Wszyscy należymy do jednego rodu. Jesteśmy ludem mającym wspólne marzenia i te same targające duszą demony. Ulepieni z prochu zużytych klocków hamulcowych i szczątek opon urodziliśmy się w różnych miejscach i w różnym czasie… A jednak każdy z nas nosi w sobie ten sam mechaniczny kompas, który w jakiś tajemniczy sposób naprowadza nas na siebie.
Choć nie mamy swej ojczyzny, jesteśmy narodem.
Uchodźcami, banitami i wyrzutkami zielonych czasów. Ludźmi, którzy na przekór zdrowemu rozsądkowi z uporem szukają swojego miejsca w nieprzyjaznym naszej pasji, współczesnym świecie. Każdy z nas patrzy na życie w zupełnie odmienny sposób, a jednak cele jakie przed sobą stawiamy prowadzą nas tym samym traktem.
Bo mimo, że nawet się znamy – jesteśmy rodziną.
Każdy z nas kocha prędkość. Uwielbiamy przyspieszenia i przeciążenia targające ciałem w szybko pokonywanych zakrętach. Uwielbiamy szarpnięcia towarzyszące zazębieniu się kolejnych biegów i sprint wskazówki do rejonów dość wymownie oznaczonych na tarczy obrotomierza krwistoczerwonym kolorem.
Uwielbiamy mechaniczny dźwięk pomp wspomagania i świst ładującego powietrze kompresora. Kochamy się w liniach Ferrari 250 GT California i łuku namalowanym wcale nie tak dawno temu przez Hofmeistera.
Zastanówcie się sami – w Polsce istnieje niezliczona ilość klubów i forów samochodowych. Klubów skupiających się na przeróżnych zagadnieniach związanych z samochodami. Miłośnicy samochodów JDM, klub samochodów Amerykańskich, fani driftingu… Sympatycy Forda KA i Mercedesów odznaczonych elitarnym orderem AMG. Stowarzyszenie Forda Fiesty i rodzina patrząca na świat przez przednią szybę poczciwego garbusa.
Teoretycznie różnimy się od siebie w sposób tak znaczący, że trudno byłoby zamknąć nas w jednym pokoju tak żebyśmy nawzajem się nie pozabijali.
Wyobrażacie to sobie? Klub miłośników Alfy Romeo i Audi w jednym pomieszczeniu? Stężenie testosteronu, benzyny i żelu do włosów osiągnęłoby tam taki poziom, że wystarczyło by krzyknąć coś o awaryjności rozrządu albo podsterowności i ludzie rzucili by się na siebie z wyrwanymi ze ścian rurami od instalacji CO.
Sam jestem zarejestrowany na kilku forach poświęconych marce BMW i wiem jak źle może się skończyć próba zachwalenia publicznie jakiegoś wyprodukowanego we Francji modelu. Przywiązanie do danej marki nieco zawęża nam pole widzenia, ale niezależnie od tego co byłoby wydrukowane w dowodzie rejestracyjnym jest to napędzane przez te same emocje i namiętności, które wszystkim nam są tak bardzo bliskie.
Wszyscy kochamy ten sam moment obrotowy. Tę samą nadsterowność i wycie wkręcającego się na obroty silnika. Tą samą prędkość i skórzane koła kierownicy – i dlatego to, czy na ich środku króluje biało-niebieskie śmigło, błękitny owal czy może symbole Mediolanu nie ma w tej sytuacji żadnego znaczenia.
To nieistotne.
Istotne jest jednak to, że drugi człowiek podobnie jak ja poświęca swój czas i serce na coś, czego większość społeczeństwa nigdy nie będzie w stanie zrozumieć. To, że mogę porozmawiać z nim o stopniu spięcia dyferencjału i nie istnieje ryzyko, że zaśnie on z twarzą utopioną w sałatce z kurczakiem. To samo dotyczy się pomocy w garażowych operacjach na otwartej przepustnicy czy wymieniania się doświadczeniami na temat danego zamiennika wahacza.
Jesteśmy zboczeni!
No bo jak inaczej można określić to, że forumowa dyskusja o acentrycznej tulei wahacza z M3 rozwija się na kilkanaście stron. Przecież to nie jest debata o kształcie piersi Katie Holmes tylko rozmowa o owleczonym metalową tuleją kawałku gumy. Dla osób z zewnątrz gadanie o gumowej tulejce musi brzmieć jak apogeum nudziarstwa, ale jeśli zaczynamy rozważać jak minimalne przesunięcie wahacza będzie wpływać na jakość prowadzenia i zwinność zmiany kierunku w zakrętach to znaczy, że na temat jazdy samochodem wiemy znacznie więcej niż wskazywałby na to zdrowy rozsądek.
To najprostszy dowód na to, że z jazdy samochodem czerpiemy znacznie więcej emocji i doznań niż statystyczny posiadacz dowodu rejestracyjnego i linki holowniczej.
To tak jakbyście wsiadając do samochodu stawali się nagle jedną wielką łechtaczką.
Z mocą huraganu chłonęli każdy uślizg tylnej osi oraz najmniejsze nawet ugięcie się zawieszenia. Krzyczeli za każdym razem gdy kolejny łuk zostaje starty przez Was na proch w akompaniamencie ryku wydechu, kwiku zesranej ze strachu opony i wrzasków wydawanych przez płonące i wybuchające w silniku dzikie konie mechaniczne.
Płonące tabasco, nitrogliceryna i Megan Fox gryząca Was w sutki za każdym razem gdy wciśniecie pedał gazu.
Z drugiej strony możecie znów usiąść na przydrożnym kamieniu i jak gdyby nigdy nic patrzeć godzinami na to jak subtelnie łuk nadkola przechodzi w przetłoczenie drzwi by po chwili zgubić się w muskularnym profilu tylnego błotnika. Gładzić oczami opadającą linię maski jak gdyby były to uda prężącej się na łóżku osiemnastoletniej dziewczyny.
To jest właśnie to za co kocham samochody.
Samochód zawiera w sobie wszystko to co cenię sobie w życiu. Ma cechy seksownej kobiety, wiernego przyjaciela i statku kosmicznego mogącego bez wahania zabrać mnie w miejsca, o istnieniu których nawet nie śniłem. Samochód to niezwykłe dzieło sztuki wykute ogromnym młotem w kawałku rozgrzanej stali. To śliczna dziewczyna w zwiewnej sukience i umięśniony wojownik w jednym. Świadek szalonych historii i ambasador niezbadanych krain. Zabawka zbudowana własnymi rękami z aspiracji towarzyszących mi od dzieciństwa. Zbudowana z czystej pasji i pragnienia nadawania realnych kształtów nieuchwytnym z pozoru marzeniom.
Niby zwykła maszyna, a jednak coś, co każdego dnia bierze udział w tworzeniu pamiętnika, który zwykłem nazywać życiem…
Moje życie pachnie benzyną i wiatrem - a twoje?
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!