W historii motoryzacji znamy upadki zarówno wielkich jak i ciekawych producentów. Lancia, której samochody rajdowe już nigdy nie pojawią się na odcinkach specjalnych. Mitsubishi, które znamy z Lancera Evo czy 3000 GT, obecnie produkuje auta porywające jak sprzęt AGD. SAAB, który pomimo innowacyjnych systemów bezpieczeństwa i oryginalnych aut, zginął pod zarządem GM. Ba, nawet wielkie Lamborghini omal nie przepadło z powodów finansowych. Zdarza się jednak, że marka powraca z zaświatów. Stało się to na tegorocznym Festival of Speed w Goodwood, gdzie do świata żywych powróciło zapomniane De Tomaso, którego historię ci dzisiaj przybliżę.
Niby Włochy a jednak Argentyna
Cofnijmy się w czasie do roku 1928, do Buenos Aires, gdzie na świat przychodzi syn włoskich imigrantów Alejandro de Tomaso. Opuścił szkołę w wieku 15 lat, był kierowcą ciężarówki, pracował w podziemnej gazecie. Mając 22 lata kupił pierwszy samochód wyścigowy marki Bugatti, wtedy też zaraził się miłością do motosportu. W 1955 roku za kierownicą Maserati udało mu się zająć 7 miejsce w tysiąckilometrowym rajdzie przez Argentynę. Lata 1956 i 1957 przyniosły mu zwycięstwa w Le Mans, a w 1962 po przeprowadzce do Włoch i założeniu firmy w Modenie sygnowanej swoim nazwiskiem, wystartował we włoskim Grand Prix, niestety nie ukończył wyścigu ze względu na awarię auta.
Pierwsze dziecko Alejandro
Po przegranej w Grand Prix de Tomaso przestawił się z produkcji bolidów F1 na auta przeznaczone na rynek cywilny. I tak w 1963 roku na targach w Turynie świat ujrzał Vallelunge, małe sportowe coupe produkowane w siedzibie firmy w Modenie, zaprojektowane przez Carozzeria Fissore. Zasilana ona była silnikiem 1,5 l z Forda Cortiny, wyposażony w zespół napędowy Garbusa oraz skrzynie biegów z Hewlanda. Dzięki karoserii wykonanej z aluminium i włókna szklanego Vallelunga ważyła zaledwie 762 kg. Powstawała do 1968 roku, a nakład jej produkcji wyniósł 50 sztuk plus jeden spider.
Mały ssak, który zjada Cobry
Mniej więcej w połowie lat 60 XX wieku, Alejandro de Tomaso oraz Carroll Shelby, planowali połączyć siły i stworzyć jedno z najbardziej kultowych aut i niejako wizytówkę Shelby’ego – Cobre. Niestety na skutek niedopowiedzeń i zaniedbań, umowa została zerwana, a de Tomaso odsunięty od projektu. Urażony Argentyńczyk postanowił zemścić się i stworzyć auto lepsze od swojego nowego rywala, stąd właśnie nazwa drugiego auta „Mangusta”.
Czytając, z czego powstała Vallelunga można dojść do wniosku, że powstała ona w szopie. Składana była z tego, co De Tomaso miało akurat pod ręką, za to jej następca był samochodem pełną gębą. Mangusta była autem zdecydowanie bardziej kompletnym. Za projekt odpowiedzialny był legendarny Giorgetto Giugiaro, wtedy pracujący w studiu Ghia. Masa auta urosła, ale z nią na szczęście urósł też silnik. A właściwie dwa silniki, oba dostarczone przez Forda. W wersji na USA (a był to największy rynek zbytu dla de Tomaso), Mangusta wyposażona była w Small Block 4.9l, a dokładnie model 302 znany z Forda GT40 czy Bossa 302, o mocy 230 koni mechanicznych.
Europa natomiast dostała również Small Block’a o pojemności 4.7l, z oznaczeniem 289, o mocy 302 koni mechanicznych. Później do Europy dotarł również model 302 ale moc jego wzrosła do 306 koni. Niezależnie od wersji silnikowej, w każdym modelu znajdziemy pięciobiegową skrzynię biegów od niemieckiego ZF. Do tego są tarcze hamulcowe dla każdego z kół, klimatyzacja, elektryczne szyby. To wszystko sprawiało, że drugie dzieło De Tomaso było poważnym graczem na rynku. Paul Frere, Belgijski dziennikarz i kierowca wyścigowy, pochwalił się ...
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!