Co to za tor?
Ma długość ponad 4km i szerokość 12m.
Z Opola w zależności jaką trasa pojedziemy jest do niego 270-300km.
Sama droga dojazdowa nie jest zła, autostrady, ekspresówki itp., przed samym skrętem na tor jest stacja benzynowa Orlen, więc z dotankowaniem nawet w trakcie imprezy nie ma problemu. Problemem może się okazać droga od toru do stacji i powrót podczas weekendu, gdyż prowadzi ona przy autogiełdzie, jest dość wąska i gdy autogiełda jest czynna to jest tam spory ruch i tworzą się korki.
Przygotowanie samochodu
Często pojawiają się pytania i wątpliwości czy warto tam jechać zwykłym samochodem. Odpowiedź jest taka, że warto, ale samochód musi być w dobrej kondycji. Jest tam kilka długich prostych gdzie silnik będzie musiał wykorzystać w pełni swoje możliwości, więc jeśli coś stuka na co dzień to na torze może się urwać.
Taka jazda przełoży się na osiągane prędkości (ja na prostej startowej mam blisko 200km/h), a potem trzeba ten samochód jakoś wyhamować. I chyba w hamulcach leży największy problem, silnik zawsze można trochę oszczędzać i nie piłować go pod odcinkę lub nie wciskać gazu do oporu (choć po co wtedy jechać na tor?), hamulce jednak tak czy inaczej trzeba będzie wykorzystać, nawet hamując słabiej i wcześniej niż trzeba, osiągną one temperatury, których nie osiągają przy codziennej jeździe, wtedy stary płyn hamulcowy może się zagotować i zapowietrzyć układ (kto pamięta kiedy ostatnio zmieniał płyn hamulcowy??? ), a stare elastyczne przewody zaczną puchnąć, w ekstremalnych przypadkach, jeśli są sparciałe mogą nawet pęknąć, co jest dość kiepską perspektywą gdy prędkościomierz wskazuje 200km/h. Opony też niewątpliwie ulegną sporemu zużyciu, warto zaopatrzyć się jakiś dodatkowy komplet którego nie będzie nam szkoda.
Rejestracja
Ja zawsze brałem udział w imprezach Tor Poznan Track Day, wybieramy interesujący nas termin (od razu widać czy są jeszcze miejsca), wypełniamy formularz, wpisujemy w nim do której grupy chcemy się zarejestrować (obowiązuje dość luźny podział na klasy wg mocy), wpłacamy wpisowe i gotowe. Pasażerowie mają wjazd za darmo i nie trzeba ich zgłaszać.
Organizacja imprezy
Jeżdżę na TPTD od 2011, raz w roku i widzę, że organizacja się zmienia. Jedne aspekty się poprawiają, inne w moim odczuciu pogarszają, ale po kolei.
Wjeżdżamy na parking przy torze, pokazujemy w biurze dokumenty, wypełniamy kolejny formularz itp. Kiedyś tego nie było, ale obecnie trzeba przeczytać krótką broszurkę a potem zdać test wiedzy z zakresu zasad bezpieczeństwa na torze (opisanych w otrzymanej wcześniej broszurce), żeby otrzymać licencję ze zdjęciem, coś na kształt dowodu osobistego, która będzie nas upoważniać do jazdy w sesjach pomiarowych tego dnia i przy każdej kolejnej imprezie (czyli egzamin zdajemy tylko raz). Jest też opcja zdawania tego egzaminu po odprawie kierowców, na której kwestie bezpieczeństwa też są poruszane, ale obowiązkowo przed jazdami pomiarowymi. Zdanie tego testu nie jest zbyt trudnym zadaniem, ale coś tam trzeba jednak wiedzieć.
W pewnym momencie badana jest głośność wydechu, polega to na utrzymywaniu przez kilka sekund obrotów silnika w granicach 3-4tyś na postoju, za samochodem stoi człowiek z sonometrem i stwierdza czy możemy wjechać na tor czy nie. Gdy byłem tam pierwszy raz ten pomiar odbywał się już przy bramie wjazdowej która mieści się przy autogiełdzie, potem było różnie, raz na parkingu, raz podczas oczekiwania w kolejce w depo przy samym wjeździe na nitkę toru. Jeśli organizatorom jakieś auto podczas samych jazd wyda się zbyt głośne to w trakcie dnia ponawiają takie badanie (gdyby komuś przyszło do głowy przeprowadzenie badania z silencerem w wydechu, a już sama jazda po jego demontażu). Limit wynosi 96db, czyli tyle ile w normalnyn ruchu drogowym. Związane jest to z licznymi skargami na hałas mieszkańców sąsiadujących z torem domostw. Swoją drogą ciekawe jest to, że nie przeszkadza im hałas wytwarzany przez startujące z lotniska obok Boeingi i na co liczyli wprowadzając lub budując się obok toru, który jest tam od prawie 40 lat.
Obowiązkowo oklejamy samochód wg otrzymanej instrukcji nalepkami otrzymanymi od organizatora, są to najczęściej loga sponsorów imprezy oraz numer startowy.
Pierwsza część dnia to jazdy szkoleniowe, prawie zawsze wyglądało to tak, że samochody są podzielone na trzy grupy (niezależnie od tego jak deklarowaliśmy przy zgłoszeniu – to ma znaczenie dopiero później), tor też jest podzielony na trzy sektory i w tych grupach się szkolimy 20 minut w każdym sektorze, po tym czasie przejeżdżamy na kolejny itp. Każda grupa ma swojego instruktora. Tu już jest różnie, bo byli tacy którzy pokazali tylko właściwą linie przejazdu i się za nimi jeździło przez ten cały czas po wskazanej linii, a byli tacy którzy jeszcze objaśniali dlaczego dany zakręt trzeba przejechać tak, a inny inaczej. To już jest kwestia szczęścia i trafienia na tego bardziej zaangażowanego.
Potem jest obiad, w międzyczasie idziemy znowu do biura wymienić dowód osobisty na kostkę którą umieszczamy gdzieś w samochodzie i dzięki niej będziemy mieli mierzone czasy okrążeń, czasy są na bieżąco aktualizowane i można je zobaczyć na telewizorach w depo i biurze. Tu już obowiązuje podział na grupy wg deklarowanej mocy, osobiście proponuję przy pierwszej wizycie starać się dostać do słabszej grupy niż by wypadało, bo poziom jeżdżących rośnie z imprezy na imprezę i potem się okazuje, że wyprzedzają nas wszyscy w teoretycznie słabszych samochodach i więcej jest patrzenia w lusterko niż przed siebie, a z doświadczenia wiem, że lepiej jest wyprzedzać niż być wyprzedzanym.
W trakcie jazd pomiarowych jeździmy w sesjach po 15 minut, potem jest około godziny przerwy i kolejne 15 minut jazdy. Co ważne – gdy mija czas naszej sesji nad prostą startową zapalają się czerwone światła i po tym mamy do przejechania jeszcze jedno okrążenie w celu schłodzenia samochodu. Rozwiązanie bardzo fajne, brakuje tego np na torze w Brnie, gdzie jesteśmy ściągani od razu na parking, samochód się gotuje, hamulce smażą…
Wyjątkiem jest sytuacja, gdy na torze miał miejsce jakiś gruby dzwon i pojawia się czerwona flaga, sesja zostaje przerwana, a naszym obowiązkiem jest zjazd na parking, niezależnie od tego czy właśnie robimy życiówkę i czy samochód zaraz po zatrzymaniu się ugotuje.
Pod koniec dnia, gdy tłok na torze jest już mały to organizatorzy ogłaszają „Open Track” i można na tor wjechać niezależnie od przynależności do grupy. Kolor grupy jest widoczny dla osoby która wpuszcza na tor, gdyż musimy nalepić odpowiednia nalepkę również na przednią szybę.
Wyposażenie, bezpieczeństwo i odpowiedzialność za szkody.
Kierowca i pasażer muszą mieć obowiązkowo kaski na głowach, zapięte pasy i pozamykane okna.
Dodatkowo samochód musi mieć wkręcone ucho do holowania, żeby w przypadku wypadnięcia i zakopania się w żwirze była możliwość szybkiego podpięcia holownika, a nie szukania dopiero po schowkach ucha do wkręcenia.
Sam tor jest dość bezpiecznym miejscem i pozwala na popełnianie błędów bez większych konsekwencji niż wycieczka na trawnik, lub wpadnięcie w żwirową pułapkę
jednak są też miejsca, gdzie bariery są blisko i kilka dość mocno rozbitych samochodów już tam widziałem.
Podczas odprawy dowiemy się, że nie można wyprzedzać w zakręcie i na dohamowaniach, mamy trzymać własną linię jazdy, a o wyprzedzenie ma się martwić ten co chce wyprzedzać. Tyle mówi teoria i faktycznie wyprzedzanie w zakrętach, w strefach hamowania i ogólnie stwarzanie niebezpieczeństwa na torze jest „premiowane” dość sumienne dodatkową opłatą w wysokości 500zł po zjeździe z toru, oraz pokazaniem czarnej flagi takiemu kierowcy (przepada mu sesja, a może przepaść i cała impreza + ban na kolejne).
Warto jednak patrzeć w lusterka i gdy widzimy, że chce nas ktoś wyprzedzić to można mu dać znać kierunkowskazem, że go widzimy i będziemy się trzymać np. lewej krawędzi toru (lewy kierunkowskaz), żeby bezpiecznie mógł wykonać ten manewr. Nie należy jednak wtedy wykonywać jakichś dziwnych ruchów, zjeżdżać na drugą stronę toru czy bez potrzeby hamować w środku prostej, bo wyprzedający może nie wyhamować, a jak wiadomo, żadne standardowe ubezpieczenie nie obejmuje uszkodzeń powstałych na torze, ustalenie odpowiedzialności raczej będzie trudne i za szkody płacimy z własnej kieszeni. Z własnej kieszeni płacimy również za wszystkie uszkodzenia infrastruktury toru, czyli chodzi tu głównie o bariery, bo nie ma raczej nic więcej w co można uderzyć gdy coś pójdzie nie tak.
Ile to kosztuje?
Trzeba przyznać, że na pierwszy rzut oka tanio nie jest, koszt udziału w całodniowej imprezie to 550zł pod warunkiem, że wpłacimy z góry w terminie dłuższym niż 7 dni przed imprezą. Jeśli chcemy wpłacić poniżej 7 dni to koszt udziału wzrasta do 720zł. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że jest to prawdopodobnie najlepiej zorganizowana impreza tego typu w kraju, w cenie jest naprawdę sporo jeżdżenia, opieka instruktora, bardzo dokładny pomiar czasu (dokładność do 0,001s), kurs z zasad bezpieczeństwa, który przyda się też na każdej innej imprezie tego typu, pokaz i trening jazdy po najlepszej linii wyścigowej (czasem też objaśnienie), niezły obiad, pasażerowie mają wstęp za darmo, często jest też jakiś mobilny warsztat i darmowa wymiana kół czy przekładka opon, w sieci po imprezie często pojawia się sporo zdjęć, więc zawsze to będzie jakaś pamiątka… W przypadku wykupienia jednorazowo udziału w kilku imprezach przysługują określone zniżki. Można dokupić pakiet serwisowy i wówczas możliwe będzie skorzystanie z usług obecnego na torze warsztatu, który w miarę możliwości usunie nam drobne usterki. Dodatkowe opłaty obowiązują za stawianie własnych namiotów serwisowych, wynajem stanowisk serwisowych czy parkowanie lawet na głównym parkingu (na bocznym można parkować lawety za darmo).
Można wykupić jednorazowe sesje na torze w cenie 80zł, tylko tu jest ryzyko, że jak sesja zostanie przerwana z jakiegoś powodu, to się nie najeździmy za dużo.
Do kosztów trzeba doliczyć paliwo na dojazd, powrót i samą jazdę na torze (moja honda pali jakieś 7l/100km w trasie, a na torze ok 25l/100km!). I oczywiście koszt zużycia opon i klocków, bo da się wykończyć po komplecie w jeden dzień.
Jeśli nie będziemy stosować się do zasad bezpieczeństwa to każdy wybryk może nas kosztować dodatkowe 500zł, taryfikator jest bardzo prosty i nie ma żadnej dyskusji. Podpisujemy regulamin więc się zgadzamy na takie warunki, jak komuś się nie podoba to może nie brać udziału w imprezie.
Trzeba realnie wziąć pod uwagę, że auto przy takim użytkowaniu się popsuje. Wtedy do kosztów całej imprezy trzeba doliczyć bilet do domu i holowanie samochodu co tanie nie będzie przy tej odległości.
Niezaprzeczalną zaleta jest też fakt, że możemy znaleźć się na torze wraz w supersamochodami i egzotykami pokroju Ferrari, Lamborghini, czy Nissan GTR małymi wyścigówkami typu Radical, KTM czy Ariel Atom, a ponieważ ta impreza to rozwinięcie akademii bezpiecznej jazdy Porsche, to ta marka występuje na torze dość powszechnie.
Trochę goryczy w tym całym miodzie.
Jak wspomniałem wcześniej, na imprezę jeżdżę od kilku lat i widzę jak ona się zmienia. O ile byłem wprost zachwycony w 2011r (przyznam, że na mój odbiór tamtej imprezy może mieć wpływ fakt, że wygrałem wtedy tygodniowy pobyt w Hiszpanii ) tak z każdą kolejną imprezą mój entuzjazm trochę opada, bo odnoszę wrażenie, że powoli ilość jest przedkładana nad jakosć. Poniżej wyjaśniam dlaczego:
- wydaje mi się, że limit ilości samochodów jest dość umowny, z roku na rok na torze jest ciaśniej i ciężko jest zrobić jakieś czyste kółko pomiarowe gdzie nie będzie trzeba kogoś wyprzedzać lub przepuszczać. Do tego do grup dorzucane są osoby, które wykupiły sobie jazdy supersamochodami, osoby te mają różne umiejętności, a pod pedałem gazu setki koni, czasami ktoś w takim aucie beznadziejnie przejeżdża zakręty w których wyprzedzać nie wolno, ale na prostej ciśnie ile się da więc wyprzedzić się nie ma jak i na torze robi się jeszcze ciaśniej. Osobiście zastanawiam się wtedy czy ktoś za mną wyhamuje, czy ktoś przede mną widzi że chcę wyprzedzać itd, zamiast skupiać się na swojej jeździe to skupiam się na manewrach innych kierowców. Dawniej przejechanie jednego czy dwóch czystych okrążeń w sesji nie było problemem, teraz jest to praktycznie niemożliwe.
- instruktorzy – gdy bylem pierwszy raz instruktor pokazał prawidłową linię przejazdu, następnie wszyscy wysiadali z samochodów i wyjaśniał dlaczego jest tak, a nie inaczej, np. że w sekwencji zakrętów ustawiamy się pod idealne wyjście z ostatniego zakrętu kosztem wejścia w pierwszy co da nam prędkość na końcu prostej, potem to ćwiczyliśmy. Przy kolejnej wizycie na torze inny instruktor także kazał wysiadać, ale nie do końca wiem po co, bo nic wartościowego nie przekazywał, miałem wręcz wrażenie, że odnosi się do zadawanych pytań lekko drwiąc sobie z pytających, bo przecież on jest guru, a wszyscy inni muszą się wiele nauczyć. Przy kolejnej wizycie i kolejnym instruktorze już nie było wcale gadania, po prostu jeździliśmy za nim, problem polegał na tym, że o ile jeszcze powiedzmy pierwszych trzech kierowców będzie trzymać jego linię przejazdu to każdy kolejny coś doda od siebie, w efekcie ostatni w tej kolejce będzie jechał linia bardzo daleką od pierwowzoru. Całe szczęście po odbyciu jednego takiego szkolenia nie jest konieczny udział w nim przy kolejnych wizytach, więc w zeszłym roku już nie próbowałem nawet wjeżdżać na tor żeby sprawdzić czy dowiem się czegoś nowego…
- w ostatnich latach mam wrażenie, że regulaminowe kary 500zł są nakładane zbyt ochoczo, nie każdy się z nimi zgadza, ludzie analizują swoje onboardy, nie wiem czy ostatecznie udaje im się coś wskórać próbując udowodnić, że oni widzieli daną sytuację inaczej niż organizator. Sam się kilka razy zastanawiałem, czy zobaczyłem wystarczająco wcześnie flagę albo czerwone światła i czy po zjeździe na parking nie czeka na mnie już dodatkowy rachunek na 500zł. Mogę się zgodzić, że jeśli czegoś nie zauważyłem to mój problem, ale w końcu wszyscy jesteśmy amatorami i o ile nie była to jakaś sytuacja gdzie faktycznie stwarza się niebezpieczeństwo to chyba jest nie potrzebne. Przy pierwszych edycjach nie dawało się tego tak odczuć. Jednak podejrzewam, że takie zaostrzenie jest wynikiem doświadczeń organizatora i beztroski, czy braku wyobraźni (albo nadmiaru adrenaliny) osób biorących udział w imprezie.
- czasami panuje jakiś okrutny nieład w organizacji, np. zdarzyło się, że brakowało kostek pomiarowych i część osób nie mogła mierzyć swoich czasów. Przecież przy założeniu, że jest jakiś limit uczestników, takie coś nie powinno mieć miejsca. Inna sytuacja – czekam w samochodzie w pitlane, w kolejce na wjazd grupy z moim kolorem, pani przy wjeździe wpuszcza jednak wszystkich jak leci, ale jednocześnie liczy samochody. Zanim przyszła moja kolej okazało się, że samochodów na torze jest już za dużo i nie zostaliśmy wpuszczeni mimo, że wg rozkładu to był czas dla nas. Trzeba by się zdecydować, że albo robimy „open track” albo jeździmy wg kolorów. Ponieważ w pitlane nie można cofać i stała kolejka samochodów to siedziałem w aucie około 40min, bo przy kolejnej sesji jednak wpuszczano ponownie wg kolorów, więc ja wjechać nie mogłem. Bardzo słaba sytuacja.
- jak na konieczność przyklejania na auto logo sponsorów (pod groźbą kary finansowej, oczywiście 500zł) to nagrody są żenująco słabe. Ja wiem, że jeździmy tam dla zabawy, ale jednak każdy się spina, żeby pojechać jak najlepiej. W dawnych edycjach był rozlosowywany ten sławny pobyt w Hiszpanii – to była nagroda i w dodatku mógł ją wygrać każdy niezależnie od samochodu. Jednocześnie pozostałe nagrody to były jakieś pojedyncze kosmetyki do auta czy poduszki, nie wręczano wtedy nawet jakiegokolwiek symbolicznmego medalu zwycięzcom. Wyjazdów do Hiszpanii już od kilku lat nie ma, pojawiły się medale, za to główną nagrodą jest zniżka na zakup zawieszenia czy hamulców produkcji firmy, której logo musimy sobie nakleić. Po pierwsze – jak ktoś przyjeżdża na tor i wygrywa w swojej klasie, to można założyć, że samochód już ma tak zmodyfikowany, że takiego zestawu nie kupi, a po drugie ceny tych zestawów są mocno z kosmosu. Z ciekawości popatrzyłem na ceny zestawu hamulców dla mojej starej hondy (która i tak nie mam szans wygrać w klasie) i przewyższał on dwukrotnie wartość całego samochodu. Nawet jeśli w nagrodę bym dostał 50% zniżki to nadal jest to chora kasa. Patrze oczywiście tutaj wyłącznie ze swojej perspektywy, bo możliwe, że jeśli ktoś wygrywa samochodem za milion zł to skorzysta z oferty i do jakiegoś swojego drugiego czy trzeciego samochodu do zabawy jednak wykorzysta tą nagrodę. Jednak chyba zdecydowana większość uczestników nie przyjeżdża tam samochodami za milion i takie mam wrażenie, że firma-sponsor to taki „janusz biznesu” – reklama jest, a z nagrody i tak mało kto skorzysta.
Mimo tych uwag nadal uważam, że w chwili obecnej jest to najbardziej profesjonalnie przeprowadzona impreza tego typu w kraju i żeby było idealnie wymaga tylko ponownego skupienia się na samej organizacji zamiast na ilości uczestników.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!