Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Za nami dwa włoskie wyścigi, które przyniosły wiele zaskoczeń i atrakcji, których… niewielu się spodziewało, bo i niewielu mogło. GP Włoch i GP Toskanii na pewno będą w czołówce najciekawszych weekendów tego dziwnego sezonu 2020. Co działo się konkretnie?

To już nie ściema

Po pierwsze działa się polityka. GP Włoch było ostatnim wyścigiem, co okazało się na krótko przed samym weekendem, kiedy w boksie zespołu Williams można było zobaczyć reprezentanta rodziny, która ów zespół tworzyła. Po latach opowiadania jak to dobrze wychodzą z kryzysu, oficjalnego zapewniania, że zespół nigdy nie zostanie sprzedany i generalnie strugania głupa, Pani Claire Williams ogłosiła sprzedaż legendarnego teamu i zwinięcie manatków. Sir Frank Williams odsprzedał swoje udziały amerykańskiej firmie inwestycyjnej, zajmującej się… sektorem małych i średnich przedsiębiorstw, a generalnie takim jest zespół F1 Williamsa. Ponadto, zapewne też takim o małej wartości, bo ostatnie lata jego działalności raczej nie wpłynęły pozytywnie na podniesienie statusu przedsiębiorstwa.

Przyznam, że mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony przykre jest, że tak legendarna marka znika z F1. OK, nie znika powiecie, bo niby obiecano utrzymać nazwę. Jednak… no to nie będzie to samo. Poza tym dobrze wiadomo, że jeśli kasa nie będzie się zgadzać, to i nazwę się zmieni, jeśli to ma pomóc. Z drugiej jednak strony, to co robiła od lat Claire Williams… to… po prostu nie wiem jak to nazwać. Coś takiego nie powinno mieć miejsca w zarządzaniu żadną firmą, a co dopiero w tak „publicznym” i medialnym przedsiębiorstwie jak zespół Formuły 1. Dotknęło to także bezpośrednio nas, polskich kibiców, ale najbardziej samego Robert Kubicę przecież, choć nie tylko. Od obietnic dawanym pracownikom, przez słowa do mediów i kibiców. Nic tam się nie zgadzało, a raczej wszystko rozmijało się z prawdą. Pani Claire nieustannie zachowywała się jakby uważała tych po drugiej strony kamery/mikrofonu za skrajnych idiotów i mogła im wmówić, że banan jest ananasem, bo sami tego odróżnić nie potrafią. Swoją drogą takie osoby rzeczywiście były i jej broniły. Ciekawe gdzie są teraz, bo coś cicho? Hm? Niemniej niemal każde jej słowo było jeśli nie kłamstwem, to przynajmniej naciąganiem prawdy. Dlaczego i po co? Tego nie wiem. Jednak wmawiając takie bzdury rzeszom ludzi, którzy dobrze widzieli co się dzieje, robiła pośmiewisko nie tylko z siebie, ale i z legendarnej marki, którą reprezentowała. Koniec końców chyba więc lepiej, że marka została sprzedana, jeśli była to jedyna droga by pozbyć się Claire Williams. Osoby, która nie powinna zarządzać żadną firmą, nie tylko zespołem F1. Zanim pojawią się obrońcy, którzy powiedzą, że ten upadek nie może być winą jednej osoby, powiem tylko, że jakoś sukcesy Ferrari w dużej części przypisuje się Rossowi Brawnowi. Sukcesy Red Bulla Adrianowi Neweyowi. Dlaczego więc wykolejenia zespołu też nie można przypisać jednostce? W końcu ryba psuje się od głowy. Ta głowa nigdy nie była nawet na swoim miejscu.

Kolejnym potwierdzeniem powyższego niech będą skutki wprowadzenia zakazu specjalnych trybów silnika od GP Włoch. Nagle genialny George Russell stracił większość przewagi nad Latifim w kwalifikacjach. Z ponad 0.5s spadło do 0.2s na Monzie, a na Mugello jeszcze mniej. Już nie będę się odwoływał do minionego sezonu, jak to Russell „miażdżył” Kubicę w każdych qualach, a gdy były dyrektor zespołu Lotusa wypowiedział się, że oczywiste jest iż Russell jest juniorem Mercedesa i jest promowany jeśli chodzi o ustawienia silnika, zaraz znaleźli się tacy, co twierdzili, że to teorie spiskowe i po prostu Kubica ma… zły styl jazdy. No tak, o tym wiadomo od lat. Facet nic nie umie, a generalnie to wina jego ręki, bez której wywalczył tytuł mistrza świata WRC2. Detal.

W świątyni cuda

Tyle dygresji. Sam wyścig na Monzie zapowiadał się na niesamowicie nudny, a skończył się skrajnie nieprzewidywalnie. Na początku Bottas znów zawiódł słabym startem, czyli skopaniem kluczowego elementu wyścigu i choć mu bardzo kibicuję, to zawsze w tych najważniejszych momentach czegoś temu facetowi brakuje. Wykorzystali to m.in. kierowcy McLarena, który o dziwo na Monzie sprawował się wyśmienicie. Potem wyścig w świątyni prędkości obrócił się w dramat dla zespołu Ferrari, który przecież akurat na tym torze robi wszystko by błyszczeć, choć w tym sezonie to raczej niemożliwe (poza lakierem na bolidzie, co z resztą zauważył sam zespół zmieniając malowanie na Mugello i swój tysięczny wyścig). Vettel po kilku okrążeniach kompletnie stracił hamulce. Potem Magnussen zatrzymał się na wjeździe do alei serwisowej. Tę zamknięto, by nie narażać na niebezpieczeństwo stewardów. Nic sobie z tego nie zrobili Hamilton i Giovinazzi, którzy normalnie zjechali do boksów. Mercedes próbował durnych tłumaczeń, ale po restarcie nałożono na obu kierowców słuszną karę 10 sekund Stop&Go. Wtedy też dopełnił się dramat Ferrari, po potężnym wypadku Leclerca na Parabolice. Wypadek był tak duży i w tak niebezpiecznym miejscu, że by naprawić barierę wyścig trzeba było zatrzymać. Po czerwonej fladze nowe przepisy przewidują normalny start z pól startowych i tak też się stało. Niemal od razu po restarcie na swoją karę zjechał Hamilton, a wtedy na czele wyścigu niemal znikąd zameldował się Pierre Gasly, którego strategia akurat idealnie zgrała się z wszystkimi nieprzewidywalnymi elementami tamtych zawodów.

Za Gaslym przez chwilę trzymał się Raikkonen, ale niestety jego opony i tempo bolidu nie mogły pozwolić na utrzymanie marzeń o podium. Szybko spadł dalej, a w pogoń za prowadzącym Alpha Tauri ruszyli Sainz i Stroll. Kierowca McLarena niemal osiągnął swój cel i na ostatnich okrążeniach zbliżył się do lidera i podejmował próby ataku z użyciem DRSu, ale zabrakło być może jednego okrążenia do zamiany pozycji. Gasly wygrał swój pierwszy wyścig przed Sainzem i Strollem. Niesamowite ale Alpha Tauri (Torro Rosso) dokonało tego na Monzie po raz kolejny.

Przed kolejnym włoskim wyścigiem znów sporo zadziało się za kulisami. Otóż dowiedzieliśmy się o „zaskakującym transferze”, o którym de facto wszyscy wiedzieli od miesięcy. Racing Point pozbyło się oficjalnie Sergio Pereza, a za rok na jego miejsce wskoczy Sebastian Vettel. To będzie rok prawdy dla czterokrotnego mistrza świata, bo jeśli dostanie łomot od Strolla lub będzie z nim choćby na równi, to będzie ostateczny argument dla osób, które hm… nie są fanami jego talentu – jak ja na przykład.

Ciąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...

PS. Zapraszamy do śledzenia "4 kółek" na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Tam jeszcze więcej treści!

Komentarze (1)

Daniel  Krzemiński
18.09.2020
12:57

Daniel Krzemiński napisał

"Wyścig można uznać za emocjonujący, ale w sumie nie do końca przez walkę, a raczej przez same wypadki i przebieg wydarzeń." W sumie nie pamiętam za bardzo kiedy wyścig w F1 był emocjonujący ze względu na walkę. Tutaj za to faktycznie było atrakcyjnie poprzez wznawianie startów i kraksy. Ogólnie jak na obecne standardy F1 to wyścigi były 9/10. I to w sumie trochę smutne jest...

POZOSTAŁE KOMENTARZE (1)