Grand Prix Bahrajnu 2020 zostanie zapamiętane z jednego głównego powodu. Ów „powód” zobaczycie na zdjęciu powyżej. Choć może wyścig nie należał do skrajnie nudnych, to poza dramatycznym wypadkiem Romaina Grosjeana, niewiele już miało znaczenie.
Spodziewany układ
Tor w Bahrajnie jest tym, który raczej faworyzuje bolidy z mocnymi jednostkami napędowymi, toteż przed weekendem nikt nie spodziewał się żadnych zaskoczeń. Bolidy z silnikami Mercedesa miały sprawować się dobrze, a auta z silnikami Ferrari grzać tyły. Ferrari po pierwszych treningach broniło się, mówiąc, że testuje dużo komponentów na przyszły rok i stąd brak troski o tempo, ale… no wszyscy wiedzieli co się święci. W dodatku na pierwsze dwa treningi zespoły otrzymały także komplety nowych mieszanek na sezon 2021, na których obowiązkowo trzeba było się przejechać i cóż – delikatnie mówiąc kierowcy nie byli zachwyceni. O ile dobrze rozumiem wzmocniona została główna część nośna opony (ta pod bieżnikiem), by uniknąć awarii jak ta Hamiltona z Wielkiej Brytanii w tym roku. Skutkiem tego najwyraźniej zwiększyła się też sztywność opony, czyli może nieco inaczej pracować lub pracować w ogóle mniej, a więc dawać też mniejszą przyczepność.
Tak czy siak treningi niemal zdominowali kierowcy Mercedesa. Niemal, bo o dziwo udawało się między nich wpychać Maxowi Verstappenowi. Dobrze poczynało sobie też Racing Point, konkretnie Racing Point Pereza, a także Alpha Tauri (tu z kolei szczególnie to Gasly’ego), a także oba McLareny. Również Renault wyglądało całkiem dobrze. Niezbyt dobrze wyglądał za to pod koniec bolid Albona, który roztrzaskał się przy wyjściu na prostą startową. Szczęśliwie mechanicy dali radę go poskładać na weekend.
Kwale
Kwalifikacje cudów nie przyniosły. W pierwszej części odpadł cały zespół Haasa i Alfa Romeo, a także Latifi. Russellowi znowu udało się awansować do Q2 i to w nie najgorszym stylu. Druga część rozpoczęła się od małego zamieszania, a konkretnie od czerwonej flagi. Niedługo po starcie sesji awarii na pierwszym zakręcie uległ bolid Sainza, stając w takim miejscu, że jego bezpieczne usunięcie było niemożliwe. Po uprzątnięciu McLarena czasy niepozwalające na awans do Q3 wykręcili także Russell, Stroll i… oba Ferrari. Jak mówiłem, zero zaskoczeń.
Trzecia sesja to już pokaz tego jak duży wpływ na wynik ma w Bahrajnie bolid. Pole position pewnie zgarnął Hamilton przed Bottasem. Za nimi ustawił się zespół Red Bulla, potem osamotniony Perez, a za nim z kolei całe Renault, przed Alpha Tauri rozdzielonymi bolidem Norrisa. Gdyby nie awaria Sainza i gdyby Stroll choć dorastał do pięt Perezowi (który na koniec sezonu straci robotę, co jest abstrakcją i zobrazowaniem, w jak złą stronę poszła współczesna F1), to byśmy mieli zapewne piękne ustawienie zespołami, jeden za drugim.
Kula ognia
Warunki na wyścig były całkiem dobre, ustawienie niemalże wzorcowe, toteż nikt się wielkich przetasowań na starcie nie spodziewał. ALE! Bottas po raz kolejny wystartował koszmarnie, spadając po pierwszych dwóch zakrętach już na szóste miejsce. Świetnie za to pojechał Perez, który wbił się na trzecią lokatę. Nie miało to jednak dużego znaczenia w świetle tego, co stało się na wyjściu z trzeciego zakrętu.
Jadący w ogonie stawki Grosjean, przeciął nagle tor zupełnie nie patrząc w lusterka i zahaczając przy tym o przód bolidu Kvyata. Auto podskoczyło i pod kątem wystrzeliło w barierę stojącą z boku, już na prostym odcinku toru, za zakrętem. Wszystko działo się przy około 240 km/h. Haas wbił się w barierę, rozerwał na pół i gwałtowanie zapalił, czy nawet wybuchł, naprawdę dużym pożarem. Wyścig został momentalnie przerwany i nie pokazywano żadnych powtórek, a to oznacza jedno – jest źle, nawet bardzo źle. Z resztą każdy kto widział co się dzieje, dobrze wiedział, jak poważna jest sytuacja. Wybuchający bolid F1? To niewyobrażalne, takie rzeczy nie powinny się dziać i nie dzieją już bodaj od lat 80, kiedy wprowadzono bardzo rygorystyczne standardy w tym zakresie. Czegoś takiego nikt we współczesnej F1 nie widział.
Moment przybycia Medical Car na miejsce zdarzenia
Sporo, naprawdę sporo osób przygotowywało się na najgorsze wieści, w tym ja sam. Z czegoś takiego po prostu nie da się ujść z życiem, to wydaje się niemożliwe… jednak już po kilku minutach pokazano Romaina Grosjeana siedzącego w aucie medycznym i sprawdzanego przez naczelnego lekarza F1 – Iana Robertsa. Wydawało się to wszystko nierealne, a po chwili pokazano powtórkę.
Powtórkę momentu, kiedy auto Romaina wbija się w bariery, tył zostaje rozerwany, a monokok staje w ogromnej kuli ognia. Monokok w którym uwięziony jest kierowca. Sekundy później na miejscu zjawia się samochód medyczny, który przez pierwsze okrążenie podąża za stawką, właśnie po to, by móc szybko reagować w podobnych sytuacjach. Roberts wybiega z samochodu i wśród szalejących płomieni dostrzega Grosjeana, który się rusza i próbuje wydostać z auta. Ian szybko pokazuje stewardowi gdzie ma skierować gaśnicę proszkową. Wystarcza jej na tyle by na chwilę odepchnąć płomienie, pozwolić Romainowi zorientować się lepiej gdzie jest, co się dzieje i wyjść ponad HALO oraz złapać się bariery. Robertsowi pozwala natomiast podejść do kierowcy i pomóc mu przeskoczyć na bezpieczną stronę. W międzyczasie kierowca Medical Cara spryskuje jeszcze kierowcę Haasa gaśnicą, by ugasić płomienie na jego kombinezonie. Coś nie do opisania.
Ciąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...
PS. Zapraszamy do śledzenia "4 kółek" na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Tam jeszcze więcej treści!
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!