Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Dzień zapowiadał się dobrze. Pogoda miksowała ciemność z jasnością, ale rokowania były budujące. Żeby było jeszcze lepiej wsiadłem do samochodu, który lubię. Do towarzystwa postanowiłem zabrać Marka. Wyciągnąć go z jego oldschoolowego warsztatu. W końcu ile można siedzieć w zamknięciu i spawać konstrukcje customowych motocykli? Założyliśmy trepy i zabraliśmy termos z gorącą herbatą. Kierunek miała wyznaczyć rzeka.

 

Pojechaliśmy Suzuki Jimny. Wozem, który nie posiada konkurentów. Jakiekolwiek skojarzenia z popularnymi, małymi SUVami są nie na miejscu. Żaden z nich nie wykorzystuje ramy nośnej, sztywnych mostów i reduktora. Szast prast, właśnie tak!

Oczywiście konkurentów nie posiada w swojej klasie wagowej i w segmencie SUV. Wymienione rozwiązania znajdziemy jeszcze w oferowanych u nas Jeepie Wrangler i Mercedesie G. Jednak jak łatwo się domyślić to inna kategoria gabarytowa, wagowa i cenowa. W Polsce, za kwotę potrzebną na jednego podstawowego Wranglera można kupić dwa Suzuki, a w przypadku Klasy G, aż siedem aut.

Gdzie reszta? Reszta producentów odpuściła.

 

 

Tradycja tworzenia najmniejszych wozów terenowych przez Suzuki sięga lat siedemdziesiątych. Wśród kilku modeli najbardziej znanym jest Suzuki Samurai. Nie będę wnikał w historię i nazewnictwo, ponieważ musiałbym opisać jeszcze Suzuki LJ oraz SJ, a zależnie od rynku terenowe samochody Suzuki znane są pod wieloma imionami oraz markami. W każdym razie dobrze u nas znanego Samurai cechowała wysoka sprawność terenowa, bardzo małe rozmiary i zupełny brak wygód. Aktualnie oferowany w Polsce następca jest inny. Po poprzedniku, Jimny odziedziczył umiejętności pokonywania terenu, plus zyskał nieco na komforcie, wyposażeniu i trochę więcej miejsca we wnętrzu. Nieznacznie ewoluuje od roku 1998 i na razie ma się dobrze, choć ilość, co rok sprzedawanych u nas egzemplarzy nie imponuje.

 

Jechaliśmy z Markiem w górę rzeki wśród martwych o tej porze roku mazowieckich sadów. Pod kołami dudnił dziurawy asfalt na zmianę z wiekową trylinką. Czasem i to się kończyło. Wtedy zawieszenie musiało niwelować nierówności gruntówek.

Rozmawialiśmy głównie o motocyklach oraz o naszej tendencji do uciekania od tego, co łatwe. Wyszło nam, że jak mamy w jednośladach rozruszniki elektryczne to zaczynamy oczekiwać nożnych. Jak wszyscy szukają zmniejszenia wibracji to my chcemy, aby silniki biły jak artyleria. Za te komplikacje jesteśmy w stanie płacić więcej. Chcemy obcować z surową techniką.

Podobnie mam z samochodami. Wybierając auto można utonąć w luksusie lub bez niego dojechać dalej niż inni. Ja wolę nerwową pracę sztywnych osi i wycie prostych przekładni w skrzyni rozdzielczej by osiągnąć to drugie. Nagle przestaję się spieszyć. Do celu mogę dojechać skrótem, który paradoksalnie wydłuży czas dotarcia. Jeżdżąc samochodem takim jak Jimny, zaczynasz dostrzegać alternatywy. Obserwujesz drogi odchodzące w bok i zastanawiasz się, dokąd byś nią dojechał. W końcu zaczynasz to sprawdzać.

Skręciliśmy zatem wiedząc, że po pokonaniu głębokich, błotnych kolein dojedziemy do kolejnego miejsca z panoramą wartą wyrwania się ze zgiełku miasta.

 

 

Jimny ostatnią modernizację przeszedł w 2012 roku. Były to głównie zmiany kosmetyczne dotyczące stylu. Poza tym było to tak dawno, iż na nic to nie rzutuje. Ważne, że Jimny to bardzo lekki samochód terenowy oparty na drabinowej ramie nośnej z tradycyjnym zawieszeniem i wzdłużnie położonym układzie napędowym, uzupełnionym o skrzynię redukcyjną. Ponadto do wyboru mamy jeden rodzaj nadwozia i jeden motor benzynowy o pojemności 1,3l oraz dwie skrzynie biegów.

Prawda, że proste? Całość uzupełnia bardzo mały bagażnik za tylnymi drzwiami, wygodne siedzenia z przodu i ciasne miejsca z tyłu. Jazda tym wozem nie jest marzeniem mistrzów prostej. Jimny ma 85 koni mechanicznych. Lepiej jest z wytracaniem prędkości. Hamulce pracują płynnie i dobrze dają się dozować. Spalanie benzyny waha się od 8 do 12 litrów, co znowu może porazić osoby poszukujące małego samochodu osobowego, ale teren to inny świat. Jimny wcale nie pali dużo.

Do sterowania napędem umieszczono trzy przyciski. 2WD, 4WD i 4WD-L. Pierwsze dwa sterują dołączaniem i odłączaniem napędu osi przedniej, a ostatni steruje skrzynią redukcyjną. Do czego reduktor? Najprościej to ujmując do zwiększenia mocy na kołach przy obniżeniu prędkości jazdy. Jednym zdaniem w terenie masz więcej siły na kołach, a mniej katujesz wóz. Kochajmy zatem reduktory. Szkoda, że tak szybko odchodzą. Kiedyś były prawie w każdym terenowym wozie. Dziś, w czasach kiedy kierowca nie czyta instrukcji obsługi, stały się rzadkością. Producenci uznali chyba, że nie ma co dawać dziecku brzytwy.

Sprzedaży Suzuki Jimny szkodzi to, że aby nim jeździć trzeba posiąść szoferską wyobraźnię i podstawy wiedzy technicznej. W tego typu samochodzie napęd na cztery koła sam się nie załączy. To kierowca musi umieć odczytać drogę i na tej podstawie zadecydować czy włączyć 4WD czy nie. Ignoranci tego nie ogarniają i spłoszeni uciekają do łatwiejszego świata. Jeśli jednak zostaliby przy Suzuki otrzymają napęd w rozdziale 50/50, który nie odpuści, kiedy teren będzie trzymał mocno.

 

 

Jak wspomniałem wcześniej, do roku 1998 królował Suzuki Samurai (w niektórych krajach również zwany Jimny). Bardzo mały, kanciasty wóz stworzony do terenu. Jeśli miałeś lub miałaś z nim styczność to bez wątpienia pamiętasz podstawową jego cechę. Całkowity brak komfortu z uwagi na resorowe zawieszenie osi. Niektórzy mówili, że nawet podczas jazdy szosowej „cycki się urywały”. Nie ma w tym przesady. Jeśli ktoś narzeka na nerwowość Jimny na nierównych drogach oznacza to, że nigdy nie jeździł jego poprzednikiem. Samurai miał zawieszenie resorowe, Jimny posiada sprężyny i wahacze wzdłużne doprowadzone do sztywnych mostów. To one podniosły komfort i zwiększyły możliwość wykrzyżowania osi, czyli penetracji nierówności przez koła. Tak już jest z krótkimi terenówkami. Poza drogą są nieocenione, ale na asfalcie nerwowe i oferują niski komfort. Coś za coś. Po kilku godzinach jazdy zaczynasz również zauważać, że w kolano wchodzi zamontowana w drzwiach konsola z przyciskiem opuszczania szyb.

 

 

Do salonów sprzedaży Suzuki często przychodzą panie. Nic dziwnego. Zwarta i zgrabna sylwetka, wiele obiecująca wysokość i niewysoka cena przyciągają. Czar jednak pryska, kiedy odbędzie się jazda próbna. Jeśli nawet pani wytrzyma plastik rodem z użytkowego busa, brak schowków w drzwiach (zmieści się jeden numer Elle) i brak regulacji kolumny kierowniczej, to już jazda może spowodować mieszane uczucia. Wrzucenie jedynki wymaga siły. Wspomaganie jest zbyt wydajne podczas jazdy na wprost, a za mało przy skrajnych skrętach. Na koniec przyjdzie stwierdzić, że w Jimny, kiedy prędkość dobije do setki jest dużo głośniej, niż w typowej osobówce za te same pieniądze. W opcjach, poza automatyczną skrzynią biegów, podgrzewaniem siedzeń i lusterek, czy sztuczną skórą siedzeń, wiele więcej nie znajdziecie. W związku z tym koniec zazwyczaj jest taki, że pani wybiera inny samochód odchodząc z mniejszym lub większym żalem od Jimny. Zazwyczaj nie wie, że właśnie robi błąd.

 

Dlaczego? OK. Z komfortem miałem podobnie. Podczas pierwszych godzin za kierownicą zwracałem uwagę na te – delikatnie mówiąc kompromisy. Jednak później, z każdym kilometrem moja tolerancja rosła. Na pierwszy ogień poszło wzorowe przystosowanie do warunków miejskich. Widoczność, zwrotność, prześwit. Jimny vs aglomeracja? Ocena celująca. Drugiego dnia odfiltrowałem cały dyskomfort. Trzeci dawał już samą frajdę, a czwartego wmówiłem familii, że Jimny to bezbłędny samochód rodzinny. Od tej chwili zamiast wad widziałem same zalety.

Jeździłem sam oraz z Żoną i Córką usadowioną w foteliku RWF. Pewnego dnia z uśmiechem zaprosiliśmy jeszcze do środka koleżankę. Wsiadła i bez przymusu przyznała, że mamy świetny samochód. O tym, że sprawy trzeba traktować odmiennie najlepiej świadczy to, iż aby dziecko zajęło miejsce w tylnym rzędzie w swoim foteliku, najlepiej jest wpuścić je przez drzwi tylne (tylna kanapa jest dzielona).

 

Na koniec mojej przygody z Jimny spadł śnieg. Jazda po Warszawie oraz jej okolicach stała się przygodą. Jeszcze nie zdążyłem wymyślić mu dodatkowych zastosowań i aktywności, a już nie chciałem innego samochodu.

 

 

Seryjny Jimny na małych kołach potrafi zawstydzić poważne SUVy. Powód jest prosty. Mały pojazd nie musi brać okrakiem terenowych przeszkód. Krótki rozstaw osi i kół, znikome zwisy. Wszystko to sprawia, że auto znakomicie penetruje nierówności terenu. Z pewnością, nawet z seryjnym zawieszeniem oraz oponami przejedzie miejsca, gdzie wygodny SUV będzie stał zwieszony na brzuchu i bezwładnie kręcił oderwanymi od podłoża kołami. Jimny ma ogromny potencjał. Jeśli chcesz jeździć w terenie, a ponad to za rozsądne pieniądze, profesjonalnie wyposażyć do tego mały samochód, trudno o coś lepszego.

Zawsze na pierwszy ogień idą koła. Żeby zmieścić nadwymiar w Jimny, należy albo z tym nie przesadzać albo zrobić to razem z liftem zawieszenia. Podniesienie samochodu o dwa cale na zawieszeniu pozwala na montaż kół z oponami 29”. W liczbach to nie imponuje, ale w małym Suzuki poważnie zwiększy możliwości terenowe. W montażu większego ogumienia bez podniesienia zawieszenia przeszkodzą plastikowe wykończenia progów oraz zderzaki.

Jimny należy do tych pojazdów, których możliwości modernizacji są praktycznie nieograniczone. Zawieszenia, blokady mechanizmów różnicowych, koła o średnicy nawet 31”, zderzaki, osłony podwozia i jego mechanizmów, mocowania dodatkowego osprzętu, wyciągarki czy namioty dachowe. Niektórzy sięgają po silniki z Suzuki Liana 1,8. Możesz mieć wszystko. Drogę wyznacza tylko cel przeróbek i portfel.

 

 

Wydaje mi się, że nawet w strukturach Suzuki brakuje niektórym pomysłu na ten samochód. W większości salonów stoją podstawowe, przaśne wersje mogące zadowolić leśniczego. Kłopot w tym, że leśniczych jest trochę za mało by wygenerować dobrą sprzedaż. Mało który diler startuje tym wozem w rajdach. Chyba żaden nie oferuje do Jimny akcesoriów off-road z prawdziwego zdarzenia czy choćby do kwalifikowanej turystyki. Szkoda, ponieważ mając w ofercie samochód użytkowy, rekreacyjny i potencjalną rajdówkę w jednym, można wiele.

 

Suzuki Jimny jest z jednej strony samochodem o ogromnym potencjale, a z drugiej wozem z mnóstwem ograniczeń. To czy ocenisz go dobrze zależy od Twoich oczekiwań i potrzeb. Z jednej strony mamy wóz o doskonałych właściwościach terenowych, a z drugiej mały, niezbyt bogato wyposażony samochód, o nieco niespokojnej charakterystyce na szosie. Znam kilka osób, które posiadały Jimny. Co ciekawe, wszyscy twierdzą zgodnie, że był to doskonały wybór.

Jeśli często jeździsz w dalekie trasy autostradowe lub wozisz komplet pasażerów odpuść sobie Jimny. Jeśli robisz to rzadko i „nosi Cię”, bierz Suzuki! O nic nie pytaj. Wszystko inne przestanie być wadą po dwóch dniach.

 

 

Mazurek

 

Zdjęcia: Michał Mazurek

 

Komentarze (1)

Grzegorz Paczuski
16.06.2017
12:42

Grzegorz Paczuski napisał

Czytałem ten tekst i pysk uśmiechał mi się coraz bardziej! Człowieku, przybij piątkę! Suzuki Samurai to był mój pierwszy pożeracz bezdroży. Czysta surowizna, zero luksusów, ale jak to szło w terenie! Niejednokrotnie udawało nam się zawstydzić ekipy w "poważniejszych" Toyotach i Mercedesach. Faktem jest, że mała cholera do miasta kompletnie się nienadawała.
Jimny to auto o ukrytym potencjale. Nie jeździłem nim jakoś strasznie dużo, ale najważniejsze było to, że duszę Samuraia nadal posiada. Może nie w skali 1:1, ale po Jimny od razu widać jaki ma rodowód. Fajnie, że napisałeś taki artykuł, warto jest wyprowadzać ludzi z błędu, że Jimny to taki stary i nieatrakcyjny SUV dla kobiet.

POZOSTAŁE KOMENTARZE (1)