Aston Martin to legendarna brytyjska marka przez wielu uważana za szczyt sportowej elegancji, ale kto wie, czy Aston byłby dziś w tym samym miejscu, gdyby nie James Bond, który bez wątpienia nadał tej marce pewnego głębszego sensu i charakteru. Dzięki uprzejmości firmy 74 Garage mamy przyjemność zaprezentować Wam Astona Martina DB9 Volante.
Gdy twórcy trzeciego z kolei filmu o przygodach Jamesa Bonda – „Goldfinger” w 1964 roku poprosili markę Aston Martin o dostarczenie na plan modelu DB5, Aston odpowiedział: „To dla nas marna reklama, musicie za niego zapłacić”. Kupiono wtedy dwie sztuki DB5. Myślę, że obecna rubryka „007 & Aston Martin” na oficjalnej stronie producenta samochodów z Gaydon jest podziękowaniem za to, że 52 lata temu reżyser filmu – Guy Hamilton nie obrócił się na pięcie i nie poszedł do Fiata albo Mercedesa. Nie ukrywajmy, dzięki przygodom Jamesa Bonda, Aston co kilka lat dostaje olbrzymi pakiet marketingowy.
Romans Agenta 007 i Aston, doprowadził do tego, że mówisz James Bond, myślisz Aston, a podświadomie przewijają się tylko obrazy – elegancja, wyrachowanie, siła, władza i brytyjski sznyt. Model DB9 odegrał ważną rolę w filmie Casino Royale, bowiem wystylizowany na DBSa służył jako chłopak do bicia w scenach kaskaderskich. Kolejny przykład na to, że modele Astona można rozróżniać po tym, w której części Bonda wystąpiły.
Wersja Volante od tej „normalnej” z dachem nie różni się wiele. Właściwie oprócz składanego w 17 sekund dachu i, co za tym idzie, zmniejszonej do 197 litrów pojemności bagażnika, znaczących różnic nie ma. Nie lubię kabrioletów, ale uwielbiam Astony, dlatego wyjątkowo mogę wybaczyć Volante szmacianą altanę zamiast dachu. Zresztą ten dach to też jedna z głównych wad Volante. Kompletnie nie podoba mi się to szmaciane zadaszenie – musiałbym jeździć non stop bez dachu, żeby się nie denerwować.
DB9 to model przełomowy w historii marki, bo jest on następcą nieco przestarzałego DB7. Dziewiątka zerwała z jaguarowatą stylistyką i dzięki temu Aston wszedł na nową drogę – ścieżkę arystokraty, który nie odmawia solidnej imprezy w doborowym towarzystwie. Z DB9 jest zupełnie tak jak z księciem Harry’m. Dostojny i taktowny gdy babcia Elżbieta patrzy, ale jak pojedzie do Las Vegas to jest taki ogień, że i goły tyłek pokaże przez okno.
DB9 jest dużo lżejszy od swojego poprzednika, głównie dzięki zastosowaniu nowych technologii i rozwiązań – aluminiowa rama i silnik, drzwi z magnezu oraz karbonowe elementy nadwozia. Dzięki temu udało się też go doskonale wyważyć, uzyskując rozkład masy 50:50.
Bez wątpienia Aston to supersamochód, ale nie stara się tego zakomunikować całemu światu, organizując obsceniczne demonstracje w centrum miasta. Od momentu pojawienia się DB9 w 2003 roku (DB9 Volante 2004) Aston stał się wzorem nowoczesnej, motoryzacyjnej elegancji i to on stał się inspiracją dla konkurencji. Spójrzcie na nowe Fordy albo Hyundaia Genesis – wszyscy chcą choć trochę wyglądać jak Aston, bo to oznacza przynależność do tego wyrafinowanego grona trzymającego władzę.
Ciężko w to uwierzyć, ale nasz samochód miał już, albo aż, 10 lat (pochodził z pierwszej połowy 2006 roku), a wciąż wygląda genialnie i seksownie, pomimo tego że nie załapał się na face lifting, który miał miejsce w lipcu 2006 roku. Moim zdaniem DB9 Volante, pomijając nieskrywane niezrozumienie dla kabrioletów, to jeden z najseksowniejszych samochodów w segmencie aut z dziurą w dachu. Łączy w sobie to, co dla tej marki istotne – elegancję i stonowanie. Nie ma fajerwerków, ale jest klasa.
Ponadto, Aston w kabrio to nieco ekstrawagancka opcja na weekendowe wypady poza miasto albo dla kogoś, kto lubi przełamywać pewne schematy. Nieco mi to przypomina noszenie krótkich garniturowych spodni – taki styl trzeba nie tylko lubić, ale też dobrze się w tym czuć. Oprócz wyglądu zewnętrznego drugą najseksowniejszą rzeczą w tym aucie jest dźwięk. Volante rozwiewa wszelkie moje wątpliwości co do tego, dlaczego Aston jest w topie moich ulubionych producentów.
V12 o pojemności 5.9l i mocy 456hp to jest to, co kochasz albo się nie znasz na muzyce. Dźwięk brytyjskiego V12 jest specyficzny i inny od wszystkich. Nie jest to wrzask wściekłej amerykańskiej V8, albo włoskiego krzykacza. To jest symfonia, która uwodzi swoją delikatnością, a zarazem chrapliwą brutalnością. Czasem zdarza się, że poznajesz kogoś, kto jest w stanie samym głosem doprowadzić Cię do orgazmu. I to jest to, co kocham w Astonach, jak i w Maserati. Nie da się przejść koło tego dźwięku obojętnie. Ja wiem, że są jeszcze AMG, RSy i wiele innych, ale to nie jest ta delikatna symfonia uwodzenia.
Skoro jesteśmy przy orkiestrze, to warto skupić się na tym jak czuje się dyrygent tego zespołu. DB9 ma rozkład masy 50:50, czyli teoretycznie idealne rozwiązanie przy aucie z napędem na tył. Przed testem zastanawiałem się, czy przez to, że nasze auto jest w wersji Volante straci na swojej sztywności. Ale okazało się, że niewiarygodnie dobrze trzyma się drogi. Mieliśmy okazję pojeździć nim po krętych drogach pod Poznaniem i w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie jeżdżę jakąś wersją Quattro.
Świetne trzymanie, pełna kontrola nad tym co się dzieje i precyzja, ale to nie znaczy, że postawienie Astona bokiem jest specjalnie trudne… jednak Aston wiele wybacza, więc poradzi sobie z nim dosłownie każdy, jeśli zachowa nieco respektu do prawie 500hp pod maską.
To, co charakterystyczne dla Astona to obsługa automatycznej skrzyni biegów przyciskami na desce rozdzielczej. Co do działania skrzyni nie można się czepiać, czuć że Aston ma w swojej historii nieco sportowej przeszłości i od zawsze starał się przekładać to doświadczenie na samochody cywilne. To jest też ta niezwykła elastyczność DB9. Chcesz jechać do kościoła? Wciskasz „D”- odpalasz automat, na wszelki wypadek załączasz kontrolę trakcji i oddajesz się przyjemności. Twoja dziewczyna dzwoni i mówi, że ma wolną chatę na 45minut? Robisz tryb sportowy, wyłączasz kontrolę i dyrygujesz łopatkami – nieco małymi względem kierownicy i znacznie oddalonymi od kierownicy, ale można się przyzwyczaić.
Jednak DB9 przypomina, że nie jest samochodem stricte sportowym tylko eleganckim miłośnikiem sportu. Na czym polega różnica? To jest trochę tak jak z ludźmi na siłowni. Jednym zwisa to gdzie trenują, czym trenują i jak wyglądają podczas treningu, ważne są efekty które osiągają. Druga część sali to tacy, dla których ważne są markowe ciuchy i ładnie pomalowane ściany w siłowni. Aston zalicza się do tych drugich. Ładnie wygląda, ale nie jest w 100% skoncentrowany na sporcie, bo też nie do tego został powołany do życia.
Przypomną o tym choćby wspomniane łopatki do zmiany biegów. Nie poruszają się one za kierownicą, tylko zostają przy kolumnie kierownicy, co sprawia że biegi trzeba planować z wyprzedzeniem, bo w sytuacji awaryjnej zmiana biegu w zakręcie jest niemożliwa. Kolejnym takim elementem jest zawieszenie, które jest jedynie usztywnione, a nie twarde jak drążek aktora porno. Ta elastyczność i balans pomiędzy cywilizacją, a barbarzyństwem jest kluczem do sukcesu tego modelu. DB9 to auto jak najbardziej do jazdy na co dzień.
Z prześwitem większym od paczki zapałek bez problemu radzi sobie z miejską dżunglą. Nawet z parkowaniem nie powinno być większych problemów, choć w naszej wersji brakowało mi bajerów typu kamera cofania. Za to ekran komputera pokładowego się składał – widzisz Mercedesie już dawno ktoś o tym pomyślał! Co do braków we wnętrzu, Aston zmienia się bardzo powoli i ten brytyjski konserwatyzm widać nie tylko w Astonie, ale też w Land Roverze. Wnętrze naszego Astona było w bardzo ciekawej specyfikacji – połączenie ciemnej śliwkowej skóry z drewnem i szarym plastikiem.
Z grubsza to, co widzimy w DB9 z 2015 roku nie odbiega wiele od tego, co było 10 lat temu. Ogólny schemat i kształty pozostały, zmieniły się za to materiały. To co było słabością w początkowych rocznikach DB9, w tym w naszym, to kiepska jakość użytych plastików, ale jest też duży plus – minimalizm. Pozostały jedynie najpotrzebniejsze przyciski i pokrętła.
Podsumowując, DB9 Volante to seksowne kabrio, które nie tylko w rozłożeniu masy zachowuje stosunek 50:50. Ten stosunek odkryjemy również w charakterze, bo Aston po równo jest elegancki i sportowy. Nie przegina w żadną stronę, tracąc tym samym na swoich właściwościach jezdnych, czy wygodzie. Jest to też bardzo rozsądna opcja z punktu widzenia handlowego. Nasze auto kosztowało około 200.000 PLN. To dużo jak na 10-letnie auto, ale niedużo jak na Astona. Nastały piękne czasy, gdy w cenie nowego BMW, składanego przez anonimowego Hansa, możemy kupić ręcznie składany kawałek legendy. To prawda, że jest to auto starsze i używane, ale trzeba pamiętać o tym, że często kupujemy auto które było wykorzystywane jedynie na niedzielne przejażdżki i najczęściej są one w doskonałym stanie. Myślę, że za parę lat każdy będzie w stanie spełnić swoje motoryzacyjne marzenie i przy tym nie będzie zmuszony do niewyobrażalnych poświęceń.
DB9 Volante do testów udostępniła firma:
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!