Pamiętam do dziś, jakie wrażenie na mnie zrobiło Infiniti Q60, gdy je pierwszy raz zobaczyłem. Mocno wyczekiwałem premiery i gdy już ujrzałem ten samochód to się nie zawiodłem, był on dla powiewem nowości w segmencie coupe. Osobiście darzę ten samochód wielkim sentymentem, gdyż jestem niespełnionym posiadaczem Infiniti Q35, to była taka cywilna wersja Nissana 350z. Los tak mną jakoś pokierował, że Q35 nawet się nie przejechałem. Na szczęście po wielu latach modlenia się do ducha motoryzacji nadszedł ten dzień, w którym mogłem zmierzyć się z moimi demonami (ups… marzeniami).
Infiniti jest bardzo młodą marką, istnieje dopiero od 1989 roku (w Polsce od 2008 roku) i z założenia jest luksusową wersją Nissana, przeznaczoną na rynek amerykański. Po niektórych elementach to jeszcze widać, choć Infiniti coraz bardziej zyskuje swoją własną tożsamość. Infiniti Q60 zostało pokazane w 2016 roku i można go uznać za wersję coupe swojego starszego brata Q50. Podobieństwa znajdziemy m.in. w tylnym słupku, zastosowanych silnikach i przede wszystkim we wnętrzu.
Jakie to ja mam szczęście w życiu, przede mną znowu (a tak naprawdę już za mną) wspaniały tydzień z kolejny wyjątkowym autem. Wstałem rano, szybko coś zjadłem i pogoniłem w umówione miejsce odebrać samochód – oczywiście w kolorze czerwonym „Dynamic Sunstone Red”. Oj do dziś pamiętam jak w Genewie ten czerwony błyszczał i jaki był fotogeniczny, spędziłem przy nim ośliniony dobrą chwilę. Teraz, gdy odbieram ten samochód jest on już dość dobrze mi znany, oswoiłem się z jego widokiem, dlatego podchodzę do niego bardziej racjonalnie (taaa – tylko czemu tak mi się ręce pociły?).
Z ZEWNĄTRZ
Infiniti Q60 jest bardzo zgrabnym coupe, sylwetka jest spójnia, nie jest „przepompowana”, linie są spokojnie i raczej dużej agresywności w nim nie znajdziemy. Jest to takie coupe, które od razu polubimy i nikogo nim nie wystraszymy, spokojnie można nim wozić babcie. Z przodu mamy charakterystyczny dla Infiniti grill cały oblany chromem, troszkę stylistycznych zagięć, pięknie narysowane światła i taki mały garbik na początku maski wyznaczający środek samochodu. Maska jest dość długa z dwoma bocznymi wypukłościami.
Gdy popatrzmy na Infiniti Q60 z boku, to widzimy piękne klasyczne coupe z trzema wyróżniającymi się smaczkami stylistycznymi. Pierwszym z nich jest chromowany wylot gorącego powietrza z hamulców (bardzo dobrze zrobionej imitacji – tutaj się nabrałem i rozczarowałem), drugim jest wystające przetłocznia progów, a trzecim najciekawszym zakończenie tylnych szybek. To chromowane przetłoczenie szyby jest dla mnie najbardziej rozpoznawalnym zabiegiem stylistycznym w infiniti, rzecz gustu jest czy dodaje to autu uroku, lecz jest idealnym sposobem, aby się wyróżnić.
Lecimy do tyłu, gdzie znajdziemy harmonię i zwieńczenie idealnego coupe poprzez opływowe linie w kształcie kropli wody. Z tyłu mamy wytoczony lekki spojler, również ciekawe stylistycznie narysowane lampy oraz dwie końcówki wydechów stylu japońskim (tak mi się kojarzą takie wydechy z dziurkami). Chodząc tak wokół auta zauważyłem, że praktycznie jedynym elementem, który wyróżnia najmocniejsza wersję z zewnątrz jest symbol silnika oznaczający słuszne 405 KM pod maską. Dla dociekliwych wersja z 3 litrowym V6 ma też inne końcówki wydechów (te dziurki) i czerwone zaciski hamulcowe. Infiniti jest piękne, jedynie, do czego można się przyczepić, to brak agresywności w sylwetce (w Infiniti też to zauważyli, dlatego stworzyli Project Black S).
No cóż po nacieszeniu oczy zewnętrznymi detalami otwieram drzwi tradycyjnie już nie wyciągając kluczyka. Każdy użytkownik (do 4 kluczy i 16 użytkowników) może mieć własny kluczyk i po otwarciu nim drzwi...
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!