Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Turbo
4
2 komentarze

MUSZLE Z MORZA ŚRÓDZIEMNEGO

Poleć:

Z każdym zakrętem składałem motocykl głębiej. O możliwościach podwozia informowało mnie tarcie butem o asfalt. Stopniowo ustępował początkowy dystans do szosowo-terenowych opon.

Opuszczałem górzyste tereny hiszpańskiej Andaluzji, w której znalazłem się na zaproszenie polskiego importera marki Triumph. Z wolna zmierzałem ku morzu. Chciałem tam być przed zachodem słońca.

 

Oto mamy drugie wcielenie Triumpha Scrambler, który rozpoczął modę na vintage off-road w roku 2006. Dziś, ten motocykl nazywa się Street Scrambler i jest jednym z czterech, z gamy nowych, brytyjskich dwucylindrowców o pojemności 900cm.

Ale uwaga, w ostatnich latach Triumph doczekał się konkurentów. Producent musiał dobrze się przygotować by wejść na rynek gdzie nie jest już sam. Ponadto, od niedawna obowiązuje na nim norma Euro 4.

 

Obrodziło scramblerami. Poza Scramblerem od Triumpha są Scrambler Ducati oraz BMW R nineT Scrambler. Ostatnio nawet Yamaha spróbowała swych sił wydając mało zdecydowany SCR 950. Mimo to, różnice w koncepcjach wymienionych producentów są ogromne. Nie da się tych motocykli bezpośrednio porównać. Może się wydawać, że określenie scrambler przetłumaczone na różne języki nabrało nieco innych znaczeń. Według mnie w tym towarzystwie to właśnie Triumph podał maszynę najlepiej. BMW brakuje lekkości i proporcji. Przednie koło jest wyraźnie za małe, przez co motocykl wydaje się być stworzony w amatorskim garażu. Za to Bawarczycy oferują w nim mocarny silnik. Natomiast Yamaha SCR to ładna maszyna, ale dalej jest zwykłym miejskim cruiserem. Ducati w tym zestawieniu poszło jeszcze inną drogą. Stworzyło całą odrębną gamę maszyn. Motocykle są filigranowe i świetnie skrojone. Niestety, dzięki swoim miejskim zaletom nie zachęcają za bardzo do dalekich podróży. Cóż, ogólna scramblerowa sytuacja może powodować, że kupujący nie będą mieli większych dylematów. Każdy po prostu podąży do swojego salonu.

 

 

Triumph zaoferował maszynę wspaniale mobilną i dodatkowo wyposażoną w rewelacyjny napęd. Ośmiozaworowy twin o pojemności 900 cm nie szokuje mocą. Producent deklaruje 55km. Natomiast moment obrotowy z wartością 80 Nm prezentuje się całkiem pokaźnie. Zresztą nie tylko na papierze. Współczesny dwucylindrowiec udowadnia, że moc może być parametrem pomijalnym w porównaniach. Egzaminy zdaje się poza tabelkami. Kręte górskie drogi nie wybaczają braków w dostawie siły na tylne koło. Scrambler wypada na nich rewelacyjnie. Nie szarpnie napędem nawet, kiedy źle ocenisz podjazd i niewłaściwie dobierzesz bieg. To wszystko jest zasługą momentu obrotowego i świetnie zaprojektowanej elektroniki sterującej pracą jednostki napędowej. W jej skład wchodzi między innymi programowalna kontrola trakcji i sterowanie przyspieszeniem poprzez ride-by-wire. Z tym zapleczem możesz pozwolić sobie na więcej i dalej czujesz się pewnie.

 

 

Motocykl ma potencjał. Pozwala się wygodnie usadowić, a nawet spakować. Taki minimalista jak ja, poleci nim spokojnie na kraniec Europy. Ten Scrambler jest po prostu w punkt. Dla mnie to idealna równowaga pomiędzy klasyką, a szeroko pojętą mobilnością.

 

 

Świetne prowadzenie, szeroki ster, doskonały charakter silnika. To wszystko czujesz od pierwszego kilometra. Motocykl jest ergonomiczny pod każdym względem. Testową maszynę otrzymałem w biegu. Nie znałem drogi, nie siedziałem wcześniej na tym modelu. Mimo to, nie miałem żadnego dylematu, żeby pierwszy zakręt wziąć głęboko. Trochę brakowało mi głośniejszego wydechu. Ten seryjny sprawia wrażenie odrobinę przytkanego. Dźwięk Bonneville T100 z tym samym silnikiem, ale innym, również seryjnym wydechem wydawał mi się donośniejszy.

 

 

Triumph postawił sobie za cel jakość. Każdy model jest dopracowany w detalach. W Street Scrambler pod tym względem wzrok przyciąga najpierw kanapa. Obszyta materiałem typu alcantara daje poczucie obcowania z przedmiotem niemal luksusowym, a przy okazji również niezwykle komfortowym. Jadąc Street Scramblerem można zapomnieć o nieprzyjemnym gorącu winylowego siedzenia. W zasadzie jedyne co nie pasowało mi w tym Triumphie do reszty, to kierunkowskazy. Osobiście zaraz po zakupie sięgnąłby po akcesoryjne.

 

 

Od kilku godzin, co pewien czas, zza gór pokazywało mi się morze. Późnym popołudniem wreszcie mogłem się tam udać. Przejechać między domami wzdłuż plaż i wybrać jakiś mały skrawek piasku dla siebie. Żałuję, że nie jestem surferem. Wtedy obrazek byłby idealny. Z desek ogarniam jedynie skatebord i longboard. Nie robię tego z powodu mody. Zaczynałem w latach dziewięćdziesiątych tłukąc triki pod postkomunistycznymi pomnikami. Z tamtych czasów został mi szacunek do kultury Street i zwrot w stronę oldschoolowej Kalifornii, której oceaniczne położenie, co rok rekompensuję widokiem naszego Śródziemnego zamiennika. Motocykle przyszły do mnie również dawno temu, ale na połączenie wszystkich światów mych fascynacji musiałem poczekać. Od kilku lat się udaje, bo to co mnie kręci zalegalizowała moda na vintage.

Zatem jadę. Z gór wpadam w wąską, krętą droga do miasteczka. Minąłem skatepark zostawiając powłóczyste spojrzenie na chłopaku slajdującym po poręczy. Słońce jest już nisko, fajnie.

 

 

Kiedy masz dwuletnią córkę jedziesz na plażę po muszle. Wiesz, że tym drobiazgiem ją uszczęśliwisz, a to uszczęśliwi Ciebie. Odnoszę wrażenie, że motocykle typu Scrambler kupują właśnie ludzie szczęśliwi. Morze mam na wyciągnięcie ręki. Od prawa do lewa kiwam się w zakrętach. Jeszcze jedna przecznica, jeszcze jeden niski pawilon apartamentów, z których dobiega woń smażonego chorizo i będę mógł rozgarniać dłońmi mokry piach i kamienie.

 

Wyłączyłem kontrolę trakcji i wbiłem Triumpha w piach. Spokojnie, przednie koło ma dziewiętnaście cali średnicy. Jeśli nie przegniesz i masz opanowane choćby podstawy sztuki terenowej, możesz zjeżdżać z asfaltu. Ja mam, więc grzmiąc z wydechów przeskoczyłem po pryzmie pokaźnych otoczaków, które tylko szarpnęły za kierownicę. Posadowiłem sprzęt we własnej koleinie i zanim zsiadłem wepchnąłem buciorem kamień pod stopkę boczną. Byłem na miejscu.

Błyskawicznie zdusiłem kluczykiem motor scramblera. Zerwałem grzejące mnie kurtkę i kask. Padłem na rozgrzany piach. Morze Śródziemne wypełniło moją duszę. Znam się z tymi wodami. Staram się czerpać z nich przy każdej okazji. Niemal odpłynąłem. Leżąc wymieniłem dwa zdania z parą przechodzących emerytów. Motocykl wyraźnie wpadł w oko seniora. Po chwili powiodłem wzrokiem za jeźdźcem na koniu. Wreszcie wstałem, otrzepałem się z piasku i zmusiłem migawkę aparatu do kilku klaśnięć. Potem mogłem już spokojnie zbierać muszelki.

 

Mazurek

 

Zdjęcia: Michał Mazurek

 

 

 

 

 

Komentarze (2)

Michał Stanisz
11.08.2017
18:02

Michał Stanisz napisał

Połączenie kozackie, Triumph daje radę.

Piotr Zalewski
13.06.2017
12:22

Piotr Zalewski napisał

Fajna, ciepła, sympatyczna opowieść. Można powiedziec, ze wręcz poczułem atmosferę morza i samego Triumpha.

POZOSTAŁE KOMENTARZE (2)