Gdy żyjemy sobie w swoim małym petro-świecie możemy czasem napotkać ścianę. Moment zwątpienia. Totalny kryzys wiary. Często ma to miejsce u schyłku sezonu, gdy emocje nieco opadają, a pogoda i otoczenie wydaje się być coraz bardziej przytłaczające. Silnik zdaje się wydawać coraz to więcej niepokojących dźwięków, plastiki zaczynają trzeszczeć trzy razy bardziej niż zwykle, a i pedał gazu zdaje się reagować nieco mniej ochoczo niż zwykle.
Zmęczenie materiału. Zapadłem w sen zimowy.
Decydując się na posiadanie starego samochodu zazwyczaj mamy jakąś wizję na temat tego co będziemy z nim robić, jak chcielibyśmy, aby wyglądał, czy też po prostu traktujemy go tak jakby już był taki jakbyśmy wszyscy sobie tego życzymy. Jednak wtedy lista „drobnych” niedoróbek, które chcielibyśmy poprawić zamiast kurczyć się to rośnie w zaskakującym tempie. Często wprost proporcjonalnie do zainwestowanej już gotówki. Im z większą ilością spraw sobie poradzimy, tym więcej wyzwań czeka nas w przyszłości. I chodź samochód marzeń się buduje, a nie kupuje to każdego czasem dopada kryzys wiary. Wiary w sens wszystkiego co przy nim robimy. Gdy nad głowami wiszą ciemne chmury warto zwrócić uwagę na jedną naprawdę ważną rzecz.
Czy to wszystko sprawia Ci radość?
Jeśli tak… To wygrałeś. Nie jesteś jednak jeszcze o tym zupełnie przekonany. Goniąc za marzeniami można naprawdę bardzo się zatracić, gdy zaczyna brakować motywacji to nasza podświadomość zaczyna znajdować i wyolbrzymiać przeszkody. Przeszkody, które tworzą się tylko i wyłącznie w naszej głowie.
Doskonałym przykładem tego o czym mówię jest to, że ostatnimi czasy postanowiłem odstawić swój samochód na nieco dłużej niż zwykle. Choć uwielbiam tego skurczybyka z przerośniętym ego to czasem mam ochotę go po prostu sprzedać. Jednak wiem, że gdybym to zrobił i kupił jakiś w miarę współczesny samochód plułbym sobie w brodę przez bardzo długo. Dlatego też postanowiłem zrobić sobie dłuższą przerwę.
Szczególnie dlatego, że gdy miałem wrażenie znów panować nad nim w 100 procentach to on zwykł pokazać mi, że jak zwykle „w dupie byłem i gówno widziałem„.
Pewnego wątpliwie motywującego poranka wstałem więc kilka minut za późno, aby zdążyć na tramwaj teleportujący mnie w okolice mojej uczelni i postanowiłem w końcu sięgnąć po samochód, Gdy tylko wyjechałem z hali garażowej wszelkie negatywne odczucia zniknęły, a ja na nowo zakochałem się w swoim samochodzie. Wcześniej doszukując się dodatkowych usterek przestałem zwracać uwagę na to jak precyzyjnie się prowadzi. Jaką wspaniałą muzyką dla moich uszu jest praca rzędowej szóstki i jak bardzo starałem się usłyszeć dźwięki, których tak naprawdę nie było. Przepływając przez puste ulice nadmorskiej metropolii uśmiechałem się do siebie jak ostatni debil. Objechałem kilka razy kwadrat zanim tak naprawdę wjechałem na kampus i zaparkowałem. Pomimo tego, że w ten dzień czekało mnie kilka niewdzięcznych egzaminów to mój nastrój i samopoczucie zmieniły się o 180 stopni. Tak bardzo wiele radości daje mi ten samochód.
Dlatego też, gdy przestajecie wierzyć w to co robicie po prostu dajcie sobie chwilę odpoczynku. Odpuśćcie na chwilę. A może okazać się, że wszystko co wydawało się być przeszkodą tak naprawdę było tylko mentalną ścianą.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!