Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Dakar 2022 już za nami, pora więc na podsumowanie wydarzeń w ostatniej edycji klasyka cross-country.

Najważniejsza i najgorsza zarazem informacja to ta, że dosłownie ostatniego dnia, do najsmutniejszej statystyki, doliczona została kolejna ofiara śmiertelna Dakaru. To raptem 20 letni główny mechanik zespołu PH Sport, wystawiającego słynnego Peugeota 205 T16 w Dakar Classic. Facet… chłopak zginął w wypadku zwykłego auta, z najzwyklejszą ciężarówką, gdzieś na drodze w Arabii Saudyjskiej. Takich newsów nigdy nie chce się słyszeć.

Poza tym, jak pisałem wcześniej, był to Dakar kontrowersji i „nowego wiatru”. Nowego tak pod względem technologicznym, jak i podejścia ludzi do sportu. Sporo presji, poważnych stwierdzeń i jeszcze poważniejszych ripost. Sporo podchodów i kombinatoryki. Światowy sport się zmienia, a wraz z nim rajd Dakar. Im więcej w nim pieniędzy, tym też niestety więcej uwikłania w gierki osób, tymi pieniędzmi dysponującymi. Warte odnotowania jest także, że tegoroczna impreza była chyba jeszcze większym wyzwaniem nawigacyjnym, niż minione edycje.

Do rzeczy jednak, czyli samej rywalizacji.

Motocykle

Tak wyrównanej walki, nie było chyba nigdy. Przez prawie wszystkie odcinki drugiej części rajdu (o pierwszej przeczytacie TU) codziennie zmieniał się lider klasyfikacji generalnej. Dopiero ostatniego dnia prowadzenie uzyskane na 11. OSie obronił Sam Sunderland, tym samym wygrywając Dakar 2022. Tak jak mówiłem, małe limity i ogromnie ściśnięta stawka w tej kategorii, doprowadziły do dużej ilości zagrywek taktycznych. Doszło do tego, że na dziesiątym odcinku, właściwie cała czołówka celowo zwolniła, by nie przecierać szlaku kolejnego dnia na wydmach, bo na tym można dużo stracić. „Wyrwał się” Adrien Van Beveren, który wygrał odcinek i zapłacił za to cenę, w postaci ponad dwudziestu minut straty kolejnego dnia. Przez to, mimo że po 10. etapie prowadził w rajdzie, na koniec przegrał nie tylko zwycięstwo, ale i podium.

Wygrał więc Sam Sunderland, przed Pablo Quintanillą i Matthiasem Walknerem. Czwarty był wspomniany Van Beveren, a to oznacza, że w czołowej czwórce, mieliśmy motocykle czterech firm. To chyba ostateczny dowód na to, jak wyrównana była walka. Świetnym wynikiem popisał się Mason Klein, który w debiucie, w tak trudnej i mocnej klasie, zajął dziewiąte miejsce!

Nasz Maciej Giemza finiszował na świetnej, osiemnastej pozycji. Konrad Dąbrowski zajął natomiast 27. lokatę.

Samochody

W samochodach się działo, choć klasyfikacja tego nie potwierdza. Po pierwsze właściwie przez cały rajd prowadził Nasser Al-Attiyah i jedyne co robił, to oszczędzał samochód, broniąc rozsądnej i bezpiecznej przewagi, wahającej się od pół, do niemal całej godziny. Rywale z Audi odpadli mu już na starcie. Został właściwie tylko zespół BRX i reszta Toyoty, ale nikt nie był w stanie realnie zagrozić Katarczykowi. Najbliżej był Sebastien Loeb, który dawał z siebie wszystko i urywał po kilka minut, kiedy tylko się dało. To nie wystarczyło, szczególnie po wcześniejszych problemach. Generalnie zespół BRX radził sobie nadspodziewanie dobrze.

Tego samego nie można powiedzieć o Audi, bo radziło sobie… zgodnie z oczekiwaniami. Trudno, by zupełnie nowy typ auta wygrał w debiucie, bo to by oznaczało, że lata rozwoju innych technologii nic nie znaczą, w świetle nowych regulaminów. Niemniej wszelkie narzekania (m.in. Carlosa Sainza), że hybryda Audi jest spowolniona przez przepisy, by nie zaszkodzić rywalom, okazały się bzdurą. Udowodnili to sami kierowcy Audi, bo każdy z nich wygrał przynajmniej po jednym odcinku specjalnym. Na jednym zajęli niemal całe podium, deklasując rywali. Strach pomyśleć, co będzie za rok. Ostatecznie wygrał więc Nasser, przed Loebem i Al Rajhim. Mamy więc Saudyjczyka na podium.

Jeśli zaś chodzi o naszych… pomyliłem się pisząc zapowiedź, kiedy stwierdziłem, że Kuba Przygoński wreszcie ma auto do walki o zwycięstwo. Niestety tak nie było. Otóż nowe regulaminy chyba zupełnie pominęły klasę buggy, która w tym roku właściwie nie istniała. O ile w minionych latach, nawet prywatne buggy miały okazję błysnąć w starciu z gigantami, tak w tym roku auta z napędem na tył były niemal niewidoczne. Przynajmniej w relacjach, bo zajęły parę miejsc w drugiej dziesiątce.

O przepraszam! Było jedno ostatnie auto, dzielnie stawiające opór najeźdźcom… i było to właśnie Mini Buggy załogi Przygoński/Gottschalk. Załoga Orlen teamu zajęła szóste miejsce i była najwyżej sklasyfikowanym autem z napędem na tył. Generalnie przy takiej konkurencji osiągnięty wynik to mały cud i naszej załodze nie można kompletnie nic zarzucić. Ja tam widzę Kubę za rok w zespole fabrycznym Toyoty za Giniela de Villiers, który ani w tym roku błyszczał, ani się wykazał, ale to takie moje małe marzenia tylko ;).

Ciąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...

Komentarze (0)