Mój drugi samochód wyglądał mniej więcej tak.
Mój dziadek mi go oddał gdy pojawiły się u niego problemu ze wzrokiem i nie mógł już prowadzić.
I głupio teraz narzekać, w końcu to był prezent, dziadek o niego dbał i niewiele jeździł. Mimo to muszę napisać, że to ścisła czołówka
najgorszych samochodów jakimi jeździłem.
Konkretnie to Fiat Cinquecento z dwucylindowym silnikiem o pojemności flaszki wódki czyli 0,7.
Żeby w tym samochodzie nadążyć za innymi uczestnikami ruchu praktycznie cały czas trzeba było mieć gaz w podłodze, przez co palił jak smok, nie pomagało też ręcznie włączane ssanie.
Ze względu na wysokie spalanie (przypominam, że miałem porównanie tylko do Fiata 125p!) założyłem do niego instalację gazową! Instalację pierwszej generacji, więc znikoma moc silnika spadła jeszcze bardziej. Butla była we wnęce na koło zapasowe, przez co nie bardzo było wiadomo co zrobić z samym kołem, bo do bagażnika nijak się nie mieściło ani w pionie ani w poziomie. Więc woziłem je za przednimi fotelami.
Instalacja gazu była do bani, co kilka dni wybuchał dolot, który rozpadał się na kawałki i trzeba było go składać do kupy w unieruchomionym aucie (polecam na dużym skrzyżowaniu w godzinach szczytu).
W dodatku silnik był gaźnikowy i nie wystarczyło po prostu przełączyć na gaz – po odpaleniu na benzynie trzeba było przełączyć się na pozycję neutralną, poczekać aż paliwo w gaźniku się wypali i jak już auto prawie gasło szybkim ruchem kciuka przełączyć zasilanie na gaz. I pamiętać przed zgaszeniem o przełączeniu znowu na benzynę, inaczej nie dało się zapalić, bo komora pływakowa gaźnika była pusta.
Tapicerka w tym aucie nie istniała, było sporo blachy na wierzchu. Ale chociaż polakierowanej.
Tuleje zawieszenia sypały się średnio raz w roku. Wentylator chłodnicy też. I tłumik.
Ale chociaż nadwozie nie gniło.
Z tuningów to pamiętam, że wymieniłem w nim przednie kierunkowskazy na białe :) Aha – i mój miał fabryczny szyberdach!
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!