71. Rajd Polski w roku 2014 to był mój pierwszy raz. Mimo kilku błędów logistycznych to był wspaniały wyjazd. Tak więc kiedy dowiedziałem się, że w roku 2015 znowu będzie mi dane przeżyć te emocje, przyjąłem zaproszenie bez wahania. Rajd to rajd, nanananana! :) Od razu wiedziałem, że trzeba będzie się lepiej przygotować w temacie odcinków specjalnych bo w poprzednim roku zwiedzaliśmy Mazury zamiast siedzieć na odcinkach.
Autorem tej relacji jest naLeśnik. Rzuć też okiem na relację z jego pierwszego wyjazdu na Rajd Polski, tj. 71. Rajd Polski okiem początkującego kibica rajdowego. A jeżeli jesteś z tym co tylko oglądają to całą galerię z aktualnie relacjonowanego wyjazdu na 72. Rajdu Polski.
Nie byliśmy po prostu przygotowani i jeździliśmy między odcinkami robiąc niepotrzebnie setki kilometrów. Tym razem będzie inaczej, już ja o to zadbam - sobie pomyślałem (było jak zwykle ale o tym później). Kolega ponoć miał załatwione noclegi w jakimś ośrodku wczasowym więc ja zabrałem się za analizowanie mapek z odcinkami żeby jak najmniej kursować a jak najwięcej zobaczyć. Wydrukowałem sobie listy odcinków specjalnych, mapki i wspólnie z kompanami wyprawy ustaliłem nasz rajdowy rozkład jazdy na każdy dzień. Postanowiłem też więcej patrzeć a mniej pykać fotek i z takim nastawieniem pojechałem na Rajd. Jako że poprzednim razem to ja byłem wożony to w tym roku padło na mnie, jestem kierowcą wesołego autobusu.
Tak więc gdy nastał "ten" dzień ruszyliśmy na spotkanie z kurzem, potem i rykiem prawdziwych Wurców. Zaraz na wylocie z naszego miasta zgubiliśmy nadkole przy ok. 180 km/h ale o tym dowiedziałem się dopiero na stacji paliw kilkaset kilometrów później. Nic to - pomyślałem, to na szczęście bo co złego może się mojemu autku stać :) Co prawda wyprawa nisko i twardo zawieszonym autem na mazurskie szutry to średnia przyjemność ale jeszcze wtedy nie wiedziałem, że będziemy gonić rajdówki na mazurskich dojazdówkach. Zakończyło się to odpadnięciem chromowanego ringa od przeciwmgielnych i wypadnięciem akumulatora z podstawy, czyli jednak zawias mam streetowy :)
Po przybyciu do naszej bazy wypadowej zwanej krzykliwie ośrodkiem wczasowym (nazwa ta pasowała za czasów Gierka, teraz to bardziej obóz survivalowy) oczom naszym ukazały się fikuśne małe domki wielkości namiotu (niektóre trochę większe, z poddaszem) i tradycyjnie już, w stylu obozów z podstawówki, toalety i prysznice z dala od domków. Kolega zamawiający noclegi nie widział w tym nic odbiegającego od normy ale on przez całe życie spędzał wakacje na łódce a ja wolę hotel Odyssey pod Kielcami czy Hard Rock Hotel w Las Vegas - czujecie subtelną różnicę, co nie?
Na rajd przyjechaliśmy we czwartek, czyli żeby zobaczyć OS1 Mikołajki. Oczywiście nauczeni doświadczeniem pierwszego naszego rajdu rok temu nie wydawaliśmy 50 zł na bilet wstępu upoważniający do stania za plecami tych co stali tu od rana zajmując najlepsze miejsca i słuchania z megafonu kto akurat przejeżdża. Po kilkuset kilometrowej podróży chcieliśmy po prostu wczuć się w atmosferę rajdu i naładować przed jutrzejszymi odcinkami.
A plan był doskonały bo nie chcąc popełniać błędów z poprzedniego wyjazdu, przygotowałem plan idealny: z samego rana jedziemy na odcinek Górkło a potem mamy wystarczająco czasu żeby się przemieścić na OS Stańczyki, który obejrzymy dwa razy, robiąc sobie w międzyczasie przerwę na obiad i zmieniając miejsce przed drugim przejazdem. Plan się udał i mimo ukropu i wszędobylskiego kurzu byliśmy zadowoleni a ja już cieszyłem się na następny dzień, który też miałem przygotowany perfekcyjnie.
No i niestety, jednak powiedzenie do trzech razy sztuka nie wzięło się znikąd. A o co chodzi? O to, że kolejny dzień czyli sobota już nam nie wyszła. Plan oczywiście był dobry ale jakoś z rana towarzystwo się ociągało, do tego doszły jakieś problemy z makijażem naszej koleżanki i koniec końców nie pojechaliśmy na poranny odcinek bo było już za późno. Zmodyfikowaliśmy więc na szybko sobotni plan i ruszyliśmy na któryś z przedpołudniowych odcinków, bez przygotowania. Rzecz jasna zemściło się to na rajdowych żółtodziobach bo po zaparkowaniu auta doszliśmy na metę stop, dalej nie mogliśmy przejść bo taśmy, zabudowania itp. Tak więc emocji niezbyt wiele ale przynajmniej na spokojnie popykaliśmy fotki kierowcom.
Po przejeździe czołówki ruszyliśmy na dalszy odcinek żeby zdążyć się dobrze ustawić. Przy okazji trafiliśmy na jadącego na kolejny OS Włocha Lorenzo Bertelli i próbowaliśmy za nim nadążać. Dopóki jechał po asfalcie to mi się udawało, potem jednak koleś zjechał na szutrówkę i tyle go widzieliśmy :) Po morderczej walce z ubitą przez spychacz gąsiennicowy mazurską drogą udało nam się dotrzeć na kolejny odcinek. Ale znowu okazało się, że improwizacja na rajdzie przynosi pecha ponieważ odcinek został odwołany, no masakra. A oczekaliśmy się w pełnym słońcu ze dwie godziny. Więc co nam zostało? Ruszać ze wszystkimi na następny odcinek i wierzyć, że uda się stanąć w fajnym miejscu i coś zobaczyć. Udało się ale nie byłem z tego dnia do końca zadowolony.
Niedzieli już nie mogliśmy popsuć bo był tylko jeden odcinek przejeżdżany dwa razy a to chyba coś z czym damy sobie radę. Tak więc Power Stage Baranowo, jedziemy tam. Troszkę się na początku zamotaliśmy ale koniec końców usiedliśmy w bardzo fajnym miejscu, razem z kibicami z Nowej Zelandii, fajne chłopaki. Siedzieliśmy na wewnętrznej zakrętu i przez cały czas mieliśmy ubaw z kolejnych przegranych kibiców ustawiających się na zewnętrznej. Po jednym przejeździe i zaliczeniu tony pyły w ustach znikali a na ich miejsce pojawiali się nowi leśni wędrowcy, którym nie zapalała się czerwona lampka "nikt tu nie stoi, to jakaś zasadzka". I tak przez cały odcinek. W przerwie między odcinkami strasznie się zamotaliśmy szukając fajnej miejscówki. Zrobiliśmy niepotrzebnie ze 2 kilometry a i tak niewiele zobaczyliśmy oprócz zabudowań tubylców.
Tak że tak, do trzech razy sztuka :) Następny rajd będzie idealny.
I jeszcze rzuć okiem na całą galerię z rajdu! 72. Rajd Polski by naLeśnik.
I posłuchaj :)
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!