Test: Skoda Yeti 4×4 i kamieni kupa
Zaczęło się świetnie. Zaczął sypać śnieg i lada chwila miał do mnie przyjechać pan Marcin ze Skodą Yeti do testu. Tą z dwulitrowym dieslem o mocy 150 koni, ręczną skrzynią i – najważniejsze – napędem na cztery koła. Może nie przepadam za ropniakami, ale przyznacie, że taka konfiguracja brzmi bardzo zachęcająco zwłaszcza, gdy śnieg walił jak uchodźcy do Europy.
Niedawno spotkałem się z taką teorią, że jak chcecie opowiedzieć komuś o czymś co w gruncie rzeczy jest dobre i zasługuje na uwagę, ale mimo to ma jakieś tam mniejsze lub większe minusy to warto jest zacząć właśnie od nich. Czyli przywalić na samym początku z tym co jest złe, suabe i w ogóle kijowe, następnie wyraźnie zaznaczyć, że to już koniec złych wiadomości i zacząć mówić o wszystkich ochach i achach w danym temacie. Wtedy słuchacz podobno się rozluźnia, szybko zapomina o minusach, bo w podświadomości ma, że teraz to już pójdzie z górki i czekają same przyjemności oraz ogólnie czilałt.
No to lećmy z tym co lepiej byłoby przemilczeć, czyli zapraszam do zapoznania się z minusami Skody Yeti.
Zanim wsiadłem do Skody Yeti w oczach malowała mi się jako rozsądny i idealny wóz rodzinny. Taki nie tylko do roboty i z powrotem oraz niedzielne zakupy w Oszął i Ikei, ale także na dłuższe i krótsze wypady nad morze, jezioro, w góry na narty czy coś takiego. Rozsądny, bo to Skoda, a rodzinny bo to Yeti, proste? I SUV. Zwłaszcza ta wersja z napędem na cztery łapy brzmi bardzo ciekawie i idealnie koresponduje (hyhy) na przykład z wyjazdem w kilka osób na narty. No dobrze, i gdzie ten problem? W stwierdzeniu „w kilka osób”, bo
A propos. Chyba pierwszy raz w historii tego bloga publikuję fotkę bagażnika. Ale wracając do sprawy. Gdybym w tamtym okresie testował jakieś fajne coupe lub chociaż hatchbacka, to zupełnie pominąłbym ten wątek jak opozycja teczkę Bolka. Ale tak nie jest, więc wspominam i oznajmiam. Jak dla mnie to ten bagażnik jest za mały dla auta rodzinnego. Wiem, że to 4×4, więc w dół z przestrzenią już się nie da pójść, ale na boki, do przodu, do tyłu, w górę, czy gdzieś uciec w czwarty wymiar to by się przydało z tym bagażnikiem, bo do testowanej wersji nie zmieści się nic więcej jak walizka z kółeczkami i worek ziemniaków. Poszerzyłbym ten bagażnik nawet kosztem wydłużenia całego nadwozia, czyli zwiększenia gabarytów auta, pogorszenia zwrotności i zwinności.
Tadam!!! Koniec. Koniec z minusami w Skodzie Yeti. Jest jeden, ale za to powiedzmy, że dla kogoś może być on ważny lub co gorsza decydujący. Co więcej, jestem w stanie powiedzieć, że nawet największe męczydupy nie miałyby się do czego przyczepić w Yeti. No chyba (wiem, że tak nie powinno się zaczynać) nie podoba się komuś ta stylistyka zaczerpnięta trochę ze sprzętu AGD. Zwłaszcza z tyłu, który przez ten pion zawsze
jest brudny
Jednak mi to nie przeszkadza (w sensie nie ten syf na klapie, tylko kwadratowa stylistyka), bo gdy spojrzymy na te auto z boku, czyli teoretycznie tak gdzie taka linia nadwozia powinna wyglądać najgorzej,
to nie jest tak źle.
A to chyba zasługa tego malowania. Zwróćcie uwagę, że dach oraz tylnie słupki zostały pomalowane w innym kolorze niż reszta. I przez to dach koresponduje (hyhy) z kołami. Ach te optyczne smaczki.
To teraz z czystym sumieniem możemy przejść do zalet Skody Yeti. Po pierwsze wnętrze (sorry, za ten bajzel).
Nie jest to może szczyt wyrafinowanego stylu, ale to po prostu kawał dobrej roboty wykonany z bardzo dobrych materiałów, które pewnie wytrzymają dłużej niż mali przedsiębiorcy po wprowadzeniu tego nowego podatku. Ergonomia też spoko, jak i bardzo wygodna kierownica
Trochę irytująca może być natomiast nawigacja, w której pani spikerka trochę kaleczy nasz język i używa dziwnych końcówek typu „jedź drogą e-trzydziesty”. Można natomiast przywyknąć, albo po prostu potraktować to z przymrużeniem oka.
Wnętrze nadrabia za to całkiem fajnymi zegarami w tubach, które obecnie przez te wszystkie wyświetlacze są chyba na wymarciu jak polski przemysł.
A teraz miękko i płynnie przejdziemy do tego jak się tym jeździ. W końcu napęd na wszystkie koła jest, więc dobrze o nim wspomnieć. Ale zacznijmy od najważniejszego. Czy da się Skodą kręcić bączki? Da się, ale na dobrym śniegu, w każdym razie #czelendżAkcept. Jednak napęd na tylną oś w Yeti załączany jest automatycznie i trafia on tam tylko w jakimś procencie, więc ciężko jest przejechać jakiś zakręt bądź łuk efekciarskim bokiem. Bo o ile tyłkiem można trochę zarzucić poprzez zredukowanie i mocniejsze wciśnięcie gazu przy jednoczesnym skręceniu kół, to po chwili moc trafia głównie na przednie koła a samochód sam się prostuje. Mimo to jest fajnie i nawet taki system daje o wiele więcej frajdy niż jazda zwykłą ośką w kopnym śniegu.
Prawdopodobnie jednak ten napęd nie służy do tego, aby zamiatać bokiem po ulicach i wyrywać panny na substytut driftingu, tylko do
radzenia sobie w terenie i tam gdzie Kaszkaje wołają o pomoc.
Da się więc wjechać na górę kamieni?
Da się.
I to bez większych problemów. Na dobrą sprawę to jedynym, jest ograniczający niektóre moje pomysły – przedni zwis. Bo Skoda Yeti w terenie spisuje się wręcz wzorcowo. Serio. Nie myślałem, że coś na zwykłych oponach, bez reduktora, blokady dyfra i jedynie dołączanym napędem na cztery koła jest w stanie zrobić taką robotę w terenie.
Aby sprawdzić możliwości Skody umówiłem się nawet z kolegą, który ma ciągnik. Tak na wszelki wypadek jakbym się zakopał. Nawet miałem taki zamiar gdzieś ugrzęznąć, aby sprawdzić gdzie leży granica, ale nie udało mi się. Yeti wjeżdżał wszędzie. Kilka razy celowo zatrzymywałem się w takich miejscach, gdzie samochód już nie powinien ruszać, a ten dziad robił to z taką łatwością jak ksiądz inkasuje opłatę od emerytów.
Czyli reasumując nie udało mi się zakopać ani zmordować tego samochodu tak, aby dalej nie ruszył. Napęd w aucie jest świetny i założę się o przysłowiowe pół litra i fajki, że o ile jesteście normalni (lub nawet trochę mniej), to w zupełności wystarczy Wam to co oferuje ten samochód. Nie twierdze, że nie da się go zakopać, ale jeśli ja chciałem a nie mogłem, to istnieje duża szansa, że jeśli ktoś nie będzie chciał to go zakopie. Wróć! Nie zakopie.
To teraz na zakończenie opowiem co mi się przytrafiło podczas testu. Już chyba na drugi czy trzeci dzień testu dopadło mnie takie cholernie mocne przeziębienie czy inna grypa, że ani żadna Goździkowa mi nie pomagała, ani Kuba i Zosia z na dobre i na złe, więc siłą rzeczy autem wozić się nie mogłem. Ale mniejsza z tym, bo druga sprawa jest taka, że udało mi się przywalić tą Skodą w słupek dając dowód na działanie praw Muprhy’ego. Wyobraźcie sobie taką sytuację, którą zresztą potem musiałem przedstawić w formie rysunku ubezpieczycielowi
Wy sami na dojazdowej drodze, obok pole, pole, zero rowów, kamieni, kapliczek, płotów i tylko jeden jedyny słupek wbity w zamarzniętą ziemię trochę za drogą. I oczywiście zamiast wylecieć na lodzie gdzieś w pole, obrócić auto, sunąć gdzieś bokiem to walicie w ten słupek. I jak to wytłumaczysz?
Szkoda wyglądała tak
Zderzak się trochę zarysował i wypadła lampka od doświetlania zakrętu i jakiś tam plastik. Dało się na szybko poskładać
Ale zaczepy się połamały i trochę to wszystko latało.
Tylko jeszcze ten niesmak, że w się uderzyło pozostał.
Jednak gdy napijemy się czegoś mocniejszego i zapomnimy o nieco zdezelowanym zderzaku i zbyt małym bagażniku, to wychodzi na to, że Yeti jest na serio świetnym wozem. I nadaje się w szczególności dla tych, co cenią sobie święty spokój i chcą mieć samochód, który nada się na każdą sytuację.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!