Zapraszam na opis kibicowania w czasie samego weekendu wyścigowego oraz kilka uwag i porad praktycznych dla zainteresowanych.
Okopani
Sobotni poranek przywitał nas zbyt wczesnym budzikiem po zbyt małej ilości snu. Zanim cała ekipa się zebrała minęło chyba dobre półtora godziny (zakładałem pół). Na torze zameldowaliśmy się koło dziesiątej, czyli po kwalifikacjach F3, w sam raz na wyścig F2. Znaleźliśmy też lepszy dojazd pod tor, od strony naszych brązowych trybun. Tam można było dojechać pod samą bramę toru właściwie bez korka, podczas gdy druga droga prowadziła w okolice trybun prostej startowej i był na niej permanentny korek.
Wyścig F2Udało nam się usadzić tyłki na wspominanej wcześniej skarpie nad ostatnim zakrętem toru, ale ze względu na naszą porę przybycia najlepsze miejsca były już obstawione - w końcu to już sobota i dużo więcej ludzi na torze. Musieliśmy więc usadowić się na samej skarpie, co nie było ani łatwe, ani przyjemne, ani wygodne. Po prostu można było zjechać, wciąż trzeba było się podpierać na nogach przy siedzeniu i plecak mógł się w każdej chwili stoczyć na sam dół. Polacy, jak to Polacy, szybko znaleźli na to metodę i puszkami po piwie zaczęli kopać grajdoły w zboczu ;) . Kolega z ekipy tę metodę szybko usprawnił i zaczął w glinianym zboczu kopać ostrym kamieniem. Normalnie jakby oglądało się przyśpieszony film o rozwoju cywilizacji i właśnie leciały sceny o użyciu pierwszych narzędzi :D . Kamieniami szybko poszło i po chwili nasza ekipa miała już wykopane w zboczu całkiem wygodne siedziska. Z resztą usprawnialiśmy je jeszcze przez pół dnia. Zabunkrowani czekaliśmy na rywalizację.
Romain Grosjean podczas trzeciego treninguWyścig F2 był całkiem ciekawy, szczególnie że dzień wcześniej postarałem się zorientować w klasyfikacji mistrzostw, więc było wiadomo która walka jest istotna. Z resztą przynajmniej kibice Williamsa i Roberta wiedzieli na kogo się oglądać - Nicholas Latifi to czołowa trójka mistrzostw i liczył się także na Węgrzech, tocząc zacięte boje z de Vriesem, czy Ghiotto. W śledzeniu rywalizacji pomogły też miejsca. Znów powtórzę, że skarpa nad ostatnim zakrętem to (moim zdaniem) najlepsze miejsce na torze w ogóle, poza oczywiście trybuną, będącą jeszcze ponad nią.
Emocje rosną
Pogoda wreszcie była odpowiednia i Słońce przyjemnie grzało, ale stawka F1 nie miała szczęścia do treningów w czasie weekendu na Węgrzech. Po wybuchu silnika w wyścigu F2 ostatni trening skrócono o 10 minut przez konieczność usunięcia naprawdę dużej ilości oleju na końcu pierwszego sektora. Na suchej nawierzchni wszystko zaczęło wracać już do normy, czyli czoło obstawił Hamilton, ale wciąż wyglądało jakby Verstappen miał się liczyć w walce o zwycięstwo. Ferrari, pomimo niewielkich strat, nie błyszczało. Czuć było już natomiast ogromną wrzawę tysięcy holenderskich kibiców za każdym razem gdy Max poprawiał swój czas.
Nasi z pełną kapelą ;) ...Gdy po Porsche Supercup kwalifikacje wreszcie się rozpoczęły nasze miejsca naprawdę okazały się najlepszymi na torze. To pod nami w bandę uderzył Leclerc. Rany, ile on miał farta! Uderzenie było niemal idealnie prostopadłe, gdyby kąt był choć trochę mniejszy pewnie złamałby zawieszenie. To przed nami także najgłupszy manewr wykonali Ricciardo z Perezem, którzy ścigając się w ostatnim zakręcie popsuli swoje kwalifikacje.
Największym szokiem było jednak tempo Russella. Kiedy przez chwilę pojawił się na piątej pozycji przecieraliśmy oczy ze zdumienia. Oczywiście szybko spadł, ale do ostatnich sekund wszyscy trzymaliśmy kciuki za awans Williamsa do Q2. Zabrakło tysięcznych sekundy, ale to naprawdę było coś!
... i tłumy HolendrówDruga część czasówki upłynęła jeszcze szybciej, a trzecia już była bitwą na wiwaty kibiców Hamiltona i zdecydowanie głośniejsze wiwaty licznych kibiców Verstappena. Walkę oglądało się świetnie, a Pole Position Maxa wywołało prawdziwe szaleństwo Holendrów. Tylko Polacy byli ich jeszcze w stanie przekrzyczeć, ale i tu musieli wspomagać się np. akordeonami ;) .
Po kwalifikacjach F1 zaczęło się robić nieco luźniej, ale my oczywiście zostaliśmy jeszcze na wyścig F3, który i tak nieco zagłuszali Holendrzy. Później wyjazd z toru, tankowanie i Budapeszt. Tam zonk - ponad 40 minut szukaliśmy jakiegokolwiek miejsca parkingowego na publicznych przydrożnych parkingach. Udało się je znaleźć dopiero po odjechaniu kawałek od naszego noclegu, na szczęście było to wciąż w miarę blisko. Jak mówiłem Budapeszt cierpi na permanentny brak miejsc parkingowych. Znów mycie, zbyt długi film (Barry Seal nie będzie czekał) i do łóżka po jeszcze mniejszą ilość snu (cholerny film). W końcu rano trzeba zerwać się ze świtem, by mieć szanse na miejsca w obrębie legendarnej już skarpy.
Ciąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...
PS. Zapraszamy do śledzenia "4 kółek" na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Tam jeszcze więcej treści!
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!