Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Turbo
9
7 komentarzy

Czy "poprawianie" fabryki w ogóle ma sens?

Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się bardzo proste. Trzymasz na podjeździe samochód, który opracowała grupa noszących okulary ludzi posiadających ubogie życie towarzyskie oraz pokaźną kolekcję gier wideo. Stylistkę zaprojektował Włoch w czerwonych butach, którego nazwisko brzmi jak nazwa niezrozumiale drogiej wody toaletowej (ewentualnie jakiś Szwed nazywający się tak jak biurko z Ikei), a za fakt, że samochód stoi na deszczu i jak dotąd nic jeszcze z niego nie odpadło odpowiadają tysiące testów.

W efekcie patrząc na samochód można odnieść wrażenie, że jest on dziełem kompletnym – czymś, czego nie da się już w żaden sposób poprawić.

Sami przyznajcie – idiotyzmem wydaje się myśl, że ktoś o uroku i ilorazie inteligencji morświna (czyli, że na przykład ja) mógłby w jakikolwiek sposób udoskonalić coś, nad czym przez kilka lat pracował sztab dobrze opłacanych ludzi wyposażonych w laptopy, buty na miękkiej podeszwie oraz ekspres do kawy ze spieniaczem.

To czysty absurd.

A jednak każdego dnia ja i wielu podobnych do mnie ignorantów z nieskrywanym entuzjazmem podejmuje się tego zadania.

Widzicie, z własnym samochodem jest trochę jak z tą reklamą allegro, w której młode małżeństwo najpierw patrzy na sterylny obrazek w katalogu, a potem na to, co po przejściu dzieciaków oraz psa zostało z ich salonu. Owszem – możecie uznać, że to jakaś destrukcja i najlepiej będzie pozamykać dzieciaki w piwnicy jak to zwykli robić Austriacy. Z drugiej strony często jest tak, że nawet z pozoru niekorzystne zmiany sprawiają, że coś staje się jednak zdecydowanie lepsze niż było.

Przede wszystkim dlatego, że staje się znacznie bardziej osobiste.

Wygląda na to, że wsadziłem łapy do wszystkich stojących na moim podjeździe samochodów. Żaden z nich nie jest tak naprawdę do końca seryjny i choć złote e46 wygląda jeszcze całkiem normalnie to musicie wiedzieć, że mam już pewne plany związane z kołami, wnętrzem i układem wydechowym (tylko nie mówicie Izie – ona chyba na serio myśli, że zostawię je w spokoju). Wiem, że ludziom, którzy kupują sygnowany logiem producenta płyn do spryskiwaczy takie podejście wyda się totalnie nielogiczne i głupie. Mają oni zresztą całkowitą rację, bo dokładnie tak to właśnie wygląda.

My po prostu musimy być trochę nienormalni – w przeciwnym wypadku dość szybko zorientowalibyśmy się, że wydanie kilkuset złotych na tarcze hamulcowe z otworkami zdecydowanie do zdrowych zachowań nie należy.

Co więcej – jestem pewien, że większość z Was zaczęła właśnie zastanawiać się ile kosztują nawiercane tarcze do Waszego samochodu.

Mam rację, prawda?

Wracając jednak do samej idei „budowania” swojego samochodu – wiele osób, z którymi zdarzyło mi się rozmawiać uważa, że modyfikując swój samochód staram się w jakiś sposób poprawiać fabrykę. Że wszystko co robię sprowadza się do takiego naiwnego przeświadczenia, że potrafię zrobić coś lepiej niż Helmut i pan Arkelstorp. Tak naprawdę to jednak zupełnie nie tak – owszem, bardzo lubię mieć poczucie, że rzeczy, które przeszły przez moje ręce działają lepiej.

Najczęściej jest jednak tak, że działają po prostu inaczej.

Bardziej po mojemu.

Zapytajcie kogoś, kto zamontował do swojego samochodu filtr stożkowy o opinię, a jestem pewien, że od razu zasypie Was całą gamą superlatyw zaczynając do tego, że jego Honda przyspiesza teraz do setki w niecałe 5 sekund, a kończąc na stwierdzeniu, że od tamtego dnia laska z żabki na rogu zaczęła patrzeć na niego z takim nieskrywanym pożądaniem i erotyzmem.

Czy jednak w moim wypadku po wymianie dolotu i wydechu 328i w jakikolwiek sposób poprawiły się osiągi?

Szczerze mówiąc nie mam zielonego pojęcia.

Wiem za to, że silnik brzmi teraz jak wściekły, płonący, nafaszerowany heroiną i sosem tabasco niedźwiedź. A ja zawsze chciałem mieć samochód, który brzmiałby jak wściekły, płonący, nafaszerowany heroiną i sosem tabasco niedźwiedź.

Bo samochody brzmiące jak wściekły, płonący, nafaszerowany heroiną i sosem tabasco niedźwiedź są spoko.

Prawda jest taka, że trudno jest zrobić coś lepiej o ile nie dysponujecie zapleczem i ogromnym doświadczeniem. Z resztą – nawet tutaj poprawa jednej rzeczy odbywa się przeważnie kosztem czegoś innego. To od Was tak naprawdę zależy czy priorytetem jest dla Was trwałość i komfort czy może agresywne, bezkompromisowe prowadzenie i doprowadzające do orgazmu mechaniczne dźwięki.

To nie jest udoskonalanie – to personalizacja.

Uwielbiam gałkę zmiany biegów, którą zamontowałem kiedyś w bordowej. Generalnie rzecz biorąc jest okropna – rysuje się, jest twarda w dotyku, a jeśli położycie na niej dłoń w zimowy poranek, będziecie musieli oddzielać ją od niej za pomocą noża do chleba i odmrażacza.

A mimo to nie mam najmniejszego zamiaru jej wymieniać – bo jest po prostu piękna i za każdym razem kiedy na nią patrzę, coś tak przyjemnie tyka mnie w trzewiach.

I o to chyba właśnie w tym wszystkim chodzi…

Komentarze (7)

Zbyszek Grochal
13.07.2017
11:02

Zbyszek Grochal napisał

Czasem też bym coś podłubał, ale kompletnie nie mam na to warunków. Na parkingu przed blokiem odpada, do jakichkolwiek garaży mam strasznie daleko...

Łukasz Dalecki
12.07.2017
09:47

Łukasz Dalecki napisał

To nawet nie muszą być wielkie zmiany. Czasami drobny detal dodany do naszego pojazdu powoduje, że przestaje być on kolejną Skodą, Fiatem, czy BMW. Staje się naszą Skodą, Fiatem, czy BMW. I o to w tym chodzi :D

Prentki-BLOG.pl
11.07.2017
14:15

Prentki-BLOG.pl napisał

I wedle własnej wizji i projektu ;)

Patryk Choszczyński
11.07.2017
14:14

Patryk Choszczyński napisał

Ale jak już coś spierdzielisz, to robisz to na własny rachunek i za własne pieniądze.

Tomek Raczek
11.07.2017
14:13

Tomek Raczek napisał

Chyba nikt u siebie w garażu nie dłubie z myślą, że poprawi fabrykę. Sam nie raz odnawiałem elementy, czy wymieniałem stare na takie, które mi bardziej pasują (bądź działają xD). Samochody się starzeją i wymagają pracy. Dłubanie pod maską to już inna sprawa, każdy ma inne potrzeby a samochód z fabryki wyjeżdża uniwersalny. Ale spójrzmy na to z drugiej strony, na takie zabiegi rzadko którzy właściciele nowych aut się decydują. Zatem może nie poprawiamy fabryk a staramy się przywrócić stan techniczny jak najbliższy fabrycznemu :) 

Prentki-BLOG.pl
11.07.2017
14:12

Prentki-BLOG.pl napisał

Fakt, ale z drugiej strony nie łatwo jest dołożyć coś tak, żeby nie spierdzielić przy tym czegoś innego ;)

Patryk Choszczyński
11.07.2017
14:11

Patryk Choszczyński napisał

Trzeba pamiętać, że samochody są projektowane równolegle w AutoCADzie (lub innym cholerstwie) i w Excelu. To pierwsze służy temu, żeby w ogóle jeździło, to drugie, żeby w salonie nie kosztowało 2 milionów Euro. Trudna droga kompromisu. A kiedy my dostajemy je w swoje ręce, wtedy zaczynamy dokładać to, co spowodowało, ze komórka w arkuszu kalkulacyjnym zaczynała niepokojąco świecić na czerwono :)

POZOSTAŁE KOMENTARZE (7)