Dziś dotarło do mnie, że moje BMW e36 znane Wam bliżej jako „już nie bordowa” jest u mnie już od mniej więcej siedmiu lat.
Siedmiu lat!
Gdyby nie była ona samochodem tylko dzieckiem to po siedmiu latach pod moją opieką potrafiłaby już konkretnie kantować w makao, samodzielnie wymienić sprzęgło i po mistrzowsku przyrządzać parówki z ketchupem (choć z drugiej strony gdyby wdała się we mnie to miałaby też poważne problemy ze sznurowaniem butów, obsługiwaniem kosza z brudami i dodawaniem). Poza tym gdyby po tacie oprócz problemów z tabliczką mnożenia odziedziczyła też urodę, to wyglądałaby najprawdopodobniej jak połączenie koparko-ładowarki i młodego pitbulla.
Serio – nie macie pojęcia jak bardzo liczę na to, że nasze dzieci wdadzą się w Izę.
Jeszcze tam pół biedy z chłopakiem bo z takim wyglądem zawsze może on zostać podrzędnym blogerem motoryzacyjnym (potwierdzone info) ale jeśli będziemy mieli córkę i dostanie ona mój nos albo nie daj boże uszy, to w najlepszym wypadku zostanie jej wełniany żakiet, awersja do depilacji nóg i ciepła posadka w ministerstwie edukacji. Ewentualnie życie samotnej feministki, która będzie mieszkała z nami (i czternastoma kotami) do czterdziestki albo i dłużej.
Bo nie wiem czy zauważyliście ale praktycznie wszystkie skrajne feministki wyglądają jak krótko ostrzyżona krzyżówka koparko-ładowarki i pitbulla.
Do czego jednak właściwie tu zmierzam – otóż wygląda na to, że siedem lat wystarczy w zupełności aby wychować dziecko na nieprzystosowanego do życia socjopatę rozpierdalającego całe kieszonkowe na gokarty, chrupki bekonowe i resoraki. Równie wiele można w siedem lat zrobić ze swoim samochodem – bo nawet z przeciętnego, komfortowego sedana można w tym czasie zrobić dosłownie wszystko. Można zbudować ogołoconą do granic absurdu wyścigówkę, mocnego, ukrywającego się pod płaszczykiem przeciętności killera, albo też wyposażonego lepiej niż apartament w Dubaju przystojniaka z pakietem chrom i przyciemnianymi szybami.
I to nawet jeśli nie zarabia się nawet średniej krajowej, a w garażu przesiaduje się wyłącznie wieczorami.
Bo siedem lat to naprawdę bardzo dużo czasu.
I teraz tak – kiedyś już wspominałem o tym, że samochody, którymi jeździmy bardzo wiele o nas mówią. Samochód to taki wyposażony w wycieraczki i pedał gazu portret psychologiczny swojego właściciela. Naga prawda z oponami typu runflat i spoilerem z ABS-u. No bo powiedzmy sobie szczerze – nawet jeśli ktoś wyraźnie odcina się od tego typu porównań i świadomie kupuje najtańszą Dacię Logan to już sam ten fakt mówi bardzo wiele o tym jakim jest on człowiekiem.
Jest sknerą bez wyobraźni jeśli chcecie znać moje zdanie.
I tak jest dosłownie z każdym samochodem – biały SUV z mnóstwem szpargałów walających się w środku? Stare, niszowe GT w idealnym stanie? Honda z wydechem o średnicy rury kanalizacyjnej? Wielki, czarny pickup z chromowanymi kołami?
Spójrzcie na samochód, a dowiecie się czy jeżdżący nim człowiek to ktoś, komu można zostawić pod opieką swoje dzieci.
Ja na przykład nie zostawiłbym ich nikomu kto jeździ Hyundaiem Pony. Dziś mamy do dyspozycji tak wiele tanich, używanych samochodów, że jeśli ktoś świadomie wybiera starego Hyundaia to musi on mieć wyraźne skłonności do sadomasochizmu, a w piwnicy trzyma zapewne piłę spalinową i taką wielką, brudną zamrażarkę. A jak to wygląda w wypadku już nie bordowej? Moim zdaniem ten samochód to jeżdżące podsumowanie siedmiu lat mojej nieczystej walki ze zdrowym rozsądkiem i przeważającymi siłami wroga.
Walki pełnej gryzienia, okładania się sztachetami i kopów w krocze.
W efekcie po siedmiu latach w moich rękach wygląda on jak jeżdżący dowód na to, że można mieć trzydzieści lat i równocześnie nadal być nastolatkiem. Serio. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że w oczach wielu osób wyglądam za jego sprawą na kogoś, kto nie może pogodzić się z faktem, że jego organizm nie metabolizuje już alkoholu tak skutecznie jak jeszcze dziesięć lat temu. I, że nie wiedzieć jak i dlaczego dzieciaki zamiast „cześć” zaczęły mi nagle mówić „dzień dobry”.
Jestem również pewien, że w te dni kiedy mam czkawkę, gdzieś na świecie wraz z moim imieniem pada termin „kryzys wieku średniego”.
Na bank.
Z resztą spójrzcie na fakty – w siedem lat z dość ładnego i wygodnego coupe z rozsądnym silnikiem zrobiłem niskobudżetowy batmobil wyposażony w wielki spoiler, podwójny układ wydechowy i podejrzanie małą kierownicę. Wymieniłem silnik na większy, zamontowałem zawieszenie pracujące równie subtelnie co używana młotowiertarka i pomalowałem wszystko na kolor przywodzący na myśl piec węglowy. A teraz jeżdżę tym wynalazkiem z idiotycznym uśmiechem na ustach i cieszę się z faktu, że tylna oś jest naprawdę zdrowo popierdolona.
Mój samochodowy portret psychologiczny jednoznacznie wskazuje więc na to, że jestem niedojrzałym, zakompleksionym idiotą z awersją do ekonomii.
Za nic w świecie nie powierzajcie mi pod opiekę swoich dzieci. Lepiej już oddajcie je jakiemuś siedzącemu pod mostem narkomanowi.
Gwarantuję Wam, że wyleczenie ich z uzależnienia od metaamfetaminy wyjdzie Wam zdecydowanie taniej niż to, w co wpakuje je wujek Tommy…
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!