Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Turbo
3
3 komentarze

Na limicie nie znaczy na mecie!

Chyba każdy, kto jest częścią rajdowego świata, rozpoznaje takich kierowców, dla których jazda na limicie jest chlebem powszednim. Przy okazji święta rajdowego u naszych południowych sąsiadów chciałbym podzielić się z Wami kilkoma spostrzeżeniami i uwagami dotyczącymi ważnego aspektu w niezwykle skomplikowanej rajdowej układance. Na starcie Rajdu Barum pojawi się dwóch najbardziej rozpoznawalnych kierowców europejskiej czołówki - Mistrz Europy - Kajetan Kajetanowicz i jego najgroźniejszy rywal –Aleksiej Łukjaniuk Mamy dwóch zupełnie innych kierowców. Pierwszy z nich pokazuje bardzo rozważną jazdę do mety. Dla drugiego z nich jazda na limicie jest kluczem do sukcesu, pytanie, czy do końca prawidłowym.

Myśląc nad wadami i zaletami obu pomysłów, nasuwają się pierwsze i najprostsze wnioski. Dla Kajetanowicza istotne są punkty do klasyfikacji generalnej, a najwięcej w rozsądny sposób, zdobędzie ich, meldując się na mecie. Dostrzegam tu pewne podobieństwo pomiędzy Mistrzem Europy a Mistrzem Świata - Sebastienem Ogierem, który też konsekwentnie stara się dojeżdżać do mety, zdobywając cenne punkty. Obaj kierowcy imponują mi swoją inteligencją i podejściem do tego aspektu. W mojej głowie od pewnego momentu tkwi pojęcie kompletnego kierowcy, czyli właśnie takiego jak ci wyżej wymienieni. Oprócz rozsądnego podejścia do samej jazdy mają oni ogromną wiedzę i duży bagaż doświadczeń. Oczywiście są to lata pracy, nie tylko za kierownicą. Musieli poświecić bardzo dużo, aby wspiąć się na tak wysoki poziom. Od prostego żonglowania piłeczkami do skomplikowanych ćwiczeń i zajęć osiągnęli tak wysoki poziom umiejętności, rozwijając przy tym swoją propriocepcję. To tak zwane czucie głębokie jest zmysłem, który pozwala określić, w jakim położeniu znajduje się nasze ciało. Jest to niezwykle istotna umiejętność dla kierowców tak wysokiej klasy. Oczywiście, nie zawsze tacy zawodnicy znajdują się na najwyższym stopniu podium rajdu, jednak to Kajetanowicz jest dwukrotnym Mistrzem Europy i liderem tegorocznych zmagań w czempionacie Starego Kontynentu. Oczywiście nawet mistrzom zdarzają się nieszczęśliwe przygody, jednak ryzyko jest elementem tego sportu.

Szaleńcze tempo Łukjaniuka opłaca się tylko, kiedy bez większych problemów załoga melduje się na mecie. W ostatnim czasie Rosjanin pokazał, że jest w stanie wygrywać rajdy. W tym sezonie udało się to w prawdzie raz, jednak gdyby nie przygoda na dwunastym odcinku specjalnym Rajdu Azorów, miałby na swoim tegorocznym koncie dwa doskonałe wyniki. Niestety podczas majowych testów przed Rajdem Pskov, Rosjanin uległ poważnemu wypadkowi. Ten incydent uniemożliwił mu start w rajdach Akropolu i Cypru. Obecnie jego strata do lidera - Kajetanowicza wynosi 62 punkty. Myślę, że gdyby nie przygoda na Azorach i wielkie nieszczęście, które spotkało go tuż po triumfie na Wyspach Kanaryjskich, mógłby walczyć o tytuł z Kajetanem. Jeśli byłaby to walka o niewielką ilość punktów, przy odrobinie szczęścia Rosjanin mógłby ją wygrać. Podziwiam go za dużą determinację i to, jak zależy mu na tym sporcie. Może w czasie rehabilitacji po wypadku start w Rajdzie Rzeszowskim nie był do końca rozważnym posunięciem, to zauważam, że ten zawodnik ma ogromną wolę walki. Jest wariatem, ale w tym sporcie mamy takich wielu. To nie do końca dobrze, bo tej klasy zawodnicy powinni zachować zimną krew. Myślę, że przygodzie na Azorach w dużej mierze winna jest głowa, na którą w negatywny sposób zadziałała świadomość bycia liderem rajdu. Warunki były bardzo ciężkie- gęsta mgła i mokry szuter na bardzo trudnych odcinkach specjalnych dały o sobie poznać wielu zawodnikom. Mając prawie 40 sekund przewagi i będąc liderem, kompletny kierowca byłby uważny i jechał do mety, nawet stopniowo oddając wypracowaną przewagę.

W tym roku bardzo podoba mi się również jazda Bruno Magalhaesa. Portugalski kierowca startuje w całym cyklu zupełnie przez przypadek, a w pierwszej części sezonu to właśnie on był liderem klasyfikacji generalnej. Po wygranym Rajdzie Azorów na rampie mety mówił, że to jednorazowy start, bo jego regularne występy zakończył dwa lata temu. Prowadzący ceremonię zadał sponsorom obecnym wtedy na mecie pytanie, czy są gotowi wesprzeć nowego lidera klasyfikacji generalnej w dalszych startach. Odpowiedź była pozytywna, a portugalska załoga zameldowała się na starcie Rajdu Wysp Kanaryjskich. W ten sposób dojeżdżając do mety z bardzo dobrymi wynikami, Magalhaes był liderem klasyfikacji aż do Rajdu Rzeszowskiego. To niesamowite, że zupełnie przypadkowo ten „lokalny” jak to się na początku wydawało zawodnik, jest teraz w czubie europejskiej stawki. Bardzo trzymam za niego kciuki i cieszę się, że może kontynuować starty.

Moim wzorem i wielkim autorytetem jest jednak Kajetan Kajetanowicz. Bardzo imponuje mi swoim rozsądkiem i techniką. Ciężka praca, którą wykonał, daje teraz efekty w postaci wyników. Trzeci tytuł z rzędu już w drodze? Trzymam kciuki!

W rajdach szybki kierowca nie jest najlepszy. Najlepsi są Ci kompletni, którym do perfekcji brakuje naprawdę niewiele.

Komentarze (3)

Dawid Firlej
28.08.2017
11:17

Dawid Firlej napisał

Święte słowa! Uważam, że romantyczny wizerunek rajdowca-ryzykanta to już przeszłość. Fajnie, że dodatkowo podkreśliłeś rolę pieniędzy na utrzymanie/naprawy.
Oczywiście, każdy startujący ryzykuje, każdy czasem musi postawić na jedną kartę, ale Ci najlepsi robią co w ich mocy, aby zrównoważyć ryzyko.

RozekRally
25.08.2017
17:10

RozekRally napisał

@Marcin Górnicki Musimy pamiętać, że kiedyś pieniądze, które były w tym sporcie dawały o wiele większe możliwości. Nie ukrywajmy, że każdy poważny wypadek to ogromne koszty, co mocno ogranicza kierowców. Wielu z nich może i 
potrafii pojechać szybko, jednak perspektywa bardzo kosztownego dzwona, który może pogrzebać plany na dalszą część sezonu każe im sięgnąć po ''rozsądek''. Pieniądze to kolejny bardzo trudny temat w tym sporcie. Moim zdaniem ten sport należy do ryzykantów, którzy nauczyli się kalkulować i przycisnąć tam, gdzie rzeczywiście trzeba.

Marcin Górnicki
25.08.2017
16:28

Marcin Górnicki napisał

Brawura jest częścią każdego sportu, nawet szachów. Ale wielkich kierowcom własnie powinno być bliżej do szachistów - myślących szybko, kalkulującym mnóstwo posunięć, przewidującym i szacującym ryzyko. Ci, którzy idą na żywioł na pewno są bardziej efektowni i z większym przebojem osiągają sukcesy, jednak diabeł tkwiący w szczegółach powoduje, że popełniane błędy mszczą się na nich.
Mu, kibice, w większości kochamy ryzykantów, idących na limicie. Niech przykładem będzie Colin McRae, który jest legendą po dziś dzień. Uwielbiamy jak podczas OSów przekraczają oni wszelkie granice, często nie zważając na przeciwności.
Można pokusić się o stwierdzenie, że kiedyś motosport należał do szaleńców i ryzkantów. Aktualnie coraz częściej należy do strategów ze szczyptą ryzykanctwa.

POZOSTAŁE KOMENTARZE (3)