ARTYKUŁ POCHODZI ZE STRONY 4 KÓŁKA I NIE TYLKO
Formuła 1 XXI wieku miała wielu wielkich mistrzów, seryjnie zdobywających tytuły. Schumacher - pięć tytułów z rzędu, Fernando Alonso - dwa, Sebastian Vettel - cztery, Lewis Hamilton - dwa. Ci mistrzowie gromadzili (i wciąż gromadzą) wokół siebie tłumy fanów ich talentu. Jak to zwykle jednak bywa owe tłumy zapominały o innych autorach sukcesów swoich idoli.
Oglądając i kibicując łatwo, no może ostatnio coraz trudniej, jest zapomnieć, że Formuła 1 i wszystkie inne sporty motorowe są głównie sportami technicznymi. To z kolei oznacza, że osiągane wyniki są nie tylko zasługą sprzętu, ale wręcz przez jego jakość warunkowane, a nasi idole mają niestety nieraz tylko drugorzędny wpływ na swoje własne sukcesy.
Zaczynając od pierwszego nazwiska. Wieloletnia dominacja Schumachera nie wzięła się stąd, iż był bogiem na torze i przez pięć lat nie było kierowcy mogącego się z nim równać, o nie. Schumacher jako topowy kierowca, trafił do topowego zespołu i pozwalał na pełne wykorzystanie na torze ciężkiej pracy inżynierów z fabryki. Zgoda - Ferrari wcale nie było na topie, kiedy Michael do niego przychodził. Między innymi ta właśnie ogromna transformacja jest zasługą jego, Brawna i Todta. Tego podważyć się nie da. Skrajna pewność siebie, czy wręcz bezczelność Schummiego, pozwalała zakorzeniać w ludziach przekonanie o ich sile i ciągnąć zdolne jednostki za sobą, a także narzucać im rytm pracy, a Michael chciał tego co każdy inny kierowca - wygrywać. Za wszelką cenę. Nawet powodując celową kolizję z rywalem w ostatnim wyścigu sezonu. Nie był w tym pionierem, przecież uczył się podobnych zachowań od legend jak Senna. Inżynierowie Ferrari z odpowiednim zapleczem, motywacją i kierownictwem dali mu samochody, które pozwoliły zdominować rywalizację na wiele lat. To była prawdziwa dominacja zespołu, zwieńczona tempem Michaela, a nie na odwrót. Nie można zapominać, że Barrichello, dzielący zespół z Schummim, choćby w 2002 zdobył wicemistrza świata, a dystans punktowy do Niemca był spory głównie przez pechowy początek sezonu, a nie przez słabsze występy.
Co do Fernando Alonso, to jeśli chodzi o jego tytuł z 2005 roku, główną mocą Renault (podobnie z resztą jak Ferrari) była po prostu niezawodność. Drugą wielką siłą, właściwie pomocą ze strony przepisów, był ten mówiący o konieczności przejechania całego wyścigu na jednym komplecie opon. To sprzyjało zespołom używającym opon Michelina, czyli m.in. właśnie Renault. Oczywiście zabieg był celowy i miał przerwać wieloletnią dominację Ferrari. Reszta to już czysta historia, którą myślę, że miło wspominamy. Wszystko dlatego, że Renault R25 był zwycięzcą sezonu kończącego erę silników V10. Był też ostatnim zwycięskim samochodem dysponującym "jedynie" sześcioma biegami. W 2006 roku natomiast Nando miał już całkiem wyraźną pomoc od inżynierów. Tajną bronią Renault był tzw. mass damper, czyli system tłumienia masą (tłumaczeń jest wiele, żadne dość poprawne śmiem sądzić). Generalnie chodziło o to, że w cylindrze na przedzie Renault R26 siedział sobie 9 kilogramowy dysk zawieszony na sprężynach. W dużym przybliżeniu działało to tak, że kiedy samochód wjeżdżał na nierówności, na przykład na tarkę, dysk drgał w przeciwnym kierunku niż auto akurat podskakiwało, tworząc siły przeciwne do tych działających na samochód pochodzących z przeszkody i w ten sposób "doklejając" przód bolidu do trasy. Dawało to wymierne korzyści w prowadzeniu i także w działaniu aerodynamiki pojazdu. Dość powiedzieć, że kiedy w połowie sezonu 2006 FIA zbanowała system (mimo, że już w 2005 roku stwierdziła, że jest legalny), Ferrari wygrało 5 z 7 wyścigów jakie pozostały do końca rywalizacji. Oczywiście inne zespoły to rozwiązanie też skopiowały, jednak to Renault miało znów, podobnie jak Williams, cały samochód zbudowany w okół tego systemu, a więc i najbardziej ucierpiało, kiedy go zabrakło.
W końcu mamy też historię najnowszą i tytuły Hamiltona. Tu można by pisać kolejne epopeje, ale prawda jest taka, że wszystkiego wciąż nie wiemy. Co natomiast wiedzą wszyscy to z pewnością niezawodność i potężna moc silników Mercedesa. W tym zakresie niemiecki konkurent jest daleko nawet przed Ferrari i myślę, że ogromne środki idą właśnie na rozwój jednostki napędowej, z resztą kolejne zespoły, także zespołów klienckich, tylko to potwierdzają. Inżynierowie Mercedesa prawdopodobnie wymyślili też układ zwany "kanałem L" działający analogicznie jak słynny kanał F, tyle że zupełnie pasywnie i bez udziału kierowcy, czy jakiś mechanizmów. Podejrzenia są takie, iż kanał pobiera powietrze z airboxa nad głową kierowcy i przy mniejszych prędkościach wyrzuca je obok wydechu, natomiast przy większych, specjalnie ukształtowane wnętrze kanału, korzystając z sił aerodynamicznych, przekierowuje strumień pod tylne skrzydło, dodatkowo je wygaszając. Takich smaczków jest z resztą sporo więcej.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!