś czego nie ma w Audi – nuta nieprzewidywalności. Taka dzika moc osadzona w ładnym garniturku. Przecież po to ludzie kupują BMW, żeby się poślizgać, poczuć trochę szaleństwa. Quattro przy wyłączonej trakcji oczywiście pójdzie bokiem, ale mimo wszystko pozbawi cię radości z pełnego tylnego napędu i możliwości jakie to ze sobą niesie. Audi jest dobre do bardzo szybkiej i bezpiecznej jazdy. 300 km/h to dobra prędkość podróżna, a Quattro doskonale lepi się do drogi i możesz być spokojny o bezpieczeństwo nawet przy ostrzejszych manewrach.
Podsumowując, Audi RS7 to ciekawe auto pod względem mechanicznym. To co udało się stworzyć komponując doskonały silnik z nienaganną skrzynią i zawieszeniem jest godne podziwu. Prowadzi się bardzo dobrze, dostarcza emocji i jest przy tym bezpieczne. Jednak ja lubię pociągające formy, a w RS7 brakuje mi tego stylistycznego pazura. Może dlatego tak wiele Audi ma wide body i pakiety stylistyczne. Drugorzędną kwestią jest to czy wydanie pół miliona na to auto to dobra inwestycja, ale na pytanie czy to auto Wam się podoba i zapłacilibyście za nie tyle mamony musicie sobie odpowiedzieć sami.
Zdjęcia popełniła: Kinga Vaanilliaa
Auto udostępniał firma:
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!