Jako gość, który slogan READY TO RACE stara się przenosić na każdą płaszczyznę swojego życia, muszę przyznać, że jadąc do Rumunii na KOTH zaliczyłem niezłą wpadkę. Zawsze, bez względu na wszystko, staram się być READY na każdy możliwy scenariusz. Niestety rozkwitająca wiosna i temperatury rzędu 20 stopni + prognozy o równie ładnej pogodzie w Aradzie, jakoś uśpiły moją czujność, przez co na KOTH wziąłem ze sobą głównie krótkie spodenki, niskie skarpety, koszulki… Wpadłem. Jakież było moje zdziwienie gdy z każdym kilometrem przybliżającym nas do celu za oknem samochodu malował się coraz bardziej masakryczny krajobraz…
Wyglądało to źle i faktycznie jak dotarliśmy na miejsce, to źle było. Wiatr, deszcz, spadło nawet kilka płatków śniegu, ogólny chłód. Dobrze chociaż, że wziąłem odzież termo, ale i tak wypizgało mnie konkretnie. Ok, tu poleci kropka, bo w sumie patrząc na objętość tego tekstu w edytorze, póki co chrzanię o swoim bagażu i tym, że mnie wypizgało. No ale tak było!
PROLOG
Z tego co zdążyłem się zorientować prolog edycji 2017 nie różnił się niczym od tej z roku ubiegłego. Potwierdził to m.in. Marcin Malczyk z ekipy Enduro Krzeszowice. Na trasie riderzy mieli więc do pokonania kilka whopsów, nawrotów, betonowych rur, które z czasem zostały rozwalone, no i dla klasy Oskara – PRO – przygotowano stos głazów. Dla pochodzącego z Nowego Targu ridera, to jednak nic nowego. Po okrążeniach zapoznawczych widać było, że jazda po torze sprawia zawodnikowi KTMSKLEP.PL / EUVIC sporo fun’u, co przełożyło się na jego późniejszy wynik. Finalnie po prologu numer #6 został sklasyfikowany jako 13 w stawce PRO, co zapewniło mu start z piątego rzędu podczas następnego dnia (rząd = trzech riderów).
DZIEŃ 2 i 3 – HARD ENDURO
Drugiego i trzeciego dnia zawodnicy musieli stawić czoła 80-kilometrowej trasie Hard Enduro (z punktu A do punktu A), zaś drugiego dnia walczyli na kilkunastokilometrowej pętli Extreme Enduro. Oskar rywalizację w terenie ukończył finalnie jako 15 w stawce, przy czym pierwszego dnia terenu był 12 (i to okrągłe 5 minut przed Mario Romanem!), natomiast drugiego po drobnych problemach na trasie był 20. Swój debiutancki start może więc uznać za jak najbardziej udany! Sam zresztą też nie kryje swojego zadowolenia.
No i jestem po swoim pierwszym w karierze starcie w rumuńskim King of The Hill. Zawody uznaję za wymagające, jednak pozwalające zebrać bagaż cennego doświadczenia. Prolog o charakterze SuperEnduro, a następnie dwa dni ścigania w trudnym terenie ze ścisłą, światową czołówką Hard Enduro potrafią zmęczyć, ale także zmotywować do jeszcze intensywniejszej pracy nad sobą.
W Arad mieliśmy do czynienia z bardzo zmiennymi warunkami. Pierwszego dnia na próbie SuperEnduro dominował chłód i deszcz. Drugiego dnia powtórka z rozrywki, ale na 80 kilometrowej trasie Hard Enduro. Paradoksalnie ten najtrudniejszy pod względem warunków dzień, uznaję za najbardziej dla siebie udany.
Na motocyklu czułem się doskonale, a świadomość ścigania się na jednej trasie z takimi zawodnikami jak Wade Young, Mario Roman, Lars Enockl oraz swoimi bezpośrednimi rywalami z FIM SuperEnduro World Championship – Davidem Cyprianem, Blakem Gutzeitem i Kevinem Gallasem, sprawiała mi ogromną satysfakcję i porządnie napędzała. Na metę wjechałem jako 12 w stawce.
Drugi dzień walki w terenie przyniósł nam diametralną zmianę pogody. Było słonecznie, ciepło, a przejeżdżone wcześniej przez klasę Hobby i Expert niektóre błotniste elementy trasy zdążyły mocno przeschnąć. Mimo iż nie było źle i wynik z drugiego dnia pozwolił mi finalnie uzyskać całkiem dobrą 12 lokatę w całych zawodach w stawce PRO (wciąż czekamy na 100% potwierdzenie tej informacji)[po kilku dniach wyniki zaktualizowano i Oskar spadł o trzy oczka w tabeli – dop. red.], to muszę przyznać, że ten dzień nie należał do moich najlepszych. Jakby to powiedzieć – nie miałem odpowiedniego czucia.
Przekonani o tym, że w lesie wciąż będzie bardzo mokro, chyba nieco nie trafiliśmy z ustawieniami motocykla. Poza tym zaliczyłem jedną, czy dwie wpadki nawigacyjne, które oczywiście odbiły się na moim czasie. Na metę wjechałem z 3 wykręconymi okrążeniami na koncie i w niezbyt dobrym nastroju. To nie było to. Czegoś moim zdaniem zabrakło…, ale grunt to wyciągnąć z tego wnioski na przyszłe starty.
Sam start w KOTH, poza zebraniem nowych doświadczeń, uznaję za doskonały trening przez zbliżającym się wielkimi krokami wyścigiem Erzberg Rodeo. Moje przygotowanie kondycyjne, na co stawiałem w ostatnim czasie bardzo mocno, zdecydowanie się polepszyło. Teraz jednak pora wrócić do ostrych treningów SuperEnduro, bo za dwa tygodnie start Mistrzostw Polski SuperEnduro 2017 – napisał po zawodach na swoim FP, Oskar Kaczmarczyk
REFLEKSJE
Hmm.. w trakcie zawodów nasunęły mi się dwie kluczowe. Pierwsza z nich dotyczy organizacji drugiego i trzeciego dnia eventu. Jeśli chcecie pojechać na KOTH prywatnie, żeby popatrzeć i pokibicować, to Was kurde rozczaruję. O ile podczas SuperEnduro się działo, to podczas prób w terenie, jeśli nie macie dobrej kondycji i silnej woli (albo motocykla pod ręką ) , to z KOTH przywieziecie tylko kilka zdjęć ze startu i ewentualnie z mety.
Pętla jest ogromna, a trudność dojazdu do stref dla widzów/mediów sprawia, że w tym temacie możecie polec. Ja pierwszego dnia nabiłem na licznik kilkanaście kilometrów i z Oskim oraz resztą stawki spotkałem się na trasie właśnie tylko na starcie i później w dziczy. Drugiego dnia, kiedy zawodnicy wykręcali po kilka pętli przybiliśmy piątkę 3 razy, ale niestety do najbardziej epickich miejscówek nie dotarłem.
Refleksja numer 2 tyczy się oznaczenia trasy. Kurde, skoro ktoś decyduje się na taki event, na który przyjeżdżają ikony – Young, Enockl, Roman i jeszcze kilku innych, znanych w Europie szoferów – to mógłby bardziej zadbać o tę kwestię. Trasę dla każdej z klas wyznaczał inny rodzaj taśmy z logo takich brandów jak Sherco, KTM i Beta. Niestety taśmę wieszano na krzaczkach nie w poziomie, a w pionie uwiązując jej kawałek np. na gałęzi krzaka. A jak nietrudno się domyślić takie rozwiązanie w połączeniu z wiatrem, często plątało ową taśmę, albo owijało wokół gałęzi skracając jej długość. Efekt? W niektórych miejscach taśma była trudna do zauważenia nawet z perspektywy piechura, a co dopiero gościa, który zasuwa 60 km / h.
Więcej uwag nie mam. Aa no może jeszcze jedna, ale to chyba wszędzie się może zdarzyć – choć nie powinno. Po trzecim dniu coś się powaliło się z wynikami, przez co przez wiele godzin (finalnie dni) nie było wiadomo kto, jaki ma wynik. Wszyscy bazowali na zdjęciu wydruku tabeli wyników, który zawieszono gdzieś na samochodzie. Na www nie było ani śladu. Aktualizacja nastąpiła dopiero w czwartek, czyli 4 dni po evencie….
Dobra, z mojej strony to tyle. Więcej o KOTH na pewno wydziergam do czerwcowego X-Cross (kwietniowy już się drukuje..). Czego teraz nie napisałem, może oddadzą foty, więc łapcie kilka shotów z malowniczego Arad!
–
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!