Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Otoczenie kultury Kustom sprawia, że lepiej się czuję. Obcując z nią mam wrażenie, że w końcu zaciągnąłem ręczny, że wreszcie zwolniłem.

 

Kustom Kulture to pojęcie rozległe. Motocykle, samochody, moda, surfing, deskorolki. Wszystko, co ma korzenie w kalifornijskim bulwarze z okresu lat czterdziestych, pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. Minimalizm na nutę Rock&Roll’a i przestrzeń, którą można poskramiać za sprawą Hot Rod’a. Scena dla artystów zdobiących pojazdy, deskorolki czy meble – aleja tatuatorów.

Konrad Bożek, zwany w środowisku jako Majki, to człowiek mający do powiedzenia wiele w dziedzinie zdobienia pojazdów, a od pewnego czasu również w sztuce tatuażu. Jego pracownia znana jest pod nazwą Rust n Fast. Co ciekawe, Majki jeździ na zmianę amerykańskim samochodem i motocyklem. Generalnie, ogarnia temat jak mało kto.

 

– Robisz sporo rzeczy w ogólnym rozumieniu Kustom Kulture, wymień proszę najważniejsze.

 

– Na pewno będzie to tworzenie przeróżnych grafik, malowanie motocykli, samochodów, kasków. Tak naprawdę wszystkiego, co można pomalować czy upiększyć. Główną technikę, którą się posługuję zwą pinstripingiem, ale nie do końca pinstriping oznacza malowanie grafik. Łącznikiem jest tu jedno pociągniecie pędzlem linii.

Zresztą niezbyt często maluję klasyczne, popularne pinstripy, wolę bogatsze grafiki. Lubię wykorzystywać technikę długiej linii, ale wolę, gdy jest poza nią coś więcej. Cenię bardziej skomplikowane prace.

 

– Robisz też tatuaże. Czyżby dekorowanie samochodów i motocykli Ci nie wystarczało?

 

– Nie, bardziej myślę o tym jak o rozwoju. Lubię zdobywać wiedzę i umiejętności, a te dwie działalności świetnie się uzupełniają. Początek wyglądał tak, że o tatuażu myślałem. Skoro robiłem grafikę, to czemu miałbym nie spróbować? Przyjaciele i moja dziewczyna Kala przyłożyli się do tego kupując mi na trzydzieste urodziny sprzęt i tak to się zaczęło. Jakoś sam nie mogłem podjąć tej decyzji. Zostałem tym trochę zaskoczony.

 

– A jak wygląda przestawienie się na ciało? W końcu to zdecydowanie inne płótno niż to, które wykorzystywałeś dotychczas.

 

– Trzeba oczywiście przyzwyczaić się do nowych narzędzi i podłoża. Natomiast samo ciągnięcie prostej linii, co jest niezwykle ważne w tatuażu nie było dla mnie takim problemem jak dla innych.

 

– Czyli łatwiej jest nauczyć artystę malującego pojazdy bądź inne materiały tatuażu niż tatuatora sztuki zdobienia pędzlem?

 

– Możliwe, znam chyba więcej osób, które przeszły z malowania do tatuowania niż odwrotnie. Nie znam tatuażysty pinstripera. Na pewno nie takiego, który robiłby coś na większą skalę.

 

– Dzięki temu, że poszedłeś w kierunku tatuażu można u ciebie ozdobić nie tylko przedmiot, ale również ciało.

 

– Tak, mam takich znajomych, którzy malowali u mnie motocykl, kask, a potem przyjmowali tatuaże. Często przedstawiające te ich ozdobione motocykle. Takie zamknięte koło.

 

– Byłeś miłośnikiem garbusów. Miałeś bardzo ciekawy egzemplarz. Można było łatwo skojarzyć ciebie z nim. W zasadzie ten Volkswagen był jeżdżącą wizytówką twoich talentów. Dlaczego zmieniłeś go na Forda Thunderbirda model 1961?

 

– Do Volkswagenów na pewno jeszcze kiedyś wrócę. Od nich się wszystko zaczęło. A zmieniłem z uwagi na to, że według mnie życie jest po prostu za krótkie, żeby jeździć jednym projektem. Bardzo go lubiłem, ale znalazł się chętny by go nabyć – to nie ja go sprzedawałem. Ktoś go po prostu chciał ode mnie kupić. Wykorzystałem ten moment żeby nabyć V8, o którym zawsze marzyłem.

A wracając do garbusów, wychowywałem się na nich. Mój ojciec jeździł garbusem. Traktował go, jako samochód na co dzień przez wiele lat. Jeździliśmy nim na wakacje i wszędzie gdzie to możliwe. Ten samochód był zresztą serwisowany przez człowieka znanego w środowisku do dziś, co pozwoliło mi je później poznać. No i cóż, po kilku latach, ojciec pożyczył mi pieniądze na pierwszego mojego garbusa. Miałem wtedy niespełna dziewiętnaście lat. Co ciekawe, wcześniej nie miałem żadnej styczności z motoryzacją. W ogóle mnie to nie interesowało. Żadnych remontów motorynek czy innych typowych historii. Przed garbusem nie dotykałem mechaniki. Dopiero przy nim się to radykalnie zmieniło.

 

– To byłoby chyba trudne, mieć garbusa i nie znać choćby podstaw jego techniki.

 

– Tak, aczkolwiek nigdy nie przytrafiła się nam taka awaria, żeby nie pojechał dalej. A trzeba przyznać, że robiliśmy nim gigantyczne trasy.

 

– Gdzie najdalej?

 

– Choćby Scandinavian Cal-look & Classic, to Norwegia za Oslo. Dojechaliśmy tam oczywiście na kołach. Do tego były trzy wyjazdy na Bug-Inn w Belgii pod francuską granicą. A więc długie trasy i dużo superowych przygód. Na przykład w drodze do Oslo padało przez dziewięćdziesiąt procent trasy. Z powrotem zresztą też, a że podłogę mieliśmy dziurawą to było zimno, ciemno i do tego mokro. Szczególnie zimno. Nasz garbus nie miał żadnego ogrzewania.

 

– O i pewnie szyby też nie parowały?

 

– Niee, wcale 

Przygód było znacznie więcej. Nocowaliśmy na przykład w norweskiej stodole gdzie stały dwa amerykańskie Fordy i drewniana łódź z lat pięćdziesiątych. Jednak najlepsze było to, że właściciel tego miejsca kolekcjonował stare automaty do gier, z których większość działała. Więc zamiast odpoczywać całą ekipą przez pół nocy graliśmy na tych automatach. Podobnych historii mam mnóstwo.

 

– Jaki rodzaj pracy sprawia Ci najwięcej przyjemności? Co musiałbym ci przynieść żebyś powiedział: Hurra, to jest to!

 

– Na pewno im starsze przedmioty tym lepsze. Im starszy będzie motocykl, czy samochód tym wyzwanie jest większe i robota ciekawsza. Chociaż cieszę się z większości robót, zwłaszcza kiedy projekt jest rzadszy i jego właściciel nie myśli szablonowo. Lubię też, gdy klient daje sobie przedstawić moją wizję albo choć trochę da mi wolną rękę. Szczególnie, że są techniki, których ludzie się boją. Przykładowo nie robiłem nigdy na motocyklu płomieni, jakie mam na baku mojego Sportstera. Jest to praca niesamowicie ściągająca spojrzenia, do tego wykonana w dwudziesto trzy karatowym złocie. U nas jej delikatność i koszty są niemałym problemem.

 

– Chodzi ci o wyklejenie warstw metalu?

 

-Tak, to jest kładzenie płatków złota. Gold leafing. W Polsce niezwykle rzadkie. Zresztą nie musi to być złoto. Ta technika obejmuje również inne szlachetne metale, co daje nie gorszy efekt.

 

– Odbyłeś ostatnio podróż do USA. Czy coś stamtąd wywiozłeś? Nie mam na myśli obudowy filtra do Forda, o której mi opowiadałeś. Bardziej jakieś inspiracje.

 

– Przede wszystkim energię. To zabieram stamtąd zawsze, ponieważ na zachodnim wybrzeżu jest wszystko, co kocham.

Mam takie scenki: Jadę rowerem – cruiserem nad brzegiem oceanu, nagle przede mną zatrzymuje się spatynowany Ford z lat pięćdziesiątych z deskami surfingowymi na dachu, wysiada z niego facet i idzie z deską do wody by surfować. Nic nie jest pozowane. Czego więcej chcieć? Jeżdżę na rowerze, narzeczona na wrotkach, pogoda piękna prawie zawsze. Ładuję tam akumulatory. Staram się żeby wystarczyło na dłuższy okres. Jak się wyczerpią muszę jechać znów.

 

-Jak widzisz rozwój Kultury Kustom w Polsce? Przeminie wraz z modą?

 

– Mam nadzieję, że nie, że pozostanie w ciągłym rozwoju tak, jak to jest teraz. Ludzie mają coraz większą świadomość tego, czym jest handmade. Powstaje coraz więcej warsztatów, ale co najważniejsze jest więcej kupców, którzy są w stanie nabyć coś wykonanego ludzkimi rękami zamiast przedmiotów z liniowej produkcji. Jeszcze nam sporo brakuje, ale jesteśmy na dobrej drodze.

 

Przyszłość pokaże jak się to wszystko potoczy. Ze swojej strony chcę rozwijać równolegle malowanie grafiki i tatuaż. Wciąż podnosić poziom mojej pracy.

 

– Jest coś, co chciałbyś powiedzieć ludziom?

 

-Chyba tylko tyle, żeby się za bardzo nie spinali. Więcej luzu.

 

 

Rozmowa z Majkim i zdjęcia – Michał Mazurek

 

Komentarze (0)