Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Pininfarina zza paczkomatu

Obczajcie akcję, jak mawia współczesna młodzież.

Kilka dni temu, kiedy wysiadałem z już nie bordowej i jak zwykle siłowałem się z próbującymi zrobić mi pięćdziesiąt twarzy greja pasami szelkowymi, podszedł do mnie gość mniej więcej w moim wieku i z nieskrywanym entuzjazmem powiedział, cytuję „masz przezajebiste BMW koleś”.

„No po prostu PRZE-ZA-JE-BISTE!”

Muszę przyznać, że w pierwszej chwili bardzo się z tak niespodziewanego wyróżnienia i docenienia włożonej w swój samochód pracy ucieszyłem. Wiecie – poczułem dumę, radość i ogólną satysfakcję, że ten wart nie więcej niż nowy filtr DPF staruszek zrobił na kimś tak duże wrażenie.

Niewiele brakło a rozpłynąłbym się w skórzanym fotelu niczym kostka mlecznej czekolady na dekolcie Jenifer Bartoli.

Nie bójcie się jednak – nie zanosi się na to bym jako nowo odkryty mistrz designu zaczął teraz rysować prototypowe Jaguary i Astony. Szczerze mówiąc bliżej mi w tej chwili do zostania projektantem etykietek Amareny – i zaraz wyjaśnię Wam dlaczego.

Widzicie, w całej tej historii jest jeden dość istotny haczyk.

Chodzi o to, że moje BMW owszem, bardzo spodobało się przypadkowemu przechodniowi. Owszem, przechodzeń ten zadał sobie trud, by podejść do mnie, poczekać aż skończę tę kamasutrę z pasami, a następnie powiedzieć mi jak bardzo mój samochód się mu podoba.

Problem jednak w tym, że ten przypadkowy przechodzeń, jakby to ująć – nie wyglądał do końca jak ktoś kto wie jaki kolor krawata pasuje najlepiej do granatowej marynarki.

Nie nosił on koszuli, nie miał zegarka ze skórzaną kasetą czy okularów przeciwsłonecznych wyglądających jakby kosztowały więcej niż kawalerka w Warszawie. Szczerze mówiąc nowy fan mojego BMW nie miał nawet własnych zębów.

Miał za to brudne spodnie, rozczochrane włosy, szalone spojrzenie i ewidentne braki w zakresie higieny osobistej. Poza tym śmierdziało od niego tanim piwem.

Wyglądał zupełnie jak ja kiedy robię coś w garażu.

Wszystko wskazuje więc na to, że niechcący zbudowałem samochód trafiający idealnie w gusta lokalnej, podsklepowej żulerki. Ludzi potrafiących bez krępacji postawić klocka za stojącym na osiedlu paczkomatem, a następnie zapytać patrzącego na to z odrazą człowieka czy ten poczęstowałby go fajką.

Aż taki ze mnie Pininfarina.

Przez chwilę próbowałem jeszcze pocieszyć się, że cała ta szopka z fajnym autem być może miała stanowić tylko nieszablonową próbę przełamania lodów mającą ułatwić przejście do klasycznego „dej pan 2 złote” ale nie. Gość po prostu powiedział, że mam fajne auto, a następnie chwilę się na nie pogapił i sobie poszedł.

Moje BMW spodobało się więc facetowi, który zwykł srać za paczkomatem i otwierać piwo za pomocą swojej górnej szczęki.

Wiecie – z jednej strony nie jestem żadnym estetą, a za swoje największe artystyczne osiągnięcie wciąż uważam przygotowanie szkolnej gazetki, na której znalazł się Pan Ogórek niosący w obu rękach dwie reklamówki ze zdrowymi warzywami. Mimo to zawsze wydawało mi się, że kiedy bardzo się postaram to uda mi się czasem wymyślić coś nie będzie wyglądało jak wywrócony na lewą stronę kot.

Z bordową chyba jednak nie wyszło.

Innymi słowy – wszystko w normie.

Komentarze (0)