Zaraz za Nieporętem wyłączyłem ABS. Nie żebym od razu zjechał z asfaltu, domyślałem się tylko, że od tej pory, pod kołami będzie się coraz częściej pojawiał szuter.
Tak się stało. Przeznaczyłem cały dzień na jazdę jak najmniej uczęszczanymi drogami. Zrobiłem ponad dwustukilometrową pętlę szutrowo-asfaltową. Jak dziecko głodne słodyczy starałem się do oporu wykorzystać motocykl zgodnie z jego przeznaczeniem.
Zaczęło się od rzutu okiem na zasoby zapisane w moim komputerze. Tkwi tam jeszcze spora część mojej off-roadowej przeszłości zapisana w formie punktów i tracków dedykowanych outdoorowym odbiornikom Garmin. Wgrałem, więc do mojego 276C odpowiednią ilość danych dotyczących interioru na północ od Warszawy i zamocowałem jego uchwyt na kierownicy Scramblera Desert Sled.
Oczywiście do plecaka poza aparatem fotograficznym musiałem zmieścić butelkę wody i czekoladę. Na nogi wbić buty enduro, na głowę kask. Od tej chwili mogłem na nowo przedstawiać się, jako Enduro Boy*.
Co oczywiste, zabrałem również naładowany telefon. Znakiem czasów było, że będę nim robił film i zdjęcia na Instagram oraz to, że jego bateria wystarczy z trudem na cały dzień. Na szczęście nie musiałem zabierać dodatkowego power banku. Scrambler ma pod siedzeniem gniazdo USB do ładowania telefonu. Trzeba jedynie pamiętać, że można z niego korzystać tylko przy przekręconym kluczyku. Zrobiłem to wszystko by dobrze się bawić testem najbardziej uterenowionej wersji Scramblera Ducati. Czułem, że poza asfaltem może być wyjątkowo ciekawie.
Desert Sled
Rodzina Scrambler Ducati to odrębna gama, a wręcz marka. Świetny pomysł biznesowy i celujące trafienie w gust oraz potrzeby klientów bolońskiej fabryki. Proste motocykle i masa radości. Sposób by przyciągnąć tych, którzy w ofercie Włochów nie widzieli dotychczas maszyn dla siebie.
Choć każdym (może z wyjątkiem Cafe Racer) Scramblerem Ducati można zapuścić się w boczne drogi i lekkie bezdroża, to żaden z nich nie jest przygotowany by zrobić to na poważnie po opuszczeniu salonu. Dotychczas, najbardziej terenowo wyglądał oferowany do roku 2017 Urban Enduro. Jednak nawet on zaopatrzony w szosowe opony i osiemnastocalową obręcz przednią nie daje w tym zakresie zbyt wiele.
Co innego Desert Sled. Z pozostałymi maszynami ze swej rodziny, poza stylem łączy go silnik i zbiornik paliwa. Ok, jest również zegar, przełączniki zespolone oraz wydech. Wnikliwi znajdą pewnie jeszcze kilka elementów, ale najważniejsze jest to, że Sled to zupełnie inne zawieszenia, a właściwie układ jezdny. Z przodu mamy dziewiętnasto, a z tyłu siedemnastocalowe koła i obłędne, aluminiowe, złote obręcze nawiązujące do stylu enduro sprzed lat. Grube półki robią wrażenie i zapewniają o wystarczającej sztywności. Za kontakt kół z nawierzchnią odpowiada widelec o pełnej regulacji, średnicy rury 46 mm i skoku 200mm. Koło tylne jest prowadzone przez dłuższy niż w innych Scramblerach wahacz oparty o w pełni regulowany element resorująco tłumiący. Producent sprawy wziął na poważnie. Dla zwiększenia wytrzymałości uznał za konieczne wzmocnienie ramy w okolicy silnika z lewej strony. Całość dopełnia prześwit 24,5 cm mierzony do spodu osłony silnika. Wszystko wygląda solidnie i aż prosi się, żeby po zakupie zdemontować gumy z ząbkowanych podnóżków i ruszyć w teren.
Być jak XT 500
To nie jest moja opinia. Jednak faktem jest, że wiele osób, które widziało Desert Sled wskazują na jego podobieństwo do Yamahy XT500 – protoplasty wszystkich czterosuwowych enduro. Według mnie to dobrze. XT jest dla miłośników klasycznych enduro jak wzorzec. Coś jak trampek Converse dla innych trampków. Chcąc zaprojektować maszynę o podobnym charakterze nietrudno o podobieństwo.
Na szczęście Ducati poszło swoją drogą. Desert Sled ma charakter neotradycyjny. Nie udaje starego motocykla. Ma styl, ale jest oparty na współczesnej technice, o czym świadczy chociażby cyfrowy zegar czy zawieszenie. W sumie to dobrze, że ludzie widzą w Desert Sled klasyczne enduro. Oznacza to chyba, że konstruktorom udało się oddać ducha epoki jednocześnie zamykając projekt zaawansowaną funkcjonalnością.
W drodze
Scramblera napędza motor V2 L -Twin o pojemności 803cm³ znany z Monstera 796. Jest to silnik dwuzaworowy z rozrządem napędzanym lekkimi paskami. Za chłodzenie odpowiada przede wszystkim powietrze, ale jest również wsparcie w oleju trafiającym do chłodnicy położonej wysoko po lewej stronie.
Jeżeli jesteś, tak jak ja przyzwyczajony do silników biorących z dołu to… musisz się odzwyczaić. Ducati ma dostatek mocy w górnym zakresie obrotów. Silnik posiada średnicę cylindra do skoku tłoka w stosunku 88×66 mm, co plasuje go jako jednostkę bardzo krótkoskokową. Jego maksymalny moment to 68Nm przy obrotach zakresu 5750. Ten silnik po prostu lubi obroty. Tam gdzie dasz mu się nimi wykazać, nie zawiedzie pokładanych w nim nadziei.
Za kierownicą Desert Sled czułem się jak dawniej, kiedy oddawałem się zabawie tradycyjnymi enduro pokroju Yamah XT czy Hond XL. Mam na myśli oczywiście nieobudowane maszyny klasy 500-600cm³. To porównanie jest odniesieniem nie tylko do frajdy, jaką dawały motocykle dla wagabundów nim prawie całkiem wyginęły. Łącznikiem Ducati z tymi klasykami jest przeznaczanie. Amatorska zabawa, turystyka i rywalizacja inspirowana rajdowymi maratonami z czasów, kiedy zbiorniki dakarowych motocykli mogły jeszcze zdobić reklamy papierosów.
Kanapa Desert Sled pozwala wygodnie przejechać cały dzień, czego nie da się powiedzieć o bardziej terenowych motocyklach. Takie rzeczy jak wygoda na lekkim enduro, po prostu odeszły z latami 90. Ale Scrambler to nie tylko wylegiwanie się na kanapie. Kiedy przychodzi na to czas, siodło i zbiornik umożliwiają komfortową jazdę na stojąco, co w terenie ma istotne znaczenie.
Ktoś kiedyś powiedział, że jeździec, który ogarnia dawne motocykle off-road ogarnie każdy nowoczesny. To prawda. Ten ktoś powiedział coś jeszcze. Mianowicie, ten kto ogarnia tylko nowe motocykle terenowe, będzie miał problem z opanowaniem tych starszych. Ja zgadzam się z tym w stu procentach i często myślę o tej maksymie przytoczonej przez utytułowanego zawodnika.
Może właśnie, dlatego podczas jazd na Desert Sled rozmyślałem o wszystkich wcześniejszych enduro i ich nieograniczonym przeznaczeniu. Prowadzenie, siła do niego potrzebna, pojemności zbiorników, opony, waga czy możliwość zabrania bagażu na terenową eskapadę. Jeden motocykl do miasta i ten sam za tydzień do lasu. Tym sposobem znowu musiałem porównać.
Masa bardzo popularnej wśród amatorów enduro Yamahy XT 600 z przełomu lat 80/90, zależnie od pojemności zbiornika paliwa wynosiła około 170kg. Desert Sled jest nieco cięższy z uwagi na mokrą masę 207kg, ale dzięki temu, iż powstał współcześnie prowadzi się go łatwiej. Odnosząc się do wspomnianej wcześniej rady zawodnika mam wrażenie, że podczas wypadu w teren, współczesny początkujący lepiej sobie poradzi z nowym i nieco cięższym Ducati niż z jego dawniejszym, a lżejszym, japońskim konkurentem sprzed dwudziestu paru lat.
Wspomniałem, że Desert Sled może wprost z salonu ruszyć w teren. To fakt, fabrycznie zamontowane opony Pirelli Scorpion Rally STR nadają się do softowej jazdy poza asfaltem. Niestety, testową maszynę otrzymałem pod koniec sezonu, kiedy opony były już mocno zużyte. Szkoda, bo mógłbym się bardziej miarodajnie do nich odnieść. Mimo to zaryzykuję przypuszczenie, że temu Scramblerowi pasowałyby nawet ostrzejsze gumy, choć te fabryczne, kiedy są nowe zapewniają wystarczając podparcie na szutrach, drogach piaszczystych czy suchej trawie. Scrambler Ducati na kostce? Hmmm, czemu nie?
Trzeba również pamiętać, że zawieszenie Scramblera fabrycznie ustawiono na asfalt. W teren, a nawet w dziurawe asfalty trzeba przestawić napięcie sprężyny. Za to do hamulców nie mam żadnych zastrzeżeń. Przód dozuje się jednym palcem, a tył bez problemu blokuje koło.
Podczas jazdy irytowała mnie jedna rzecz, lusterka. Są po prostu do bani. Nic nie dają i sprawiają wrażenie najgorzej wykonanej części w całym motocyklu. Na szczęście to drobiazg, który można samemu zamienić na dowolne, lepsze spośród wielu akcesoryjnych.
Rezerwa zapaliła się po przejechaniu dwustu kilometrów. Nieźle, z takim zasięgiem można się zrelaksować i nie myśleć w chwili tankowania o kolejnej stacji. To odróżnia motocykle do wściekania się na torze od tych do szwendania.
Bardzo mi się podobało
Poza stylowym i uniwersalnym Scramblerem Classic, do grona moich ulubionych od teraz dołącza Desert Sled. Jest elegancko podany, estetyczny, nowocześnie funkcjonalny i co najważniejsze niczego nie udaje.
Biorąc pod uwagę ogromną ilość możliwych adaptacji i liczne akcesoria, ten motocykl otwiera przed jego właścicielem masę możliwości. Można, co prawda nieco narzekać na cenę. Desrt Sled jest jednym z droższych motocykli na naszym rynku opatrzonych nazwą scrambler. Biorąc jednak pod uwagę to co oferuje, można się poważnie zastanawiać. Zwłaszcza, że Desert Sled to jeden z dwóch aktualnie oferowanych na rynku scramblerów „new schoolowych”, którymi rzeczywiście można pojechać w teren.
Ten motocykl to po prostu najbardziej klasyczne enduro na rynku i jednocześnie najbardziej terenowy klasyk.
Mazurek
Zdjęcia i film: Michał Mazurek
*Enduro Boy: Radosny chłopak, romantyk – wagabunda. Nie potrzebuje sprzętu hard enduro, żeby być szczęśliwym. Wystarczy mu silnik o średnich osiągach, dobrze pracujące zawieszenie, niezłe opony i kawałek kanapy za zbiornikiem pełnym paliwa. Do tego mapa lub stary, ale dobry GPS, plecak i parę złotych w kieszeni. Mazury, Podlasie, Bieszczady czy Rumunia, nie ważne. Dzień z dala od cywilizacji wszędzie cieszy go podobnie.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!