NAJLEPSZE MUZEUM MOTOCYKLI – Slowmotive
Żeby tam dotrzeć należy pokonać jedną z najbardziej malowniczych tras w Alpach. Jest to przełącz nazwana po stronie austriackiej Timmelsjoch, a po włoskiej Passo Rombo. Chyba najpiękniejsza możliwość przekroczenia granicy Austriacko-Włoskiej i najciekawszy dla miłośnika klasyków przystanek w trasie.
Pokonując agrafkowe zakręty pośród alpejskich szczytów, przy odrobinie szczęścia w pełnym słońcu dojedziesz na położony na wysokości 2175 metrów spot. Znajduje się tam punkt widokowy, stacja kolejki linowej, bramki poboru opłat drogowych, restauracja i najważniejsze – muzeum.
Wchodząc do środka szykowałem się na wrażenia przeciętne dla europejskich kolekcji. Płacąc za wstęp dziesięć euro nie spodziewałem się, że zwróci się po stokroć.
Po prawo od wejścia do głównej hali stoi Brough Superior Austin Four. Czterocylindrowy motocykl z lat 1932-34. Pojazd znany ze swej awangardowej konstrukcji opartej na dwóch, równoległych kołach z tyłu. Wyprodukowany w liczbie dziesięciu sztuk i paradoksalnie używany nie tylko z wózkiem bocznym.
W 2016 roku było głośno z powodu identycznego egzemplarza znalezionego w angielskiej szopie w miejscowości Cornish. Maszyna była w oryginale, ale nieco zdekompletowana i poprzez wiele lat działania niesprzyjających czynników, mocno spatynowana. Można rzec baza do renowacji, a jednocześnie pokusa pozostawienia go w oryginale. Motocykl został sprzedany za prawie 332 tysiące funtów, co daje ponad milion sześćset tysięcy złotych. Wiedziałem o tym, więc obraz tego motocykla, w dodatku gotowego do jazdy był niezłym „dzień dobry”. Stojąc na tym progu i próbując ustabilizować oddech nie wiedziałem, że to jeden z wielu motocykli tej marki w tym pomieszczeniu.
Na marginesie, paradoksem jest, że George Brough poszukując do swych motocykli silnika czterocylindrowego złożył ofertę firmie Austin. Oczywiście producent nie byłby sobą gdyby silnika nie zmodyfikował. Powiększono więc nieco pojemność, a nowa głowica została wykonana u Brougha. Poprawiło to osiągi i nadało ekskluzywnego charakteru jednostce bądź co bądź popularnej. Z tego połącznia powstał prestiżowy motocykl od producenta porównywanego z Rolls Roycem, wyposażony w silnik od najtańszego samochodu. Przekładając to na sytuację współczesną, to tak jakbyśmy najnowszy, turystyczny model motocykla Lotus wyposażyli w silnik od Volkswagena UP. Działałoby, ale, hmm, ten tego… no wiesz…
Zaraz za niezwykłym Brough, jak pięścią w nos każdego, kto zna historię motocykli uderzy widok Hildebrand & Wolfmuller. Pierwszego, seryjnie montowanego motocykla na świecie. Wygląda jak połączenie roweru z parowozem, a analiza jego konstrukcji jedynie to potwierdza. Świeży wygląd detali i lektura tabliczki informacyjnej zdradzają, że eksponat jest doskonałą repliką. To dobrze, ciśnienie nieco spada, a to się przyda by wchodzić dalej.
Wszędzie gdzie spojrzysz pojawi się pojazd będący legendarnym unikatem. Czasem dzieli miejsce z inną maszyną, często mało znaną. Sąsiedztwo BMW R42 to brytyjski NUT z silnikiem JAP. Dalej Norton Manx sąsiaduje z potężnym Anzani służącym do spektakularnych, popularnych w latach 20 wyścigów rowerów za motocyklami. Pośród egzotyki zabrakło chyba tylko Junaka.
Są też samochody. Alfa Romeo – weteran Mille Miglia, Porsche Speedster czy Ferrari California Spider. Umieszczono je pomiędzy motocyklami jak kwiaty mające uatrakcyjnić mieszkanie. One same są rarytasami, a tu wydają się tylko dodatkiem. Fakt ten daje do myślenia jak cenna jest to wystawa.
Zresztą w mniejszej sali na parterze, zorientowanej właśnie na samochody podobnie uczyniono z motocyklami. Tam Brough Superior stanowi tło dla jeszcze kilku wozów w tym również plebejskich w rodzaju moich ulubionych Land Roverów Series. Cóż, w końcu to Alpy i użytkowych maszyn nie mogło zabraknąć.
Trudno uwierzyć, że zgromadzono w tym miejscu tak ciekawy zbiór legendarnych modeli. Tym bardziej, że nie wszystkie są dobrze znaną klasyką. W Top Mountain Museum znajdziesz maszyny, o których być może tylko słyszałeś. Flaing Merkel czy choćby Megola.
Alpejska kolekcja nie jest zorientowana na konkretnego producenta, kraj pochodzenia czy dyscyplinę. Zgromadzone maszyny charakteryzuje kultowość, ciekawa budowa lub historia. Sale przypominają zbiór pasjonata, który chce mieć po prostu to, co ciekawe i stymuluje fascynację. Widać skłonność do maszyn brytyjskich i amerykańskich, ale również otwartość na inne, mniej popularne konstrukcje, czego dowodem jest obecność czeskiego Laurin & Klement z roku 1905. Naturalnie pod dostatkiem jest modeli francuskich, niemickich oraz włoskich. Być może podobnie wyglądałaby moja kolekcja gdybym miał nieco więcej środków na koncie.
Jeżeli ciągnie Cię do silników z wirującym tłokiem to dobrą wiadomością jest, że w muzeum zgromadzono aż trzy ciekawe Wankle. Jeden z nich to Hercules W 2000. Pierwszy motocykl z tego rodzaju silnikiem, który wszedł na rynek. Jego napęd przypominał odkurzacz zamontowany w motorowerze. Sprzedano ich podobno tylko dwa tysiące. Cóż, taki jest zazwyczaj los pionierów. Drugą maszyną z rotorem jest Suzuki RE5, najbardziej popularny Wankel, a trzeci to prototypowy Norton z roku 1987.
Obok eksperymentalnych i turystycznych jest cała masa maszyn wyścigowych w rodzaju Scott, NSU, DKW, Indian, a obok wynalazki szaleńców jak Triton czy bardziej seryjny Munch Mammut.
O krok od nich motocykle z USA. Wśród nich te najbardziej wyjątkowe. Pope, Thor, Excelsior i Henderson. To te maszyny zza oceanu, które na mnie robią największe wrażenie. Jest to miks producentów o historycznych powiązaniach i zbiór białych kruków.
Z uwagi na upływ czasu i otoczenie, pokaźną ilość wyjątkowych, ale znanych mi Harley Davidsonów po prostu musiałam ominąć.
Muzeum powstało w roku 2016 z inicjatywy Attila i Alban Scheiber. Jest to część całościowej inicjatywy Top Mountain Crosspoint. Wielofunkcyjny obiekt o powierzchni ponad 6000m², restauracja, stacja ładowania pojazdów elektrycznych i dolna stacja kolejki linowej. Zgromadzono tam 230 motocykli reprezentujących stu producentów. Niektóre są udostępnione z innych kolekcji jak choćby Museum Hockenheim. To jednak mniejszość. Co ważne, osiemdziesiąt procent zbiorów jest gotowe do drogi, o co stale dba dwóch mechaników.
Top Mountain Motorcycle Museum w moim rankingu motoryzacyjnych kolekcji otrzymuje ocenę celującą z dwóch powodów. Po pierwsze, zebrane maszyny są naprawdę z top 10 światowych wystaw. Po drugie lokalizacja bije wszystkie, jakie znam. Umieszczenie muzeum na szczycie alpejskiej przełączy powoduje nieodpartą chęć wypróbowania, co niektórych maszyn na krętych drogach z zapierającym dech widokiem w tle.
Norton Manx, TriumphTiger? A może Motosacoche? Nie, chyba Indian Four. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia, czym chciałbym pojeździć najpierw.
Mazurek
Zdjęcia: Michał Mazurek
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!