Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Grand Prix Austrii 2019 to wyścig, który znów na chwilę uratował opinię Formuły 1. Pytanie, czy na pewno?

Przygrywka

Treningi rozpoczęły się od najlepszego czasu Hamiltona, ale odstępy między zawodnikami były mniejsze niż zwykle. Zawdzięczać można to głównie krótkiej nitce austriackiego toru, ale też jego dość nietypowej charakterystyce, która sprzyja emocjom. Te przyszły szybko, bo już w drugim treningu, który padł łupem Charlesa Leclerca, ale kilku czołowych kierowców miało potężne problemy. Kontakt z barierą zaliczył m.in. Verstappen, a ten w wykonaniu Bottasa był już całkiem poważnym wypadkiem. Fin musiał nadrabiać stracony czas jazdy podczas ostatniej sesji, która także padła łupem kierowcy Ferrari.

Kwalifikacje nie zaskoczyły w pierwszej sesji, gdzie odpali wszyscy kierowcy Williamsa i Racing Point, a towarzystwa obu teamom dotrzymał Kvyat, któremu w trakcie szybkiego okrążenia przeszkodził George Russell. Podobny incydent zaliczył Raikkonen z Hamiltonem. W kolejnej sesji odpadł cały zespół Renault, który wrócił niestety do zaskakująco niskiego poziomu, Carlos Sainz nie mogący korzystać z szybszych trybów silnika, Alex Albon i Romain Grosjean. Co ciekawe Red Bull i Mercedes wystawił swoich kierowców na mieszance pośredniej, natomiast Ferrari wyposażyło bolidy w najmiększe opony. Ta decyzja ustawiała taktykę na wyścig i miała decydujący wpływ na jego wyniki. Trzecia sesja rozpoczęła się od dramatu właśnie w garażu Ferrari, gdzie zespół próbował naprawić usterkę w bolidzie Vettela. Tymczasem na torze świetne czasy kręcił Charles Leclerc i tak naprawdę przez całą sesję żaden z rywali nie był w stanie mu poważnie zagrozić. Charles zdobył tym samym swoje drugie pole position, przed drugim Hamiltonem tracącym prawie trzy dziesiąte sekundy i trzecim Verstappenem. Vettel nie wyjechał już na tor i miał startować z dziesiątej lokaty.

Jednak poza Leclerc'iem, właściwie wszyscy inni zawodnicy zostali dotknięci karami lub zyskali na karach dla rywali. Russell za blokowanie Kvyata i wymianę skrzydła po kwalifikacjach, Hamilton za blokowanie Raikkonena, Magnussen za wymianę skrzyni, Hulkenberg za wymianę silnika, Albon także za wymianę silnika, Sainz za wymianę całej jednostki. Kary posypały się równo. Po tym wszystkim w pierwszym rzędzie na starcie meldował się Leclerc z Verstappenem, a więc po raz pierwszy od powrotu Hondy mieliśmy bolid z tym silnikiem startujący z pierwszej linii. Bardzo symbolicznej pierwszej linii, bo o najniższej średniej wieku kierowców, w całej hsitorii F1. Pierwszej linii zwiastującej (być może) nadchodzące zmiany i rodzące się nowe wielkie rywalizacje, zastępujące obecne jak Hamilton kontra Vettel.

Start z zamieszaniem

Start w Austrii nie jest łatwy, z trudnym pierwszym zakrętem i całą sekcją toru pod górę. Świetnie z zadaniem poradził sobie Charles Leclerc, który utrzymał prowadzenie. Max Verstappen natomiast mocno spalił, najprawdopodobniej zbyt gwałtownie puszczając sprzęgło i ruszył bardzo powoli spadając aż na ósme miejsce. Błąd od razu wykorzystali kierowcy Mercedesa, którzy zameldowali się za plecami lidera. Za nimi po genialnym starcie i wykorzystaniu okazji plasował się Kimi Raikkonen, tuż przed równie dobrze jadącym Lando Norrisem. Z kolei za kierowcą McLarena był już odrabiający straty Sebastian Vettel.

Leclerc powoli budował pewną przewagę nad kierowcami Mercedesa, podczas gdy z tyłu mieliśmy sporo przetasowań. Kimi Raikkonen po dobrym starcie, niestety nie był w stanie odeprzeć ataków rywali i dość szybko spadł nie tylko za goniących Verstappena i Vettela, ale też za Lando Norrisa, również wyprzedzonego przez tą dwójkę. Na końcu stawki o dziwo George Russell by w stanie utrzymywać kontakt z rywalami, a nawet walczyć z Toro Rosso, podczas gdy Robert Kubica miał jedne z najpotężniejszych problemów z utrzymaniem tempa, jakie mu się przytrafiły w tym sezonie.

Zjazdy do boksów w wykonaniu czołówki po dwudziestym okrążeniu rozpoczęli Bottas i Vettel. Pitstop Sebastiana był bardzo długi, ponieważ mechanicy... nie byli gotowi z oponami na czas. Gdy bolid Ferrari podjechał na stanowisko, obsługa dopiero wybiegała z kołami z garażu i jeden z mechaników o mało nie wbiegł pod koła przejeżdżającego Mercedesa. Trzy okrążenia później po swój komplet twardych opon zjechał Leclerc. Monakijczyk na torze dysponował bezpieczną przewagą czterech sekund nad Valtterim. Tymczasem Lewis wciąż popisywał się niezłym tempem, chwalił stan opon i doganiał Bottasa, ale po kilku rundach jego czasy okrążeń wyraźnie spadły. Winne było przednie skrzydło, które zaczęło się poddawać po walce z tarkami i bolidowi brakowało docisku na przedniej osi. Zespół podjął decyzję o wymianie elementu podczas zjazdu Hamiltona, który miał miejsce kilka kółek później.

Ciąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...

PS. Zapraszamy do śledzenia "4 kółek" na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Tam jeszcze więcej treści!

Komentarze (2)

Aleksander Lubas
7.07.2019
10:49

Aleksander Lubas napisał

Robert? Szkoda gadać...

Andrzej Izdebski
5.07.2019
14:57

Andrzej Izdebski napisał

Dużo racji masz w tym, że kiedyś byłby to standardowy wyścig F1, a współcześnie (i tym bardziej po GP Francji) został on okrzyknięty hitem sezonu. Tak czy inaczej, duże brawa dla Verstappena.

POZOSTAŁE KOMENTARZE (2)