Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Rajd Dakar 2022 kończy właśnie dzień przerwy, by powrócić na drugi tydzień rywalizacji. To dobry czas na podsumowanie dotychczasowego przebiegu imprezy.

Piach

Po pierwsze Dakar 2022, zgodnie z zapowiedziami, to powrót do jazdy pustynnej, w dużej części znanej z Sahary. Oznacza to odcinki bezkresnej pustyni i piachu, czasem tylko poprzecinane „przeszkadzajkami” w postaci pagórków, czy wąwozów. Oczywiście w dalszym ciągu nie jest to tak idealnie płaski teren, jak miejscami na oryginalnym rajdzie Paryż-Dakar, ale trasa jest obecnie zdecydowanie bliższa tamtym wspomnieniom. Warto jednak nadmienić, że miejscami pustynia jest w Arabii Saudyjskiej też nieco inna. To czasem wręcz biały piach, przechodzący w żwir i całkiem sporych rozmiarów kamienie.

Spełniono więc prośby zawodników o więcej piachu, ale… no, nie dogodzi się wszystkim. Słychać już z kolei narzekania, że jest za wiele prostych i jechania z gazem w podłodze po horyzont. Cóż – to też element tego rajdu. Również pogoda spłatała figla, dając ulewne deszcze już drugiego dnia rywalizacji.

Nowe obyczaje

Po drugie niestety, ale chyba coś niedobrego dzieje się z duchem Dakaru. Rajd staje się coraz bardziej profesjonalny, coraz bardziej istotny da światowego motorsportu. Przyciąga coraz większe firmy, sponsorów, a co za tym idzie pieniądze. To podbija stawkę i rodzi dodatkową presję. Wszystko skutkuje dziwnymi akcjami, które do tej pory na imprezie nie miały miejsca. Najpierw Audi chciało oficjalnie oprotestować trasę bodaj pierwszego odcinka, bo twierdzili że była źle opisana i wprowadzała zawodników w błąd. Wycofali się. Potem Carlos Sainz głośno mówił o tym, że celowo ich elektryczny/hybrydowy samochód został spowolniony przez przepisy, względem spalinowej konkurencji. Cóż, Carlos wygrał odcinek specjalny, a do wypowiedzi potem odniosła się FIA, oczywiście kompletnie ją odpierając. Potem Giniel de Villiers, weteran Dakaru, dzień po dniu był uwikłany w stłuczki z motocyklistami, których potrącił i nawet nie zatrzymał się, by pomóc poszkodowanym. Jest to skrajnie niesportowe i niedakarowe zachowanie. Kara należy się za samo przewinienie, ale też za nieudzielenie pomocy. Do cholery jasnej, czemu się nie zatrzymał, skoro organizatorzy oddają nawet czas stracony na odcinku, na pomoc innym zawodnikom?! Poza tym dobrze wiedział, że zbliża się do motocyklisty – załogi mają zamontowany system Sentinel, który „pikaniem” informuje o bliskości innego pojazdu biorącego udział w rywalizacji.

Przygoński / Gottschalk i ich Mini Buggy

Do tego wszystkiego jeszcze niemal cała czołówka kategorii motocykli, otwarcie mówiła o tym, że specjalnie jechali wolniej na trzecim odcinku specjalnym, by tylko nie startować jako pierwsi do etapu czwartego, który był najdłuższym w całym rajdzie. Niektórzy zatrzymywali się nawet na trzy minuty na środku OSa! Pierwszy zawodnik nie może jechać po śladach innych, więc z założenia ma ciut gorsze tempo, a w dodatku łatwiej może się zgubić, co na tak dużym etapie może oznaczać ogromną stratę. Tylko, że nie przypominam sobie podobnych wydarzeń w przeszłości, na pewno nie na taką skalę. Czy to coś się stało z wyznaczaniem trasy przez organizatorów? Czy niedokładnym roadbookiem? Czy może konkurencja jest tak zacięta, że w dwutygodniowym rajdzie liczy się każda sekunda? Cokolwiek to jest, nieco zabija ducha imprezy.

Na koniec tej litanii nawalili także organizatorzy, którzy na szósty etap puścili motocykle po tej samej trasie, która dzień wcześniej jechały ciężarówki. Jak łatwo sobie wyobrazić, koleiny pozostawione w sypkim piachu przez czterokołowe potwory, są zdecydowanie za duże do komfortowej jazdy motocyklem. Do tego spadł deszcz (tak, na pustyni) i całość była już poważnym i nieuzasadnionym narażaniem stawki jednośladów na niebezpieczeństwo przy jeździe po trasie, która była dla nich niemal nieprzejezdna tempem rajdowym. Jak ktoś słusznie zauważył, to akurat było dość łatwe do przewidzenia, ale nikt z organizatorów nie doszedł do podobnych wniosków.

Czy to Audi wchodzące z butami w świat Dakaru i zagrywkami znanymi z innych sportów, czy to zacięta rywalizacja, mocno zmieniają ten rajd z edycji na edycję. Czy na gorsze? Czy na lepsze? Nie wiem, ale na pewno impreza idzie w ciut innym kierunku, niż szła do tej pory.

Teraz pora zerknąć na poszczególne kategorie.

Samochody

Sebastien Loeb odważnie sobie poczyna w tym roku

Audi właściwie od razu straciło szansę na walkę o zwycięstwo, a kolejne etapy tylko pogrążały ich nową konstrukcję. Nie to, że jest wolna, ale zdecydowanie zbyt awaryjna. Szczególnie zawieszenie, z którym sam Peterhansel miał problemy już kilka razy, a doświadczył ich też Sainz. Pierwszy etap „załatwił” reprezentantów niemieckiej firmy nawigacyjnie. Potem dobiły ich awarie. Właściwie to obie rzeczy na raz, bo po pierwszym OSie wspomniany Peterhansel miał już niemal dobę (w tym 16 godzin kary) straty do lidera. Pozamiatane.

W tej sytuacji na czele pozostał praktycznie osamotniony Nasser Al-Attiyah. Nasser jedzie swoim tempem, nie ryzykując, ale też nie wlokąc się, finiszując właściwie zawsze w pierwszej dziesiątce, mając także na koncie zwycięstwa etapowe. Prowadzi z przewagą niemal pięćdziesięciu minut nad drugim Yazeedem Al-Rajhi i trzecim Sebastienem Loebem. Ten ostatni byłby zdecydowanie bliżej Katarczyka, gdyby nie awarie i mógłby realnie myśleć o wygraniu rajdu. W ogóle zespół BRX jest w tym roku nad wyraz blisko Toyoty. Cała stawka prezentuje się równo jak nigdy. Zwykle to dwóch liderów, lub dwa zespoły odjeżdżały reszcie. W tym roku regularnie cała pierwsza dziesiątka kategorii samochodów melduje się na mecie w przedziale raptem dziesięciu minut. Tak równej rywalizacji sobie nie przypominam, choć oczywiście lider ma niemal godzinę przewagi nad resztą, ale od drugiego do dziesiątego jest już mniej niż godzina straty.

Martin Prokop i jego Ford – druga załoga Orlenu w czołowej dziesiątce!

Nasser dobrze wie, co ma robić. Jechać bezproblemowo, unikać błędów nawigacyjnych oraz oszczędzać sprzęt. Czy to wystarczy? Przekonamy się za tydzień. Nas jednak najbardziej interesuje oczywiście Kuba Przygoński. Przed startem rajdu pisałem, że wreszcie ma auto na najwyższym poziomie. Cóż… myliłem się. Mini buggy w tym roku zdecydowanie niedomaga względem nowych konstrukcji klasy T1+. W miejscach gdzie jako buggy powinno być szybsze, dalej do nich traci. Nowa klasa tak namieszała od strony technicznej, tworząc hybrydę 4×4 z buggy, że w tym roku auta z napędem na tył właściwie nie istnieją. W minionych latach ich dobre wyniki były na porządku dziennym. Zdecydowanie widać więc, że nowa klasa, stworzona po naciskach innych firm narzekających, jak preferencyjne warunki dostało Audi, zaburzyła balans w stawce. Innymi słowy – nic dobrego nam z tej elektryfikacji na Dakarze nie przyszło :P.

Wracając jednak do Przygońskiego: tempo nie jest zachwycające i zdecydowanie nie daje szans na ściganie się z liderami. JEDNAK! Unikając problemów technicznych i błędów nawigacyjnych załodze Przygoński/Gottschalk udało się wdrapać na szóste miejsce w generalce i tracą niecałe pół godziny do drugiego miejsca. Na Dakarze nie ma rzeczy niemożliwych.

Ciąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...

Komentarze (1)

Miłosz Łętowski
9.01.2022
23:32

Miłosz Łętowski napisał

Rajd wytrwałych!

POZOSTAŁE KOMENTARZE (1)