Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Zacznę może od tego, że bardzo lubię spędzać czas na leżeniu pod samochodem i upuszczaniu sobie na głowę różnych ciężkich narzędzi – ot, takie hobby.

Uwielbiam spawać, szlifować, wbijać sobie wkrętaki krzyżakowe w tętnice udowe, gubić nakrętki, wylewać gorący olej silnikowy na twarz i tak dalej.

To mnie odpręża.

Z resztą, już od dziecka lubiłem wszelkiego rodzaju młotki, szlifierki i te fikuśne, skręcone klucze płasko-oczkowe. Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale uważam, że składanie wyremontowanego silnika grzechotką z dobrze skalibrowanymi nasadkami może być równie przyjemne co wieczór spędzony w towarzystwie napalonej osiemnastolatki, która wypiła o jednego szota z tequillą za dużo i właśnie puściły jej hamulce.

Ja po prostu kocham pracować przy samochodach.

Jest jednak jeden wyjątek – bo kiedy patrzę na stojącą na moim podjeździe Ibizę to nie wiedzieć czemu wszelkie garażowe „aktywności”, zamiast rozpalonej osiemnastolatki zaczynają przypominać mi Zbigniewa Ziobro.

Albo Marylę Rodowicz w bikini.

Brrrr…

To w sumie ciekawe – z innymi samochodami nie mam takiego problemu, ale kiedy przychodzi mi zrobić coś przy naszym małym Seacie to za cholerę nie potrafię się do tego zmotywować. Już parę razy zastanawiałem się nad tym skąd właściwie wzięła się u mnie cała ta nieskrywana, perfidna niechęć. Chodzi o to, że ten wóz naprawdę nie jest zły – całkiem znośnie przyspiesza, do tego ma dobrze wyprofilowane fotele, niezłe hamulce, a podświetlane na czerwono zegary przypominają bardzo te montowane w Alfie Romeo 156 (która mimo swoich oczywistych wad bardzo mi się podoba – bo to w końcu Alfa).

Poza tym Ibiza jest u nas już ponad dziesięć lat, a mimo to przez cały ten czas miała ona tylko jedną, poważniejszą awarię –  umarła wówczas sonda lambda.

Ibiza postanowiła porzucić wtedy swoje dotychczasowe życie i zostać napędzanym benzyną bezołowiową trzydrzwiowym wibratorem analnym.

Naprawdę sporo nad tym myślałem (nie, żeby zdarzało mi się to zbyt często) i w efekcie doszedłem do wniosku, że winny musi być po prostu jej głupi wygląd.  No bo pomyślcie sami – większość małych samochodów jest zaprojektowana według jakiegoś dobrze przemyślanego klucza. Jedne mają niezwykle wyraziste linie, wielkie wloty w zderzakach i podkreślające sportową sylwetkę, dyskretne spoilery. Inne są wyposażonymi w gustowne alufelgi wzorami elegancji – kojarzą się trochę z dziełami włoskich stylistów, stonowaną biżuterią albo tymi modnymi okularami przeciwsłonecznymi po pięć koła za parę.

Są też wozy wyglądające jak drogie buty do biegania – pstrokate, krzykliwe, nieco zwariowane.

W sumie fajne.

W niektórych przypadkach nadwozia kojarzą się z myśliwcami, współczesną architekturą albo karabinami laserowymi rodem z Gwiezdnych Wojen – jak choćby Honda Civic z tymi fikuśnymi, trójkątnymi wydechami. Jest też Fiat 500 i nowy New Beetle  – „klasyki”, które styliści przywrócili do życia za sprawą wracającej co jakiś czas mody na styl retro.

No i jest Ibiza – wóz, który wygląda po prostu jak stawiająca porannego kloca, przerośnięta świnka morska.

Serio – za każdym razem kiedy patrzę na ten wóz, przed oczami mam siedzącego w rogu klatki, srającego chomika.

Wiecie, takiego średnio rozgarniętego, co to po roku mieszkania w klatce nadal nie ogarnia, do czego właściwie służy to dziwne kółko z nóżkami.

Co prawda we wnętrzu jest trochę lepiej, bo są tam wspomniane wcześniej zegary i fotele, ale ten syndrom sztokholmski działa tylko przez pierwsze kilka sekund. Wystarczy bowiem dotknąć boczków drzwi, żeby zorientować się, że w czasie kiedy robili ten wóz, w dziale projektowym Seata rządził najwyraźniej jakiś debil upierający się, że papa izolacyjna może być stosowana jako materiał wykończeniowy.

Powaga – jeśli w Ibizie rozwali się wam jakikolwiek plastik z wnętrza, to materiały do jego naprawy znajdziecie na dziale budowlanym w Castoramie.

Zamiast kleju i kołków montażowych wystarczy wam szczotka na kiju, kilka gwoździ i wiadro lepiku.

Do czego jednak właściwie zmierzam – otóż wydaje mi się, że Ibiza jest z nami tak długo tylko i wyłącznie dlatego, bo to naprawdę wyjątkowo szczęśliwy samochód. Na taśmie montażowej znalazła się ona najwyraźniej akurat w chwili, gdy w hiszpańskiej fabryce odbywała się wizytacja wyposażonych w groźne miny i podkładki na dokumenty gości z Volkswagena – bo mimo, iż składali ją Carlos i Sergio to jakimś cudem przez bite dziesięć długich lat nie zepsuło się w niej praktycznie nic.

Mimo, że obsługę serwisową ograniczyłem w jej przypadku do absolutnego minimum.

Gdyby nie była tak bezawaryjna, to podejrzewam, że już dawno zamieniłbym ją na jeszcze jedno BMW e46.

Ewentualnie jakiegoś przypominającego sportowe trampki Forda ze spoilerem na tylnej klapie.

Bo mimo, iż wedle obiegowej opinii w BMW e46 co chwila padają kosztujące 4760 zł za sztukę części, to jednak w przeciwieństwie do Ibizy nie musiałbym zmuszać się do tego, żeby je wymienić. BMW e46 jest trochę jak seksowna, zdrowo rąbnięta dziewczyna, którą poznaliście parę dni temu w barze. Wiecie, że jest psychiczna. Wiecie, że nie bez powodu jest sama i na pewno będą z nią problemy.

Jesteście jednak w stanie przyjąć to na klatę bo słodki Jezu – ona ma naprawdę niesamowite cycki.

To właśnie z powodu jej cycków jesteśmy w stanie tak wiele jej wybaczyć – i dokładnie tak samo działa to w przypadku awaryjnych i denerwujących, ale równocześnie powodujących samozapłon konara samochodów. Gdyby Alfy nie łapały nas tak skutecznie za krocze to już dawno skończyłyby jak Rover.

Tymczasem nasz mały, dzielny Seat działa na mnie równie pobudzająco co ekspedientka na dziale mięsnym w osiedlowym sklepie Społem.

Żeby zmotywować się do wymiany oleju, przez bity tydzień muszę oglądać w internecie porady jakiegoś kołcza gadającego o wychodzeniu ze swojej strefy komfortu. Samo to nie byłoby jeszcze aż tak wielkim problemem – w końcu daję radę ogarniać ten olej od jakichś dziesięciu lat. Wszystko wskazuje jednak na to, że nasza Ibiza (jak większość w miarę współczesnych aut) zaczyna wkraczać właśnie w wiek, w którym to czas spędzany w samochodzie zaczyna zrównywać się z tym spędzanym pod nim.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy padły już dwa łożyska kół, łączniki stabilizatora, sterownik poduszki powietrznej, tylne amortyzatory, podnośnik szyby i jeszcze kilka mniej istotnych pierdół. Poza tym powoli zaczyna kończyć się sprzęgło, uszczelniacze na silniku zaczynają się pocić, a progi po obu stronach robią się miejscami niepokojąco pofalowane.

Aż strach zbliżać się do tych miejsc ze śrubokrętem.

Ostatnimi czasy coraz częściej myślę więc o jakimś „nowym”, choć zdecydowanie nie nowym samochodzie, który mógłby zastąpić naszą panią z mięsnego. Wszystko wskazuje na to, że już gdzieś w lutym na prentkim podjeździe pojawi się nowy członek rodziny. Nie wiem jeszcze na jaki wóz ostatecznie się zdecyduję, ale mam już kilka swoich typów -  i opowiem Wam o nich za niedługo.

Uprzedzając pytania – nie ma wśród nich żadnego BMW... ;)

Komentarze (8)

3dosetki.pl
5.02.2018
14:49

3dosetki.pl napisał

Wisz jak to jest. Kochamy samochody z duszą, a duszę mają tylko te co się psują. Niby fajnie jest jeździć bezawaryjnym ale pamiętamy tylko te co się psuły. Jak tylko pomyśle o VW Corrado to od razu robi mi się ciepło i jestem jakiś rozmarzony, tylko mój portfel wtedy ukrywa się, że go tydzień znaleźć nie mogę.

Need for Speed
27.01.2018
19:35

Need for Speed napisał

Prentki lepiej kup sobie ziółka na uspokojenie! ;) 

Nosacz Polskości
27.01.2018
19:03

Nosacz Polskości napisał

Passata kup!

Przemysław Kuligowski
26.01.2018
20:53

Przemysław Kuligowski napisał

Piąta generacja Ibizy jest na prawdę bardzo fajna ;) 

Tasker GT-R
23.01.2018
13:31

Tasker GT-R napisał

Twoje porównania to jakiś wyższy stan świadomości :D

Maciej Pala
22.01.2018
19:59

Maciej Pala napisał

xD

Zbyszek Grochal
22.01.2018
14:56

Zbyszek Grochal napisał

Co tu dużo mówić, to czas na zmianę na coś bardziej charakternego!

Bartez B.
22.01.2018
13:59

Bartez B. napisał

Są po prostu samochody, które są tak nijakie, że w ogóle nie mamy ochoty mieć z nimi styczności. Fakt, spełniają swoją funkcję dupowozu i pewnie dla wielu są akceptowalne, ale jako miłośnicy motoryzacji wstrząsa nas myśl o ich kompletnym braku charakteru.

POZOSTAŁE KOMENTARZE (8)