Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

NAJWIĘKSZY PRODUCENT BANANÓW, CZYLI TEST RENAULT TWIZY LIFE 80 N

Renault Twizy to miejskie, dwuosobowe auto elektryczne. Nie jest to jednak zwykłe auto, skuter czy choćby quad. 

Renault wypuszczając na rynek odważnie wyglądającego Twizy postanowił zrobić konkurencję właśnie skuterom, quadom czy innym pojazdom trójkołowym, które w zasadzie w naszym kraju także są mało popularne. W dowodzie rejestracyjnym w wierszu rodzaj pojazdu, Twizy`iego określono jako pojazd samochodowy inny. Oficjalnie jest to więc tzw. pojazd czterokołowy ciężki.

Twizy bardzo rzuca się na ulicy w oczy. Owalna kabina osadzona jest na 4 wystających poza jej obrys kołach. Przypomina mi to jajko, pająka, ale najbardziej to po prostu kinder niespodziankę.

Z przodu mamy dwie średnich rozmiarów lampy pomiędzy którymi osadzono spore logo producenta. Niżej znajduje się czarny, duży, masywny zderzak na którym jest niewielka klapka.

Po otwarciu klapki mamy dostęp do zbiorniczka na płyn do spryskiwaczy oraz jest tutaj także przewód o długości 3 metrów zakończony wtyczką, którą trzeba wpiąć do zwykłego, domowego gniazdka aby rozpocząć ładowanie pojazdu. Pełnie ładowanie od akumulatora rozładowanego do 100% trwa około 3.5h.

Auto z boku także prezentuje się dość sympatycznie. Pierwsza myśl jaka przychodzi mi do głowy to taka, aby porównać go do Smarta. Wygrywa pod względem wyglądu - jest ładniejszy, ciekawszy.

Nad głowami kierowcy i jego pasażera znajdziemy przezroczysty dach, który jest wykonany ze sztucznego tworzywa. Wymaga on 1000zł dopłaty.

Z tyłu nie znajdziemy szyby, ale i tak parkowanie to pikuś. Dość mocno rzuca się w oczy, zwłaszcza po zmroku, nietypowa, pozioma tylna lampa. Zwróćcie uwagę, że tablica rejestracyjna występuje tylko i wyłącznie na tylnym zderzaku.

Podsumowując wygląd Twizy śmiało można stwierdzić, że jest to elektryczny minimalizm, który jak się za chwilkę przekonacie także występuje we wnętrzu pojazdu. Jest to co niezbędne aby ten pojazd mógł się poruszać i tyle w zupełności wystarczy.

Nietypowe boczne drzwi z tą imitacją szyb bocznych po otwarciu sprawiają, że Twizy to taki jakby motyl. Czaderskie drzwi nie są jednak dostępne w standardzie. Wymagają minimum 1500zł dopłaty. Dlaczego minimum? Ponieważ mogą być w różnych kolorach a za to płaci się ekstra. Widoczna na zdjęciach folia udająca okna także podejrzewam, że jest za dopłatą, bo nie widziałem jej nigdy u innych napotkanych Twizy. O ile w letni, upalny dzień folia się nie przydaje i można ją zdjąć a trwa to dosłownie chwile o tyle podczas deszczu bardzo chroni przed deszczem. Jeździłem Twizy także właśnie podczas deszczu i nie zmokłem wcale. Pasażer jednak od czasu do czasu się skarżył, że gdzieś tam delikatnie zawiewa wiatr z deszczem, ale tylko gdy naprawdę solidnie padało. Gdy na niebie dominowało jednak słońce to jeżdżąc z odsuniętymi foliami we wnętrzu nie wiało za specjalnie. Gdyby miał opisać dźwięk towarzyszący rozpędzaniu się Twizy to byłby to dźwięk startującego samolotu. Drzwi wymagają dopłaty, ale warto bo gdy tym autkiem zajedziemy na parking i nie tyle je otworzymy co w zasadzie podniesiemy do góry to efekt łał jest jeszcze większy.

Przy drzwiach mamy niewielkie lusterka zewnętrzne, które ustawiamy manualnie dotykając wkładu rękoma. Nie przeszkadza to jednak w niczym gdyż zarówno do lewego jak i prawego lusterka nie jest daleko. Można by rzecz, że ergonomia na wysokim poziomie. Jeżeli lubicie zimne łokcie to dla odmiany w Twizy można robić prawy, a nawet oba, gdyż auto posiada zaledwie 139,6cm szerokości x 233,8cm długości x 145,4cm wysokości. Niewielkie rozmiary ułatwiają życie w mieście. Chcąc nie chcąc musimy jednak w korkach stać, bo z przeciskaniem się miedzy autami mógłby być problem i lepiej po prostu tego nie robić.

Renault chwali się, że we wnętrzu Twizy, osoby mające do 180cm wzrostu będą podróżować w dość wygodnych warunkach. Niewątpliwie się z tym zgadzam. Nie jestem małą osobą i mam 185cm wzrostu. 

Bez problemu jednak zajmuje miejsce z tyłu. W 100% się nie wyprostuje ale i tak jest w miarę wygodnie.

Jest okej, ale właśnie brakuje nad głową jakieś 5cm. Przy kolanach miejsca nie brakuje gdyż pasażer z tyłu siedzi rozkrokiem tak jak na motorze. Układ foteli w przypadku Twizy to 1+1, czyli jeden z drugim.

Z przodu miejsca już nie tylko pod dostatkiem co aż za nadto. O ciasnocie mowy być nie może. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo to pasażer siedzący z tyłu ma trzy punktowe pasy bezpieczeństwa, a kierowca z przodu czteropunktowe i poduszkę powietrzną. Fotele delikatnie wyprofilowane, więc trzymanie boczne występuje. Zawieszenie wprawdzie jest bardzo twarde, ale siedziska i oparcia foteli, a także ala zagłówki posiadają dość przyjemną w dotyku jakby gąbkę, która ładnie się ugina.

Całe wnętrze to plastiki twarde jak kamienie. Do spasowania nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń, a testowane Twizy nie było nową testówką, ale taką, która salon opuściła już jakiś czas temu. Plastiki twarde, we wnętrzu minimalizm, ale ma to też ważną zaletę. Zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz elektryczne Renault Twizy jest wodoodporne tudzież wody się nie boi i mało tego, można go potraktować myjką ciśnieniową. Sprawdziłem, nic mu nie było, żadnych dolegliwości, można po prysznicu śmiało jechać dalej.

Twizy dostępny jest także w wersji Cargo, czyli jednoosobowej. Wówczas z tyłu zamiast fotela jest powiedzmy jakiś tam kufer. Szczerze mówiąc to wolę, wolałbym fotel na którym i tak przecież można coś położyć.

Jeśli chodzi o schowki to za plecami pasażera znajduje się taki niewielki o pojemności ledwie 31litrów. Apteczka i coś tam jeszcze się zmieści. Zamykany jest na ten sam kluczyk, który wkładamy do stacyjki, a więc z logicznego punktu widzenia dostęp do niego podczas jazdy jest po prostu niemożliwy.

Z przodu, na desce rozdzielczej do dyspozycji mamy spore, głębokie dwa schowki na zewnętrznych stronach. Ten z prawej strony jest zamykany na kluczyk. Z kolei w tym po lewej stronie znajdziemy nawet wyjście 12V pod które możemy podpiąć telefon komórkowy, tableta, nawigację czy inne cuda.

Kierownica jest średnich rozmiarów, twarda choć dobrze leży w dłoniach. Auto ma środek ciężkości położony bardzo nisko co tylko dodaje kolejne plusy do prowadzenia. 

Tuż za kierownicą znajduje się wyświetlacz, taki minimalistyczny na którym są wyświetlane te najważniejsze dla kierowcy rzeczy czyli np. aktualny stan naładowania baterii, przejechany dystans, ilość możliwych jeszcze do przejechania kilometrów, prędkościomierz, godzina i takie tam pierdoły.

Twizy nie posiada nawiewów, a co za tym idzie także ogrzewania. W przedniej szybie są jednak druciki na w razie wu jakby szyba nam mocno parowała podczas deszczu choć mi to się nie przytrafiło. Być może to gadżet dla tych, którzy będą chcieli tym jeździć w zimę bez używania skrobaczki - ciężko stwierdzić. Na pokładzie znajduje się także sterowanie wycieraczką i jej spryskiwaczem. 

Przełącznik od świateł jest, ale z tego co zauważyłem to w pozycji 0 światła działają jak w trybie auto więc nie musimy o nich myśleć. Mamy także dość specyficzny klakson przy tej samej dźwigni przy której znajdują się kierunkowskazy. Może zamiast klakson można by użyć słowa ,,ostrzegacz" pieszych. Auto elektryczne Renault Twizy jest cichutkie. Słychać jedynie szum opon, ale w momencie gdy jedziemy wolno to go praktycznie wcale nie słuchać. ,,Ostrzegacz" przydaje się gdy suniemy przez centrum, a piesi nie oglądają się i włażą nam pod koła - no bo przecież jak nie słychać nic to po co się jeszcze upewniać oczami czy faktycznie coś nie jedzie np. choćby rowerzysta który także średnio emituje dźwięki.

Testowany egzemplarz posiadał także dodatkowy alarm, który sprawdziłem - hałasuje konkretnie. Co ciekawe Twizy nie można od tak po prostu zamknąć. Drzwi się tylko i wyłącznie zatrzaskują. Aby je otworzyć musimy włożyć rękę do środka. Okna z folii mają kolejny jeszcze taki walor, który stopuje wszystkich ciekawskich dookoła by nie próbowali się dostać do środka i myśleli, że faktycznie jakiś alarm blokuje drzwi.

Kolejną płatną ekstra rzeczą są dywaniki, które wymagają 200zł dopłaty. O ile Twizy w podstawie startuje w salonach za 33 900zł o tyle egzemplarz rodem ze zdjęć to już kilka ekstra dobrych tysięcy więcej. 

Ta cena jest, albo w zasadzie byłaby jeszcze do przełknięcia gdyby nie fakt, że dochodzi nam jeszcze jeden niechciany koszt. Jest to najem baterii, czyli taki jakby abonament. Kupujemy niewielkie auto za niemałe pieniądze ale bez baterii, które się w nim znajdują. Za ich najem musimy miesiąc w miesiąc wyskoczyć z kilku stówek w zależności od liczby przejechanych kilometrów. Twizy to auto elektryczne, bardzo ekologiczne, ale niestety już nieekonomiczne. 

Aby ruszyć do przodu wystarczy przekręcić kluczyk, zwolnić hamulec ręczny, wcisnąć przycisk D, dodać gazu i gotowe. Sercem albo w zasadzie serduszkiem Twizy jest silnik elektryczny, asynchroniczny posiadający 17KM i 57Nm, które dostępne są oczywiście cały czas już od 0. Pojemność akumulatora to 6,1kWh. Producent podaje oficjalnie, że zasięg Twizy to 100km. Jak najbardziej jest to realne, ale musielibyśmy się naprawdę nieźle postarać. Normalnie, przy takiej żwawej i dynamicznej jeździe zasięg w lato wynosi 70-80km. Zimą oczywiście mniej, ale kto tym jeździłby zimą. Vmax to niby 80km/h. Mnie jednak bez problemu udawało się rozbujać Twizy do 85km/h - potem nawet jak jest z górki to jest odcina i więcej nie chce iść - system nam nie pozwala. Czas od 0 do 45km/h wynosi 6.1s. Twizy nie jest zamulaczem i gdy tylko pojawi się zielone światło na sygnalizatorze, a my depniemy w podłogę to niewielki pojazd naprawdę dzielnie sobie radzi. Jedyne co może dziwić po przesiadce z ,,normalnego" pojazdu to działanie hamulców. Trzeba bardziej przewidywać sytuację na drodze i wystarczy w zasadzie zdjąć nogę z pedału przyspieszenia aby auto w miarę żwawo zwalniało jednocześnie odzyskując energię podczas hamowania. Gdy już zechcemy nagle zahamować to musimy pedał hamulca wcisnąć dosyć mocno - da się jednak do tego przyzwyczaić i po dwóch, trzech dniach nie zwracamy już na to uwagi. Hamulce przy każdym kole są tarczowe.

Podsumowanie. Ogólnie test Renault Twizy uważam za bardzo udany. Jeździłem już wieloma autami. Drogimi i bardzo drogimi, ale żadne nie budziło tyle emocji na drodze co Twizy. Jedziesz tym autem i tworzysz banany na buziach pozostałych uczestników ruchu drogowego. Co parking dostajesz setki pytań w stylu ,, co to, ile to, elektryczne, można to już kupić w Polsce, fajnie się jeździ?" itd. Na skrzyżowaniach łapiesz lajki i kolejne uśmiechy, a najwięcej wtedy kiedy wieziesz pasażera, a ten wychyli nagle głowę tak, że go inni dostrzegą.

Jeżeli zdarzyło Ci się jeździć gokartem i często myślałeś, że fajnie byłoby nim pośmigać po ulicach to Twizy jest urzeczywistnieniem tych marzeń.

Renault jest producentem Twizy (nazwa pochodzi od dwóch słów: Twin - bliźniaki oraz easy, czyli łatwy - zapewne chodzi o przemieszczanie się). Sam Twizy to już fabryka wrażeń na ulicach.

Każde auto posiada swoje plusy i minusy, a połączenie skutera z gokartem ma oczywiście także jedno i drugie.

Plusy:

+ frajda z jazdy

+ futurystyczny design

+ ilość miejsca dla 2 osób

+ zwrotność

+ szybki czas ładowania w dodatku z domowego gniazdka

Minusy:

- wysoka cena, chociaż temat byłby do przełknięcia, gdyby nie było tego absurdalnie drogiego abonamentu za użytkowanie baterii. Pocieszający jest tylko fakt, że w ramach tego miesięcznego czynszu za najem akumulatorów litowo - jonowych zawarty jest Assistance. Jest to całodobowa i całoroczna pomoc techniczna obejmująca wszystkie awarie akumulatora, ale także silnika. Assistance to także holowanie do wybranego punktu ładowania w promieniu 80 km w przypadku gdyby nam gdzieś w trasie zabrakło prądu.

Jeżeli jesteś osobą kochającą przyrodę bardzo mocno i najważniejsze - jesteś w stanie za to słono zapłacić to Twizy z pewnością będzie twoim partnerem w podróżach i dostawcą wielu niezapomnianych przeżyć. Twizy spełni Twoje oczekiwania.

  

AM

Strefa Kulturalnej Jazdy

Komentarze (4)

Agata Sowińska
15.08.2017
16:19

Agata Sowińska napisała

w pukt, w punkt. Wygląda gorzej niż smart, chociaż do tego też bym nie wsiadła ;)

Tomasz Krysa
12.08.2017
22:06

Tomasz Krysa napisał

Agata, w punkt! :D

Agata Sowińska
12.07.2017
11:39
Piotr Zalewski
5.07.2017
09:42

Piotr Zalewski napisał

Komplernie nie wiem po co coś takiego w ogóle wypuszczono do sprzedazy.

POZOSTAŁE KOMENTARZE (4)