Zapewne już to zauważyliście ale od jakiegoś czasu w prentkim garażu niewiele się dzieje.
To znaczy, inaczej – coś dzieje się praktycznie codziennie, ale ostatnimi czasy pracuję głównie nad pierdołami, które jeśli mam być szczery są równie interesujące co zapalenie odbytu.
Albo komedie z Borysem Szycem – bo to mniej więcej ten sam poziom rozrywki.
Ostatnio na przykład przez dwa dni poszukiwałem kradzieja, który cichaczem wynosił mi prąd z nowego akumulatora w e30. W końcu po paru godzinach leżenia do góry nogami na fotelu kierowcy, z głową wciśniętą między deskę rozdzielczą, a nagrzewnicę udało mi się zrozumieć jak właściwie działa miernik elektroniczny. I, że jeśli dwa przewody w wiązce są tego samego koloru to wcale nie znaczy, że można bezpiecznie je ze sobą połączyć.
Tym sposobem niechcący odkryłem też nową metodę ekspresowego pozbywania się włosów z uszu.
Patent jest świetny bo nie dość, że włosy znikają w ułamku sekundy, to na dokładkę człowiek pachnie potem jak kotlet schabowy (trzeba tylko uważać na iskry bo za drugim razem niechcący prawie podpaliłem sobie majtki).
W trakcie tej zabawy w elektryka odkryłem również, że cała ta joga (czy jak tam się nazywa udawanie psa na karimacie) to jedno wielkie oszustwo i robienie ludzi w konia.
Doszedłem do tego kiedy po godzinie skręcania kabli, pachnąc już jak konkretnie wysmażony stek spróbowałem wydostać swoją głowę z pomiędzy kolumny kierowniczej i pedału sprzęgła. Żeby tego dokonać musiałem przyjąć ponad czterdzieści różnych pozycji (wydaje mi się, że przy pozycji powitania poranka kakaowym okiem niechcący odblokował mi się jakiś czakram) i szczerze mówiąc było to równie przyjemne co upadek ze schodów.
Minął już ponad tydzień, a mnie nadal bolą plecy.
Tak czy inaczej w końcu udało mi się namierzyć gnoja, który kradł mi prąd. Winne okazały się dwie niewielkie baterie znajdujące się z zegarach i służące do podtrzymywania pamięci komputerka, który odpowiada za wyświetlanie na desce kilku zielonych kwadracików.
To najprawdopodobniej jakiś wskaźnik poziomu ekodrajwingu bo kwadraciki gasną od razu kiedy tylko wąska wyczuje, że za kierownicą siedzę ja.
Do czego jednak zmierzam – widzicie, ja cholernie nie lubię stagnacji. Nie cierpię kisić się we własnym sosie i bez końca powtarzać tych samych czynności. Od biedy jestem jeszcze w stanie przeżyć regularne treningi bo tam przynajmniej mogę solidnie się sponiewierać, ale już w kwestii golenia się czy mycia samochodu jestem po prostu beznadziejny.
Na myjni bezdotykowej potrafię w 3 minuty umyć, spłukać i nawoskować całe BMW e36.
A zarostu pozbywam się dopiero wtedy, kiedy Iza zaczyna grozić mi karną kanapą…
Po prostu nie mogę – potrzebuję świeżych ran szarpanych, nowych części do zamontowania i wyzwań z kategorii „no co ty – na pewno nie dasz rady”.
Dotąd miałem sporo zabawy z Arancią czy zmianą koloru bordowej, ale teraz kiedy pomarańcz jest już gotowy, a bordowa nie jest już bordowa – zwyczajnie się nudzę. Cabrio zimuje pod pokrowcem, na prace przy e30 jest za zimno (poza tym służy mi ona jako auto na co dzień więc nie mogę jej rozgrzebać), do e46 mam zakaz zbliżania się z młotkiem bo kanapa, a ogródek wygląda jak żywcem wyjęty z Krainy Lodu. W efekcie do garażu schodzę ostatnio trochę od niechcenia, a potem przez dobre dziesięć minut siedzę na stole warsztatowym i zastanawiam się co właściwie mógłbym dzisiaj popsuć albo zdemontować.
Tak trochę na siłę, żeby tylko nie dostać pierdolca.
Nie bójcie się jednak, póki co nie zanosi się na to, bym miał zdziadzieć do końca albo kupić jakiś normalny, nie wymagający używania spawarki i młotka samochód (kiedy wąska nie chce odpalić, wymownie wyciągam z portfela wizytówkę z numerem na pobliski autozłom – działa za każdym razem).
Głupich pomysłów mi nie brakuje i chyba najwyższa pora zacząć je realizować.
O tym co wymyśliłem (i w związku z tym czego możecie spodziewać się na prentkim w najbliższych tygodniach i miesiącach) powiem Wam już na dniach. Internet powinien jakoś to wytrzymać…
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!