Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Oczywiście, jak każdy typowy nieuk, nie mam pojęcia co znaczy ten zwrot (ani tym bardziej nie wiem, że jest to prastara chińska klątwa o wyjątkowo ciemnym i negatywnym zabarwieniu) – dlatego też zacząłem się w swej bezmyślności zastanawiać, czy czasem te ciekawe czasy – w

kontekście motoryzacyjnym, takim in plus oczywiście – nie trwają teraz.

I przeglądając zakamarki pamięci oraz różne on-line’owe katalogi aut doszedłem do następującego wniosku – że te ciekawe czasy (rozumiane odmiennie niźli by sobie życzyli ci Chińczycy, którzy tytułowe porzekadło wymyślili) były w okolicy roku 2000. A potem była lipa, szarzyzna i depresja niczym na Żuławach Wiślanych. Ale co to? Kto to? Jak to?! Dziś znów czasy są ciekawe! No bo zobaczcie sami…

PRZEŁOM WIEKÓW

W 1999 roku na świat przyszedł Peugeot 406 coupe – auto tak piękne, że aż brak mi słów.

Peugeot 406 Coupe

Uwielbiam takie wozy – cudowna karoseria na zwykłych bebechach. Dzięki temu jest tanio i dostępnie (o ile oczywiście nie stłuczesz reflektora). A przedni napęd i kanapowe zawieszenie sprawiają, że nikt tego nie katuje, nikt tym bokiem nie lata i na latarniach nie zawiaja. Dodaj do tego francuską niechęć do rdzewienia i masz gotowy przepis na klasyka, którego dziś można w miarę łatwo i bezstresowo kupić. Ależ mi koparka opadała na początku wieku, gdy go na ulicy spotykałem!

W 1999 roku na świat przyszło również rewelacyjne Audi TT.

Audi TT

Ten sam schemat co w 406 Coupe, ale więcej petardy w kształtach. Czytałem kilka wywiadów z car-designerami – takimi z wielkiego świata – i bodajże na pytanie „Czy jest jakieś auto, którego to ty chciałbyś być projektantem?” każdy odpowiadał: „Tak, Audi TT”. Fakt, że początkowo miałem z nim problem – że albo na przednie koła, albo na haldex’ie od VW… ale dziś bym go przytulił, bardzo bym go.

A propos VW – w 2000 roku na ulice wyjechał dzisiejszy KRUL, czyli poliftingowy Passat B5.

VW Passat B5 FL

To był chyba przykład jednego z najlepszych liftingów w historii motoryzacji – nie dość, że nic nie zepsuł (BTW: liftingi psujące auta są moim zdaniem domeną Fordów), to jeszcze prawilnie naprawił wszystko to, co naprawy wymagało. Pojawiły się tylne bałwanki, przód się wyostrzył, w środku dorzucono trochę prestiżowych chromów. I nadal miał pod maską KRULA silników.

Wtedy pewnie wielu na ten lifting kręciło nosem – że po co, że na siłę, że nic nie wniósł – ale dziś wiemy, że był przełomowy. Wyjedź poza miasto, pogadaj z ludźmi – dla nich B-piątka przed liftem to poziom Vectry, Mondeo i Laguny. Ale wersja poliftowa, łoooo paaanie, to już jest w zasadzie Audi!

W 2000 roku pojawiło się również malutkie, aluminiowo-space-frame’owe Audi A2.

Audi A2

850kg w czasach, gdy pierwsza bielska Panda ważyła tonę. 1,4 TDI (a nawet 1,2 TDI) w czasach, gdy standardem były wielkie, 2-litrowe klekoty. Brak otwieranej przedniej maski w czasach, gdy silniki nie były jeszcze aż tak elektronicznie pokomplikowane i otwieranie maski miało sens, bo teoretycznie można było samemu coś ogarnąć. Sylwetka pękatego, jednobryłowego mikrovana w czasach, gdy miasta pełne były zwykłych Seicento, Tico i… to w zasadzie wszyscy ówcześni reprezentanci jakże dziś licznego segmentu A.

Byłbym zapomniał – w 1999 nasz rynek przebojem zdobył Daewoo Matiz (by Italdesign!)

Daewoo Matiz

Jedna bryła, 5 drzwi, cudowne proporcje… oraz coś, co uzmysłowił mi wówczas sąsiad, który nówkę z salonu kupił – to poziome przetłoczenie, takie jakby załamanie na przedniej masce. Otóż służyło ono temu (tak twierdził), by szybko ochłonąć z zachwytu po kupnie nowego auta i zacząć traktować je użytkowo, na co dzień, bez zbytniego cackania się – bo nowe, bo pachnące, bo przebieg poniżej tysiąca. Ale jak to? – zapytacie. A tak to, że to przetłoczenie wygląda jakbyś niewyheblował na czas i pod Tatrę czy innego Stara wjechał. A jak wiadomo – najbardziej boli pierwsza rysa, potem uwalniasz umysł i przestajesz się przejmować. Więc tu, kupując auto już stuknięte, problem zbytniego chuchania i dmuchania na nie miałeś od razu z bańki i od razu mogłeś targać nim na co dzień.

W 2000 roku pojawiła się również zjawiskowa Honda S2000.

Honda S2000

Oczywiście auto jest dla kogoś mojej postury nieużywalne – kiera uciska uda, fotela nie da się dostatecznie odsunąć, pasów nie da się zapiąć… ale wtedy, pamiętam jak dziś, każdy mówił o tym, że jej silnik robił 120 koni z litra bez turbodoładowania, deklasując tym samym ówczesnych mistrzów, czyli Ferrari.

A propos takich małych wariatów – w okolicach 2000 roku pojawiło się BMW Z8.

BMW Z8

Moim zdaniem jest to jeden z najbardziej niedocenianych i niesłusznie zapomnianych wozów – wygląda jak młodsza, o wiele piękniejsza i obdarzona większą gracją siostra Jaguara E-Type. Prawdę mówiąc, chyba nie ma auta, które do Z8 miałoby jakikolwiek start – bo i silnik ma wspaniały, i wnętrze pełne smakowitych detali, i kierownicę taką…

BMW Z8

że swapowałbym ją do najmojszej aż by się iskrzyło.

W 2000 roku na świat przyszło również koncepcyjne BMW Z9,

BMW Z9

które moim zdaniem zaraz potem rozpadło się na tryliony midi-chlorianów, które potrzebowały mniej niż 14 parseków, by wniknąć w DNA wszystkich ówczesnych aut i mieć wpływ na to, jak dziś wyglądają samochody.

BMW Z9

Serio – tricki zastosowane w BMW Z9 (centralny iDrive, gładkość linii bocznej, wizualnie doklejony bagażnik czy abstrakcyjny rozmiar grilla) stworzyły język designu, w którym dzisiejsze auta do nas mówią.

W 2000 roku na rynku pojawiło się również Volvo S60.

Volvo S60

Nie należę do grupy adorującej stare szwedzkie kanty, acz pierwotnie to S60 pachniało mi emerytem i pomyłką, ale dziś muszę stwierdzić, że jest to pięknie zaprojektowany samochód (z zewnątrz i w środku), który w godzien podziwu sposób złapał za mordę wszystkich jojczących, że „kiedyś było lepiej”, i wprowadził obrośniętą kanciatymi tradycjami markę we współczesne czasy.

I patrząc na to, co dziś Volvo wyczynia (pokazując dodatkowo, że bycie w rękach Chińczyków nie jest niczym złym), nikt chyba za tymi prostacko ciosanymi blachami nie tęskni (poza oczywiście garstką fanatyków, którzy – jak pokazała akcja SAVESAAB – są dla producenta niezwykle istotną i przynoszącą profity grupą klientów).

W 2000 roku na rynek trafiła druga generacja Toyoty RAV4,

Toyota RAV4 gen.2

czyli w mojej osobistej ocenie – absolutny i jedyny prawdziwy protoplasta mody na wszechobecne dziś SUVy. Może coś przed drugą RAV-ką było bardziej SUV-ovwego, ale to od niej się wszystko zaczęło, to ona zapłodniła umysły kierowców płci żeńskiej pomysłem, by jeździć po mieście czymś wyższym, by nie musieć przy wsiadaniu się schylać a przy wysiadaniu ćwiczyć przysiadów.

Nie darzę tego auta specjalnym respektem, ale cały czas mam w pamięci taką jedną sytuację, jak bardzo zamożna znajoma chciała kupić sobie w 2004 roku BMW X3 (będące wówczas nowością), ale została tak niegodziwie obsłużona w jakimś salonie, że zirytowana poszła do Toyoty i kupiła dość już opatrzoną wówczas RAV4. I gdy zapytałem, jak się czuję z tym obniżeniem wymagań – wszak działając w afekcie zamiast auta klasy premium wybrała zwykłego średniaka – odpowiedziała mi pytaniem na pytanie: czy ja w ogóle wiem, o czym ja mówię, przecież to nie jest Toyota, to jest RAV4, coś jak marka w marce, to inna klasa, tylko znaczek ten sam.

Z tego co wiem, nie była jedyną zamożną kobietą, która wówczas tak ten wóz postrzegała.

Mój Boże, zapomniałbym o dwóch tuzach przełomu wieków!

W 1998 roku na świat przyszedł Fiat Multipla. Fotki nie wklejam, bo któż tego wozu nie zna! Niestety prawda jest taka, że wszyscy znają go tylko z wyglądu, a nikt nie poświęcił 5 minut na to, by go zrozumieć. Więc ja Wam powiem – to jest wspaniałe auto przemyślane tak, że nie mam pytań. I wygląda na to, że jest szansa na test. I na myśl o tym przebieram dziś pod stołem nogami z radości – tupię tak, że aż sąsiad z dołu patelnią w rury wali.

Oraz przepiękny Renault Avantime – po praz pierwszy zaprezentowany w roku 1999, do salonów trafił w 2001.

Renault Avantime

Ten wóz jest moim fetyszem. Na podstawie jego obecności dzielę odwiedzane miasta na fajne i mniej fajne. W Garażu Marzeń miejsce ma na zawsze, choćby nie wiem co. Gdybym był wampirem i miał żyć tysiąc lat – oraz mógłbym mieć tylko jeden samochód na całe długie życie, to gdybym z jakiegoś powodu nie mógł kupić Mercedesa CLS, brałbym Avantime’a.

Oraz ostatni co do kolejności, ale nie co do znaczenia – sprzedawany od 1998 roku Peugeot 206.

Peugeot 206

Dziś może już nie robi takiego wrażenia, bo każde auto, nawet to mającego silnik mniejszy od kartonu z mlekiem, wygląda jak rasowy sportowiec (vide: Fiesta, Aveo, itd.). Ale na przełomie wieków 206-tka była czymś, naprawdę czymś. Świeża sylwetka, agresywny przód, zadarty tył, pięknie narysowane wnętrze – ależ to było świeże w porównaniu do ówczesnych Fiest, Cors i innych Startletów, które ewidentnie projektowano tak, by z wielkiego kloca blachy jak najmniej materiału dłutem zedrzeć.

Pamiętam, jak po Warszawie jeździł taki czerwony i zawsze czysty 206, na pięknych kołach i z naklejkami Ferrari pod lusterkami bocznymi. Widywałem go pod swoją pracą prawie codziennie. Nie było wówczas dla mnie żadnego innego auta z wyższym faktorem #chceto.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

I tak to właśnie było na przełomie wieków – wtedy tego nie dostrzegałem, ale dziś z perspektywy czasu wprost nie mogę w to, co się wówczas działo, uwierzyć. Wyobrażacie sobie, że dziś, na przestrzeni jednego-dwóch lat na rynku pojawia się aż tyle istotnych, unikatowych i absolutnie rewolucyjnych aut? Aut, które nie tylko solidnie zaznaczają swoją obecność w historii motoryzacji, ale również wywierają gigantyczny wpływ na to, co się będzie działo później? Tworzą nowe segmenty, mody, języki designu?

LATA 2002 – 2014

A potem przez tuzin lat nie działo się praktycznie nic.

Serio, nic a nic.

DZIŚ

Dopiero teraz widać jakiś ruch. Jeszcze rewolucja jest w powijakach, to dopiero pierwszy skurcz mięśni, dzięki któremu lada chwila wszystko eksploduje, ale ewidentnie coś jest na rzeczy. Marazm się skończył, stójcie nastrojeni i zegarek ta przestrzeń, bo już za chwileczkę, już za momen…

Skąd to wiem?

Bo dostrzegam pierwsze jaskółki.

Mimo tego, że Tesla model S jest na rynku od 2012 roku, dopiero w 2015 stała się tym, czym być powinna – benczmarkiem dla aut spalinowych, królem przyspieszeń i, co mnie zaskoczyło, jedynym samodzielnie jeżdżącym w ruchu ulicznym autem na świecie. Sądziłem, że to Mercedes jako pierwszy ten temat ogarnie.

Alfa, marka która powinna już kilka lat temu umrzeć śmiercią Saaba, nagle wypuszcza radykalnie-karbonową 4C (końcówka roku 2013) oraz pędzoną na tył Giulię (końcówka roku 2015) – i nagle znów jest na ustach wszystkich. Renault wypuszcza zaskakujące Twingo (rok 2014). A BMW doskonałe elektryczne i3 (sam koniec roku 2013) oraz, moim zdaniem będące pomyłką, hybrydowe i8 (rok 2014) – czyli wozy, które wytyczą kierunek rozwoju marek premium na najbliższy tuzin lat – czy tego chcemy, czy nie. A Toyota pokazuje produkującą wodę Mirai (rok 2014).

Plus afera spalinowa VW, która głośno powiedziała o tym, jak abstrakcyjne, nieosiągalne i chore są normy oraz testy spalania – o czym wcześniej oczywiście wszyscy wiedzieli, ale żeby się ktoś głośny o tym wypowiadał, to raczej nie, po co, trwajmy dalej w tej abstrakcji, przecież każdy wie jak jest, nikt przy zdrowych zmysłach na te dane nie patrzy.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Widzicie ten schemat? Mnóstwo niesamowitych auta wprowadzonych na rynek w okolicach 2000 roku i potem prawie półtorej dekady marazmu. Tak było. Dopiero teraz… no jak Boga kocham… teraz naprawdę coś się zaczyna dziać.

Nie wiem, czy w 2016 zadzieje się tak jak na przełomie wieków. Nie wiem również, czy to co nadchodzi mi się spodoba. Ale wiem jedno – jaskółki już przeleciały, teraz czas na konkretne pierdzielnięcie.

Komentarze (0)