Czasem ktoś kupuje konkretny motocykl, ponieważ pasuje on do pewnego obrazka tkwiącego w jego wyobraźni. To typowo emocjonalny motyw zakupowy. W jego obliczu przestają działać racjonalne wyjaśnienia, a pytania „dlaczego ten?” są bez sensu. Maszyna ma być ta, bo „on się na niej widzi.”
Chociaż nieplanowany, tego rodzaju widoczek, pojawił się u mnie niemal na zawołanie. Widniał na nim Triumph Street Cup jadący przez górzyste terytoria Andaluzji.
Podobny, ale inny
Street Cup jest jedną z pięciu wersji nowej, klasycznej dziewięćsetki. Tą z nich, która zmierza w kierunku cafe racer.
Kierownica typu clubman z lusterkami umocowanymi na jej końcach, szczątkowa owiewka, zadarte do góry krótsze niż w Bonneville wydechy. Co oczywiste, błotniki zostały ograniczone do minimum, a tył wykończono sportowym pillion seat cover. Nakładką na siedzenie pasażera.
Podobnie jak inne klasyczne Triumphy, również Street Cup jest doskonale wykonany. Siedzenie zostało pokryte alcantarą, zastosowane materiały są bardzo wysokiej jakości, a całość została precyzyjnie spasowana. Ten zakres zmian oraz jaskrawy kolor wystarczyły, aby motocykl mocno się wyróżnił.
Sens w tym, że …
Wsiadłem na niego po lunchu w położonym nad samym morzem Puerto Banus. Ruszyliśmy w góry, by zatrzymać się po drugiej stronie historycznego mostu w Rondzie. Początkowo traktowałem ten motocykl z dystansem. Nie dość, że to cafe racer to w dodatku żółty. Nie żebym nie lubił kawiarnianych wyścigówek. Po prostu wolę jechać mniej zgarbiony. A żółty? Hmm…
Na szczęście szybko się okazało, że nie miałem, czego żałować. Po pierwsze pozycja na tym motocyklu nie jest wymuszona. Jest sportowo, ale z umiarem. Ponadto w pewnym momencie dotarło do mnie również to, że właśnie odbywam emblematyczną jazdę w stylu cafe. Przecież wystartowałem od stołu w lokalu przy bulwarze w marinie i dla zabawy pokonuję zakręt za zakrętem, aż na rynek położony kilkadziesiąt kilometrów dalej. Jak sobie przypominam, to o to w tym wszystkim chodzi. Do tego sprawia mi to przyjemność. W połowie drogi zrozumiałem, że to właśnie ten obrazek. Tak to powinno wyglądać. Niczym nieskrępowana jazda bez bagażu by się cieszyć tylko nią.
Ruch
Silnik motocykla brzmi tak jak powinien – donośnie. Jazda po górach to oscylacja na średnich obrotach i praca biegami od dwa do cztery. To również okazja do sięgnięcia po najbardziej wydajny zakres parametrów silnika. Według producenta, Street Cup posiada szczytowe 80Nm przy obrotach 3200 na minutę. Czuć to doskonale. Na krętych, garbatych szosach nie potrzeba niczego więcej. No, może poza świetną pogodą, a tę mam jak na zamówienie.
Na zjazdach o rajdera dbają hamulce z przednią tarczą o średnicy 310mm na czele. Jest to ten sam układ, co w Bonneville T100 i innych, ale spokojnie wraz z ABS wystarczają do normalnej jazdy. Zresztą w modelu zastosowano kilka wspólnych komponentów z ascetycznego Street Twin. Są to koła, błotniki boczne pokrywy i jeszcze kilka innych detali.
Kolejne kilometry udowadniają, że motocykl się nie narzuca i nie męczy. Nie ma w nim przesady. Street Cup nie jest sportowym kowadłem w rodzaju Thruxtona R. To raczej stylizacja. Swego rodzaju sportowy pakiet dla Bonneville T100. Motocykl optymalny jak każda z dziewięćsetek Triumpha.
Zrobiło się ciemno. Kiedy w drodze powrotnej zjechaliśmy niżej, otulił mnie zapach kwitnących roślin, a po chwili fala ciepła. Jeszcze niżej poczułem zapach morza. Teraz mknęliśmy wzdłuż niego. Trzy klasyczne Triumphy razem. Silniki bulgotały, kiedy redukowaliśmy i grzmiały przy przyspieszaniu. Otoczenie rozświetlonych knajp po obu stronach w drodze na późną kolację. Restauracje właśnie zaczynały pracować na pełnych, nocnych obrotach, a większość stacji benzynowych zwyczajowo zamykano. Teraz myślałem już tylko o gatunkach win i śródziemnomorskiej kuchni. Motocyklem się cieszyłem. Był idealny do tego obrazka.
Mazurek
Zdjęcia: Michał Mazurek
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!