Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Kiedy w 2003 roku powstało przedsiębiorstwo Tesla Inc. raczej nikt w świecie motoryzacji nie zwracał na ów firmę większej uwagi. Teraz okazuje się, że samochody elektryczne to nie tylko zmiana sposobu napędzania, ale też sposobu myślenia o biznesie. Zmiana, na którą wielkie koncerny wciąż nie są gotowe.

Powiedzmy sobie szczerze - pojazdy elektryczne mają tyle samo przeciwników co zwolenników, a może nawet więcej tych pierwszych. Nie chcę wdawać się w analizę użyteczności samego napędu, a raczej porozmawiać o tym, jak ta zmiana wpływa na całą światową motoryzację.

Molochy

Współczesne koncerny motoryzacyjne są gigantycznymi rozdrobnionymi przedsiębiorstwami, które w dodatku często i gęsto korzystają z usług podwykonawców dostarczających konkretne komponenty. Przez lata rozwoju przemysłu te firmy się zmieniały, transformowały, ewoluowały. To pozostawiło po sobie wielką, nierozwikłaną pajęczynę zależności, powiązań, struktur i zaszłości, których usunięcie lub ujednolicenie byłoby tytanicznym wręcz wysiłkiem, jeśli w ogóle jest możliwe na przestrzeni kilku lat. Na przemiany w takiej firmie potrzeba raczej minimum dziesięciu. Jeśli ktoś pracował w korporacji, gdzie miała miejsce jakaś naprawdę duża zmiana, to niech pomnoży sobie problemy oraz skalę minimum razy 10 i będzie dobrze wiedział, co mam na myśli.

BMW i8 na linii produkcyjnej

Kiedy we wspomnianym 2003 roku powstała Tesla, pewnie nikt nie zwrócił na tę firmę uwagi. Ot kolejne przedsiębiorstwo młodych milionerów, którzy coś tam sobie będą po swojemu robić, ale żeby to miało mieć jakikolwiek wpływ na branżę, albo jeszcze zagrozić gigantycznym koncernom o ponad stuletniej historii, przynoszącym miliardy dolarów zysku? Pfff... bez żartów! Przecież by produkować samochody trzeba mieć dużą wiedzę o setkach podzespołów i jeszcze większe zaplecze by móc je produkować. Dyferencjały, skrzynie biegów, sprzęgła, nadwozia, systemy bezpieczeństwa, nie wspominając już o takich "detalach" jak silnik, tunel aerodynamiczny i umiejętność jego użycia by zoptymalizować kształt pojazdu. Do tego konieczność spełnienia setek norm, w tym najcięższych - emisji zanieczyszczeń, z którymi (jak pokazują ostatnie lata) nie radzą sobie nawet najwięksi giganci. Poza tym na rozpoczęcie produkcji masowej tak skomplikowanych urządzeń jakimi są samochody, potrzeba naprawdę gigantycznych funduszy, a ryzyko jest równie wielkie. Nikt się tego nie podejmie. Każda nowa firma może więc być co najwyżej producentem luksusowych aut dla nielicznych bogaczy jak np. Koenigsegg, a jeśli by chciała produkować na większą skalę, to musi kupować gotowe podzespoły od innych firm, a więc i tak uzależnić się od gigantów.

Nowe reguły

To stwierdzenie było pewnie prawdziwe przez dobre kilkadziesiąt lat. Świat się jednak zmienia coraz szybciej, a bezwładność ogromnych koncernów nie pozwala im na szybkie reakcje. Z resztą nie muszą się na nie silić, skoro jako konkurencję mają równie wielkie i bezwładne firmy. W końcu jednak pojawili się Panowie tacy jak m.in. Elon Musk i Peter Thiel, którzy założyli Tesla Inc. Co by o nich nie mówić i nie myśleć, jak by im nie zazdrościć, są to ludzie wychowani w dynamicznej branży IT, do tego bezczelnie pewni siebie i mający pomysły idące z duchem czasu. Firma Tesla powstała już z założeniem zupełnie innego podejścia, niż mają obecne koncerny. Jakby tego było mało sam fakt, że jest to nowe przedsiębiorstwo, pozwolił na jego "ułożenie" wedle współczesnych standardów i dopasowanie się do obecnego rynku, a nie przeprowadzenia dużych zmian w skostniałej organizacji.

Tesla Gigafactory w stanie Nevada

Co odróżnia Teslę? Przede wszystkim... to co produkuje. Żadne odkrycie powiecie, ale ma to wielki wpływ na kształt firmy i produkcji, od początku skrojonej pod pojazdy elektryczne. Samochód elektryczny właściwie nie ma układu przeniesienia napędu. Nie ma skrzyni biegów (choć Tesla nad swoją pracowała, ale w końcu uznali, że lepiej będzie dopracować silniki i mieć mniej części), czasem nie ma też dyferencjałów, czyli kiedy silniki są umiejscowione bezpośrednio w kołach, a wtedy nie ma też całej reszty jak choćby półosie. Nie mają także sprzęgła, bo silnik elektryczny nie musi się obracać, kiedy auto stoi. W końcu... nie mają silnika spalinowego (eureka!). Rzecz oczywista, ale chyba nikt nie zdaje sobie do końca sprawy, jak ogromną inwestycją jest sama konstrukcja, a potem rozwój jednostki spalinowej. Afery takie jak dieselgate i reszta nie biorą się znikąd. Ktoś po prostu przekalkulował, że opracowanie silnika o parametrach odpowiednich dla klientów i zarazem dla ekologów jest albo niemożliwe, albo kosztowne i bez gwarancji powodzenia, i podjął prostą, biznesową decyzję. Nieetyczną, a nawet nielegalną, ale na pewno przemyślaną.

Pod prąd to jednak z prądem

Silnik jest tu poniekąd kluczem. Przecież od lat rozwój tłokowego silnika spalinowego ciągnie i finansuje właściwie jedna branża - motoryzacyjna. Lotnictwo niemal w całości przerzuciło się na silniki odrzutowe (w tym turbośmigłowe), zostaje jeszcze przemysł stoczniowy. Tam owszem są powszechnie używane ogromne silniki diesla, ale są to tak odmienne konstrukcje, o tak różnych wymaganiach, że ciężko szukać wspólnego frontu prac. Podobnie z kolejnictwem. Tymczasem silnik elektryczny wynaleziono nawet wcześniej od spalinowego i używa go właściwie cały przemysł. Ba! Większość elementów samochodu jest wykonana właśnie z wykorzystaniem maszyn napędzanych silnikami elektrycznymi. Dość powiedzieć, że silnik spalinowy możemy odpalić dzięki... silnikowi elektrycznemu właśnie. Są wykorzystywane w pędnikach okrętowych, napędzają łodzie podwodne, lokomotywy, samochody, samoloty, tramwaje. Nieco inne konstrukcje, ale także silników elektrycznych, napędzają miksery, szlifierki, czy zgniatacze w hutach, a nawet wentylatory w nawiewach, szczoteczki elektryczne, czy obracają płyty CD w czytnikach. Jakby tego było mało pierwszy samochód z napędem elektrycznym powstał przed słynnym automobilem Carla Benza z silnikiem spalinowym.

Pierwszy pojazd elektryczny, który odniósł większy sukces. USA 1891.

Co tu dużo mówić - elektronika jest wszędzie, a z nią także silniki elektryczne. Za rozwojem tych silników idzie rozwój drugiego najważniejszego elementu elektrycznej motoryzacji - akumulatorów. Tak naprawdę to są one ważniejsze od samych silników. To pojemność akumulatorów limituje rozwój i użyteczność samochodów na prąd, to także ich koszt ustala cenę pojazdu. Obecnie mniej więcej połowa ceny elektryka to właśnie cena pakietu akumulatorów. Prognozuje się, że do 2030 roku ich cena spadnie o dwie trzecie. W ciągu najbliższych trzech lat podobno uda się podwoić ich pojemność, a Honda już testuje technologię pozwalającą na stworzenie nowych akumulatorów fluorowych, o dziesięciokrotnie większej pojemności.

Ciąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...

Komentarze (5)

Bartez B.
3.01.2019
13:08

Bartez B. napisał

@Witek: Bo za małe lobby ciśnie na wodór. Wszak na prądzie są w stanie zarobić spółki państwowe i to w sumie już teraz, od ręki.

Witek Bielecki
2.01.2019
12:12

Witek Bielecki napisał

Elektryczne samochody, no spoko, ale niech ktoś mi wytłumaczy czemu tak cicho jest o autach z napędem wodorowym?

Paweł  Górecki
2.01.2019
11:58

Paweł Górecki napisał

W sumie bardzo ciekawe spojrzenie na temat przemysłu motoryzacyjnego. Faktem jest, że od pojazdów elektrycznych nie uciekniemy. I może to dobrze? Tak naprawdę przed zmianami i postępem zawsze był opór.

Robert Zabielski
23.12.2018
18:28

Robert Zabielski napisał

Wszędzie te elektryki.... ile można....
Bla bla bla...

Aleksander Lubas
21.12.2018
23:39

Aleksander Lubas napisał

"bo przyszło nam żyć w czasach największej rewolucji, jaką kiedykolwiek widziała ta branża"

W samo sedno! Od postępu / trendu elektrycznych aut już nie uciekniemy!

POZOSTAŁE KOMENTARZE (5)