Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

czyli co miał na myśli ten, który zamawiał Twój samochód w salonie.

Jak niektórzy pozwolili sobie zauważyć ostatnio zdarzył się mały przestój na Wirujących Oktanach. Wszystko zaczęło się od tego, że podczas poszukiwań zaginionego pięć lat temu pendrive’a spadła mi na głowę zawartość legowiska smoka Arkadiusza. Na skutek tego tragicznego w skutkach zdarzenia któraś z zapadek funkcjonujących w mojej głowie przeskoczyła o jedno miejsce za daleko i wtedy wszystko się zaczęło. Zacząłem ogarniać wszystko co związane z motoryzacją w moim bezpośrednim otoczeniu. Na pierwszy ogień poszły letnie felgi, które miałem zamiar sprzedać w najbliższym czasie. W miarę możliwości przy użyciu dostępnych środków wyczyściłem wszystkie cztery. Było mi mało więc postanowiłem przepolerować ponownie i wymienić tylne światła w 2.8 na oryginalne z pomarańczowym kierunkiem. Okazało się, że zakupiona przeze mnie para po lekkim przepolerowaniu wygląda całkiem nieźle. No i teraz to dopiero poczułem się bohaterem…

IMG_0819-e1423321809157

etap1

Ale to wciąż było mało, bo w ostatnich dniach taki był ze mnie ambitny koleżka, że aż postanowiłem zrobić rzeczy, których wykonanie wcześniej odkładałem w nieskończoność. Umyłem i odkurzyłem wnętrze w sposób tak dokładny, że aż mnie samego to zdziwiło. A na koniec wybrałem się na potencjalnie samobójczą misję poszukiwania zaginionego ciśnienia w układzie spryskiwaczy przedniej szyby. I spaliłem żarówkę mijania po stronie kierowcy.

Ten incydent nie miał z ciśnieniem absolutnie nic wspólnego.

Z rozpędu umyłem także dokładnie i wytarłem do sucha cały samochód. Już prawie zaczynałem nakładać politurę i wosk, ale opadłem z sił i wszystko wróciło do normy. Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Ale to nie ma znaczenia. Ważne jest t0, że podczas odkurzania wnętrza przeszło mi przez myśl coś ciekawego. Mianowicie.

Czy zastanawiałeś się kiedyś, co miał na myśli ten Helmut – lub inny Gundolf,  który w latach 90-tych zamawiał w salonie takie, czy inne (na ten przykład) BMW?

Bo nie zawsze przecież to finanse decydowały o tym co można było wybrać.

Taka sytuacja:

Wyobraź sobie wściekle czerwone E30 Coupe 1.8 IS (wiemy, że to dość żwawy silnik w tej budzie), którego jedynym dodatkowym wyposażeniem była apteczka i fabryczna szpera. Kto mógł jej pragnąć w takiej formie?

lf

Możliwe, że jakiś młody człowiek żądny interesujących wrażeń, a może jednak podstarzały biznesmen w okolicy 40tki, który zapragnął nieco ożywić swoją egzystencję odrobiną adrenaliny. Jest też trzecia opcja. Ktoś kto, bardzo chciał mieć nowe e30, ale wszystko inne uznał za zbędne pierdolety.

Inny Helmut:

Ciemnozielone E34 z 2,5 litrowym silnikiem Diesla, usportowionym zawieszeniem i niemal każdym możliwym do zainstalowania w jednym pojeździe katalogowym dodatkiem – nie zapominając o skórzanym wnętrzu w kolorze bananowego beżu.

00036070_40776_S6

To ten typ. Modny Dieselowiec. Pewnie biznesmen spędzający pół życia w samochodzie. Dlatego też nie mógł odpuścić sobie tych wszystkich dodatków. A może chciał pokazać komuś, że go po prostu stać?

Jeszcze jeden przykład.

E36 kombi w kolorze kosmicznej czerni z dwulitrową benzyną pod maską. Klimatyzacja, pakiet oświetlenia wnętrza i welurowa tapicerka, a do tego wszystkiego relingi i bagażnik dachowy.

SONY DSC

Tu bym zatrzymał się na chwilę dłużej. Wydaje mi się, że mógł to być pozornie szczęśliwy ojciec dwójki dzieci z odrobinę zrzędliwą żoną. Tak naprawdę pewnie marzył o zupełnie rozsądnym 2.8 Coupe, albo może i nawet M. Ale żona szybko go sprowadziła na ziemię. Bo duże, bo praktyczne i można pojechać na wakacje i wszystko zabrać. Klimatyzacja pomoże w upalne dni i dzieci nie będą jęczeć, że im gorąco. A dwulitrowa benzyna? Jedyny sześciocylindrowy, rzędowy silnik na który pozwoliła żona. Uczcijmy pamięć naszego brata poległego w czeluściach małżeństwa, zobowiązań i dorosłości.

Już nie taki Helmut pewny…

Jednego jestem pewien. Teraz samochody kupuje się zupełnie inaczej. Największa grupa kupujących to ci, którzy po prostu chcą uzyskać najwięcej za jak najniższą cenę. W dupie mają znaczek na masce. Auto ma być dobrze wyposażone i mało palić. Za kilka lat i tak zamiana na nowy. Kupiliby cokolwiek, by mieć pewność co do dwóch rzeczy. Po pierwsze liczy się fakt posiadania nowego samochodu, a po drugie, że w ich umysłach zrobili na tym dobry interes.

Brakuje już miejsca dla których zakup samochodu porównywalny jest do zakupu dobrze dopasowanego garnituru. Nikt nie traktuje już nowych samochodów jako nowego członka rodziny, który będzie z nimi przez długie lata.

Jeśli jeździsz starszym samochodem, to jak myślisz? Co kierowało tym kimś, kto zamawiał go w salonie?

 

Komentarze (0)