Wszyscy kochamy grube projekty. Wiecie, skręcane felgi, sztywny zawias na dobrej glebie, gruntowny remont blacharski z nowym lakierem – najlepiej z innej palety, trochę chromu i lakierowane śrubki pod maską. To wszystko sprawia, że nasz projekt staje się jedyny i niepowtarzalny jak wymowa Kazimiery Szczuki, ale czy w chwili sprzedaży dostaniemy za niego więcej kasy?
Ostatnio szukam dla siebie samochodu, więc jestem biegły w ofertach samochodowych i przeglądanie allegro oraz olx stanowi dla mnie coś w rodzaju głównego wydania faktów dla przeciętnego uczestnika marszu KOD. Jednym słowem w mojej pamięci znajduje się więcej ogłoszeń niż pomysłów na ucieczkę z lekcji matematyki gimnazjalisty, którego interesuje jedynie kupienie browara bez dowodu. Ponadto jestem facetem, dla którego rurki to nie spodnie, więc nie mogę oprzeć się przed kliknięciem w jakiś ciekawy projekt wystawiony w cenie średniej wielkości apartamentu z widokiem na centrum stolicy. W większości przypadków cena wydaje się być z kosmosu, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że nie stanowi ona nawet połowy tego co właściciel musiał wyłożyć za doprowadzenie auta do takiego stanu. Wydawać by się mogło zatem, że taki projekt to świetna oferta i podobne auta powinny rozchodzić się niczym kilka lat temu kredyty we frankach.
A jednak jest zupełnie na odwrót. Z zaobserwowanych przeze mnie niczym wiewiórki przez leśniczego w parku miejskim sytuacji wynika, że takie samochody nie sprzedają się prawie w ogóle. A jeśli już jakiemuś szczęśliwcowi uda się po kilku miesiącach opchnąć taki własnoręcznie wydłubany i przerobimy niczym twarz Ewy Minge samochód to z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że ma on farta jak bezdomny co właśnie znalazł niedopalonego. Uwierzcie mi. Te wszystkie „grube projekty” stoją na portalach z aukcjami miesiącami i najczęściej schodzą z nich dopiero jak właścicielowi skończy się kasa na przedłużanie terminu ogłoszenia.
Moim zdaniem dzieje się tak z dwóch powodów.
Po pierwsze samochód to takie samo dobro jak każde inne, więc podlega prawom rynku, czyli o tym jaka jest jego cena decyduje popyt i podaż. A z tego co udało mi się w ostatnich miesiącach ogarnąć wynika, że wbrew pozorom podaż jest znacznie większa niż popyt. Czyli innymi słowy w kraju mamy całkiem sporo takich projektów, które przez wiele lat były czyimś oczkiem w głowie. Widać to choćby po niemałej ilości forów poświęconych pasjonatom jakiejś marki lub nawet modelu, po dużej ilości spotów organizowanych często nawet raz w tygodniu w każdej większej miejscowości lub po zlotach odbywających się raz na jakiś czas. Będąc na takich widziałem, że czasami uczestników było więcej niż oglądających. Wiem, że każde z tych aut jest na swój sposób wyjątkowe, ale problem w tym, że takich wyjątków jest całkiem sporo. Wystarczy wejść na allegro i wybrać BMW, aby się przekonać, że kupienie takiego samochodu wcale nie jest trudne. Gdybym teraz postanowił kupić takie auto miałbym z czego wybierać, zatem mógłbym spokojnie obejrzeć kilka ofert wiedząc, ze nikt mi ich nie sprzątnie sprzed nosa, wybrać coś w rozsądnej cenie i nieźle się potargować. Dla mnie bajka, ale dla sprzedającego horror lub dramat antyczny. Do tego wydaje mi się, że sprzedawcy niechętnie schodziliby z ceny tłumacząc, że i tak sprzedają po kosztach i wóz kosztował ich kilka razy więcej oraz włożyli w niego mnóstwo czasu i wysiłku.
Druga sprawa jest taka, że taki projekt ma bardzo ograniczone grono odbiorców. Nie kupi go facet w średnim wieku potrzebujący auta dla rodziny, nie kupi go matka odwożąca dzieci do przedszkola, ani łysy chłopak w halówkach co właśnie odebrał prawo jazdy. Nawet handlarz za grosze nie skusi się na taką okazje bo będzie mu zalegać na placu. Zatem zostaje wąska grupa napaleńców, która zawsze gdy puszczają „Szybkich i wściekłych” rezerwuje pierwsze miejsce przed telewizorem.
Jednak wydaje mi się, że i oni nie są do końca zainteresowani odkupieniem czyjegoś projektu. Gdybym chciał mieć absolutnie oryginalny samochód i obcowanie z nim sprawiałoby mi więcej przyjemności niż picie schłodzonego piwa nad jeziorem bez komarów w towarzystwie najlepszych kumpli, a ponadto odróżniałbym klucz płaski od deski do krojenia to po prostu wolałbym sam spróbować zbudować taki projekt. W końcu oprócz jeżdżenia unikatem dużą składową chęci jego posiadania jest właśnie własnoręczna praca. Sam na sam. Ty i Twój samochód.
Jednak zdawałbym sobie sprawę, że po zrobieniu wszystkich modów cena mojego samochodu tylko nieznacznie wzrośnie w stosunku do dobrze zachowanej serii w rozsądnych pieniądzach. A już jestem absolutnie pewien, że seria sprzeda się szybciej.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!