ARTYKUŁ POCHODZI ZE STRONY 4 KÓŁKA I NIE TYLKO
Kryzys kategorii LMP1 zmusił ACO i FIA do zorganizowania spotkań z wielkimi producentami odnośnie kształtu regulaminów na lata 2020/21. Jedną z rzuconych propozycji było zbliżenie karoserii bolidów tej kategorii do wyglądu cywilnych samochodów, podobnie jak to było w latach dziewięćdziesiątych.
Toyota stwierdziła publicznie, że taka idea spotkała się z dużym zainteresowaniem władz innych koncernów. Podobno prezes McLarena Zak Brown był w gronie tych najbardziej zainteresowanych takim rozwiązaniem. Amerykańska IMSA SportsCar Championship wdrożyła już podobne rozwiązanie, pozwalające ekipom na wystawianie pojazdów łatwiej identyfikowalnych z konkretną marką. Odbyło się to jednak kosztem indywidualności, gdyż za wielką wodą mamy tak naprawdę podobne albo te same podwozia, różniące się charakterystycznymi elementami nadwozia. Z drugiej strony poskutkowało to stworzeniem samochodów, którym nie sposób odmówić uroku, a taki prototyp Mazdy jest jednym z najładniejszych samochodów wyścigowych ostatnich lat.
Wtedy jednak mieliśmy do czynienia z czymś jeszcze gorszym niż w LMP1 w ostatnich latach. Tak, dobrze przeczytaliście - gorszym. LMP1 jakie znaliśmy od utworzenia WEC, zabił własny sukces. Kategoria była tak ciekawa i dawała taką wolność producentom, że wielu z nich się zainteresowało tematem i skończyło się ogromnym, kosztownym wyścigiem zbrojeń, który wykończył całą stawkę. W latach dziewięćdziesiątych było jeszcze gorzej. Po wygranej McLarena F1 w Le Mans, gdzie pokonał pełnoprawne prototypy, inne firmy zaczęły kombinować jakby tu łatwo zgarnąć zwycięstwo dla siebie, skoro Brytyjczykom udało się autem niemalże cywilnym. Znalazł się pewien prosty sposób. Przepisy kategorii GT dawały sporą wolność, w zamian za konieczność wyprodukowania cywilnej odmiany auta na rynek. Prawda jest taka, że przepis ten niezbyt respektowano. Dość powiedzieć, że przez pierwszy rok startów Porsche wyprodukowało dwa cywilne egzemplarze modelu GT1 i wcale nie było najgorsze. Mercedes sprzedawał potrzebne do homologacji CLK GTR, które w rzeczywistości były zupełnie innymi konstrukcjami, niż te na tor! Jednak podejście do kwestii homologacyjnych było wtedy nad wyraz luźne, a seria rozwijała się wspaniale, więc... nikt się tym kompletnie nie przejmował. Dopiero kolosalny wyścig zbrojeń i spowodowane nim wypadki (słynne "latające" Mercedesy na Le Mans, a na innych torach także Porsche), skłoniły FIA do ukrócenia zapędów koncernów.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!