Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Mam kilku znajomych, którzy na propozycję naciągnięcia na felgi (oryginalne, a jakże) opon w rozmiarze rózniącym się minimalnie od zaleceń producenta reagują spojrzeniem przepełnionym niedowierzaniem, obłędem i strachem. Dygoczą wtedy i błądzą nerwowo oczami po ścianach niczym Robocop, który dostał właśnie sprzeczne rozkazy.

Albo ja, gdy wlałem właśnie do silnika wart ponad dwieście złotych olej, po czym zorientowałem się, że chyba zapomniałem zakręcić znajdujący się w dolnej części silnika korek.

Mimo to nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że Ci ludzie są pełnokrwistymi miłośnikami motoryzacji. Potrafią godzinami przeglądać prasę motoryzacyjną zachwycając się seksownymi liniami nowego coupe od Zagato. W garażu trzymają specjalny pędzelek do czyszczenia otworów na śruby w felgach. Wybór hydrowosku i czernidła do opon pochłania im więcej czasu niż ten związany z kupnem perfum i szamponu do włosów. I nie chcą nawet słyszeć o możliwości kupna czegoś z mniejszym silnikiem.

Oni kochają swoje wozy tak samo jak ja, jednak robią to na swój własny, jakże odmienny od mojego sposób.

I choć moje podejście zakładające przykręcanie do samochodów całej masy nieoryginalnych części w ich oczach zakrawa na herezję to mimo wszystko bardzo się lubimy.

W końcu jesteśmy rodziną.

Bo widzicie – samochody można kochać z wielu, naprawdę przeróżnych powodów. Można trzymać w garażu stare Alfa Romeo tylko po to, by zaglądać do niego raz na czas ze szklanką szkockiej w dłoni i zasiadając na stercie opon patrzeć w ciszy na pięknie opadającą linię dachu. Można niszczyć opony mocno podrasowanym Fordem wyposażonym w turbosprężarkę i napęd na cztery koła albo toczyć się niespiesznie nocą po pustych ulicach za kierownicą obniżonego volkswagena pamiętającego jeszcze ręcznie klepane elementy karoserii.

To wszystko jest miłość.

Sam z resztą jestem okropnie niezdecydowany w swoich poczynaniach.

Chciałbym mieć całą masę samochodów o charakterach tak odmiennych jak Iza w te jej dziwne dni. Chciałbym klasyczne BMW z drewnianą konsolą i głębokim, czarnym lakierem, którym mógłbym kręcić się nocami po mieście wsłuchując się w szum przecinających ciepłe powietrze chromowanych lusterek. Słuchać szumu szerokich opon i stłumionego klangu sześciocylindrowego silnika.

Chciałbym stare, wyposażone w duży silnik kombi z przepastnym bagażnikiem, w którym mógłbym rozłożyć materac i po prostu – ot tak, bez specjalnego zamysłu ruszyć przed siebie. Jadać obiady w przydrożnym bistro serwującym hot dogi z zamrażarki, a trasę podróży planować wyłącznie w oparciu o różnice poziomów i krzywizny zakrętów widocznych na pachnącej dawnymi czasami mapie.

Nocować gdzieś w głuszy.

Na skraju górskiej drogi i budzić się rankiem w promieniach wpadającego przez boczną szybę letniego słońca. Połykać kolejne kilometry w towarzystwie żonglującego niespiesznie automatu i potężnego momentu obrotowego zdolnego zakręcić planetą w drugą stronę.

Chciałbym mieć w garażu pachnącą latami 90-tymi rajdówkę o iście nieobliczalnym charakterze. Szalonego terriera imieniem Spike z kubełkowymi fotelami i obszytą zamszem kierownicą, który szczekałby na mnie energicznie za każdym razem kiedy okazałbym się zbyt miękki pokornie zdejmując nogę z pedału gazu. Pachnącego latami 90-tymi kit-cara, którym mógłbym szaleć po górskich serpentynach przy akompaniamencie świszczącej skrzyni biegów i ryku przelotowego wydechu z kwasówki.

Chciałbym mieć otwarty, lekki kabriolet z dobrym audio i narowistym, nieco łobuzerskim motorem reagującym na gaz z wyraźnym entuzjazmem.

Taki z nadsterownym temperamentem i płytą Freddy’ego w odtwarzaczu.

Czy w końcu ciche, komfortowe gran turismo o długiej masce i krótkim, zadziornie zakończonym tyle nadwozia. Urzekające komfortowym wyposażeniem i głęboko wyprofilowanymi fotelami coupe…

Łagodne niczym baranek w czasie spokojnego cruisingu i nieobliczalne niczym tropikalna nawałnica nad kubańskim wybrzeżem, grzmiąca i ciskająca piorunami tak, że aż z wrażenia odpadają kokosy.

Mógłbym tak wymieniać i wymieniać bo moja lista wymarzonych samochodów w zasadzie nie ma końca. Na poczekaniu jestem w stanie wymieniać nieskończenie wiele intrygujących mnie kombinacji. Oryginalne klasyki, nowoczesne wyścigówki z regulowanym zawieszeniem i ceramicznymi tarczami, wielkie, wyposażone w klatkę i fotele kubełkowe półciężarówki i luksusowo wyposażone krążowniki z amerykańskim rodowodem…

Jak jednak pogodzić to wszystko z jednym czy dwoma pustymi miejscami na przydomowym podjeździe i ograniczonym budżetem na polisy OC?

Jak na kilku metrach kwadratowych zmieścić wszystkie te przesiąknięte benzyną aspiracje i dziecięce marzenia?

Jeśli o mnie chodzi to patrząc przyszłościowo dość poważnie rozważam mocowanie dziecięcych fotelików do wspawanego w nadwozia rollbara ale jak mają radzić sobie ludzie posiadający choćby śladowe pokłady inteligencji czy zdrowego rozsądku?

Jak mają spełniać swoje marzenia o sportowym samochodzie kiedy dysponują jednym miejscem parkingowym, dwójką dzieci i żoną, która na pomysł o przykręceniu fotelików do tylnej rozpórki zareaguje bez wahania pozwem o rozwód?

Jeśli spojrzycie na to co stoi obecnie na moim podjeździe, będziecie mogli zauważyć, że nieustannie próbuję połączyć ze sobą te wszystkie niespełnione marzenia. Z jednej strony wkładam do BMW sporych rozmiarów silnik uzupełniony gwintowanym zawieszeniem zamontowanym na poliuretanowych tulejach, a z drugiej uzupełniam wyposażenie o różnej maści tempomaty, skórzane tapicerki czy podgrzewane fotele.

Z jednej strony montuję nawiercane tarcze hamulcowe, sportową kierownicę czy układ wydechowy z kwasówki. Z drugiej – oryginalne, stonowane alufelgi czy lampy z pomarańczowymi kierunkowskazami, równie krzykliwe co wisząca w babcinym salonie firanka w kwieciste wzory.

Chodzi o to, że w miarę moich możliwości i wiedzy staram się zawrzeć w swoich samochodach wszystko to, za co kocham szeroko rozumianą motoryzację.

Uwielbiam surowy zapach gołego metalu. Uwielbiam odsłonięte przewody zapłonowe, efektownie wyeksponowane pokrywy zaworów i całą tą niedocenianą ostatnimi czasy mechaniczną surowość. Jestem zadeklarowanym fanem pracujących z wyraźnym oporem skrzyń biegów i mechanicznych szper.

Kocham miękkie w dotyku deski rozdzielcze i wielkie, perwersyjnie wyeksponowane obrotomierze.

I jestem zdania, że każdy komu nie zdarza się kręcić silnika do odcinki, nie ma pojęcia czym tak naprawdę jest szczęśliwe życie.

Ja odnalazłem szczęście za kierownicą starego BMW. Równie dobrze jednak mogłem jeździć dziś Mercedesem, Hondą albo Peugeotem – wcale nie czułbym się z tego powodu kimś gorszym czy lepszym. Po prostu los zaprowadził mnie akurat przed tę furtkę, a mnie pozostało wycofać się bądź też bez wahania nacisnąć klamkę.

Tak więc oto stoję w tym miejscu i z dumą spoglądam na stojące na moim podjeździe marzenia bo choć naznaczone są niedoskonałościami i błędami, które na przestrzeni lat zdarzyło mi się popełnić to cieszę się, że nikt nie popełnił ich za mnie.

To kawałek mojego życia i dowód dokonanych przeze mnie wyborów.

Budujcie swoje samochody nie patrząc na innych. Budujcie je dla siebie i niech nikt inny nie waży się mówić Wam jak powinniście postąpić. Szukajcie inspiracji i wiedzy ale nie pozwólcie, żeby ktoś dokonywał wyborów za Was.

To Wasz garaż i Wasze marzenia.

Nikt inny nie spełni ich za Was.

Komentarze (2)

Grzegorz Paczuski
8.06.2017
12:25

Grzegorz Paczuski napisał

Musisz po prostu trafić na osobę, która podziela w jakiś sposób twoją pasję. Moja dziewczyna na szczęście nie ma oporów przed upaćkaniem się błotem i innym cholerstwem podczas offroadowch przejazdów. Bywa, że sama pierwsza wskakuje w największą breję.

Paweł Kozierkiewicz
8.06.2017
08:30

Paweł Kozierkiewicz napisał

Fajny wpis. Niestety duża część z nas boryka się z tego typu ograniczeniami, o których piszesz. Ba! Miejsce na parkingu jest tu raczej najmniejszym problemem. Zawsze najtrudniejsze jest uzyskanie zrozumienia dla swojej pasji u osób, które co najwyżej tolerują Twoją miłość. "Dlaczego znów kupiłeś to czy tamto do samochodu? Przecież wiesz, że bardziej potrzebne jest [tu wstaw dowolną nazwę praktycznego przedmiotu niezwiązanego z Twoją pasją]". Ile razy coś takiego słyszałem.
Dlatego jeśli możesz realizować się w życiu poprzez to co kochasz robić, to jesteś zaiste szczęściarzem! :)

POZOSTAŁE KOMENTARZE (2)