Dwaj najwięksi prywatni gracze w nowym wyścigu w kosmos i walce o to co w sobie kryje, już przedstawieni w poprzedniej części. W drugiej i ostatniej części postaram się przybliżyć kilka innych firm, a także działania agencji rządowych.
No dobrze, zanim do tego, co obiecałem powyżej, to wrócę na chwilę do SpaceX. Wśród gąszczu informacji trudno było bowiem wychwycić pewną nie tak nagłośnioną medialnie, ale bodaj najciekawszą z całej misji startu rakiety Falcon Heavy. Otóż okazuje się, że to wcale nie Tesla była najbardziej fascynującym przedmiotem wyniesionym na orbitę przez rakietę Elona Muska. Było nim coś zdecydowanie mniejszego i bardziej ambitnego. Poza samochodem ładunek zawierał także mały dysk z kwarcu. Jest to jeden egzemplarz z wszystkich pięciu (jak na razie) stworzonych, które możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. Dyski dodatkowo zatopiono w kolejnym, nieznanym materiale, aby mogły przetrwać w kosmosie miliony lat. Po co? Otóż wykonała je fundacja "Misja Arka" (tłumaczenie moje), która postawiła sobie za cel stworzyć archiwum dokonań, wiedzy i dziedzictwa kulturalnego ludzkości. W kosmosie. Na orbicie Ziemi, na Księżycu i w końcu na Marsie. Nie tylko dla ewentualnych innych stworzeń, ale głównie nawet dla ludzkości, którą nie wiadomo gdzie i kiedy poniesie, w jakiej formie przetrwa. Tak by to, co mamy, nie zaginęło. Dysk wyniesiony przez Falcona Heavy zawiera wgrane trzy tomy słynnej powieści Fundacja autorstwa Issaca Asimova. Kolejne będą wynoszone na orbitę przy okazji, za pozwoleniem i dobrą wolą firm umieszczających w kosmosie swoje ładunki, a od 2020 roku planowane jest tworzenie archiwum na Księżycu.
Wracając do firm poza SpaceX i Blue Origin, bo takie istnieją. Ba! Jest ich całe mnóstwo. Jedną z nich jest amerykańska spółka, której częścią jest... SpaceX (tak dla odmiany), Scaled Composites i Dynetics. Jej nazwa to Stratolaunch Systems i na pewno o niej słyszeliście albo choć widzieliście zdjęcia ich niesamowitego projektu. Misją spółki jest stworzenie systemu wynoszenia rakiet do stratosfery, gdzie dopiero miały by odpalać własne silniki i wędrować na orbitę, czy nawet dalej. Dzięki temu dostęp do przestrzeni kosmicznej nie tylko ma być łatwiejszy, bardziej rutynowy, ale też prostszy i tańszy. Koszty mają zostać ograniczone choćby dlatego, że rakiety nie będą musiały przedzierać się przez sporą część atmosfery, a w dodatku starty będą niezależne od pogody, gdyż samolot wyniesie ładunek ponad chmury, co także sprzyja ograniczeniu kosztów. Budową samolotu zajmuje się Scaled Composites, które możecie znać z tandemu SpaceShip/WhiteKnight, czyli dwukadłubowego samolotu, który wyniósł w stratosferę skrzyżowanie samolotu i rakiety - SpaceShipOne. Był to pierwszy załogowy prywatny statek kosmiczny, który osiągnął orbitę. Także Panowie znają się na rzeczy, a jednostka główna, czyli gigantyczny dwukadłubowy samolot Stratolaunch, niedawno został po raz pierwszy pokazany światu. Rakietę ze skrzydłami dostarczy oczywiście SpaceX i będzie to konstrukcja na bazie Falcona, a więc powracająca na Ziemię i gotowa do ponownego użytku. Oba systemy zgra ze sobą Dynetics. Ciekawe co wyjdzie z tego projektu, bo podejście jest co najmniej nietypowe.
W USA jest jednak jeszcze sporo firm poza dwoma medialnymi gigantami. Rozpoczynając od Bigelow Aerospace, która to firma od 1999 roku zajmuje się opracowywaniem kosmicznych modułów przystosowanych do zamieszkiwania przez ludzi. Ich największym osiągnięciem jest wyprodukowanie pierwszego nadmuchiwanego modułu mieszkalnego do życia w kosmosie, który od ponad roku jest z sukcesem testowany na międzynarodowej stacji kosmicznej. Panowie pracują już nad większą wersją, przystosowaną do statków mających odbywać dalsze podróże międzyplanetarne, czyli na przykład na Marsa. Zaleta tych modułów to przede wszystkim rozmiar przed rozłożeniem, mała masa, no i mniejsze koszty produkcji. Zdjęcie ich modułu zamontowanego na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej możecie zobaczyć poniżej.
Mamy też przedsiębiorstwo XCOR Aerospace, które pracuje nad pojazdem Lynx, czyli napędzanym rakietowo samolotem, który zabierze pilota i jednego pasażera do przestrzeni suborbitalnej. Konstrukcja wystartuje z normalnego pasa startowego, po minucie od oderwania od Ziemi przekroczy barierę dźwięku, a po pięciu załoga będzie już w stanie nieważkości. Taki będzie plan podróży. Dzięki użytkowaniu pojazdu jak normalny samolot, takie wycieczki na pogranicze kosmosu mają być na zupełnie innym pułapie cenowym, otwierając możliwości nie tylko przed kosmicznymi turystami, ale też przed uniwersytetami oraz innymi jednostkami badawczymi, które będą chciały przeprowadzać eksperymenty w stanie nieważkości. Z resztą Lynx będzie zaprojektowany specjalnie do takich zastosowań, ze specjalnymi przestrzeniami na elementy eksperymentów, a także dużą przeszkloną kabiną dla niesamowitych widoków. Przedsiębiorstwo przewiduje nie tylko oferowanie lotów swoim pojazdem, ale nawet jego sprzedaż klientom indywidualnym. Czyżby nadchodziły czasy, w których po przeszkoleniu każdy może sobie latać na weekendowy wypad w... kosmos?
Kolejną ciekawą firmą jest Sierra Nevada Corporation. Panowie nie są przypadkową zbieraniną ludzi, a raczej kolejną silną grupą i to współpracującą bezpośrednio z NASA. Zostali wybrani wraz ze SpaceX i Orbital ATK jako dostawcy zapasów na międzynarodową stację kosmiczną w latach 2017-2024. Jak zamierzają je zrealizować? Przy użyciu swojego pojazdu DreamChaser. Jest to mini prom kosmiczny, który może zabierać na pokład załogę i do 5,5 tony ładunku, ale może także wykonywać loty w pełni automatycznie, a nawet autonomicznie, bez obecności ludzi na pokładzie. Dodatkowo pojazd jest skonstruowany w taki sposób (posiada m.in. charakterystyczne wygięte do góry skrzydła), że może zostać zapakowany jako ładunek na szczycie systemu rakietowego 5 metrowej średnicy. Tak więc DreamChaser ma szansę być używany jako pojazd w przyszłych misjach międzyplanetarnych.
Prywatnych firm można by wymieniać jeszcze setki, ale chyba tą wyliczankę zakończę na jednej z najciekawszych, czyli Planetary Resources. Nazwa daje wskazówkę z jakim przedsiębiorstwem mamy do czynienia i co jest ich celem. Firma ta nazywa się kosmicznym przedsiębiorstwem górniczym, a jej głównym celem jest zlokalizowanie i wydobycie, a potem użycie, wody zgromadzonej w kosmosie, wędrującej po nim pod postacią asteroid lub komet. Jak tego dokonają? Będą wysyłać na granicę naszego Układu Słonecznego sondy, mające wyszukiwać odpowiednie obiekty do poszukiwania na nich wody. Jak już znajdą odpowiedniego kandydata, podlecą do niego i wystrzelą cztery próbniki, które wbiją się w jego powierzchnię by pobrać próbki i je przeanalizować, a następnie przesłać dane do sondy, która przekaże je na Ziemię. Na razie Panowie nie zaprezentowali pomysłu, jak ów wodę wydobyć, ale na pewno mają pomysły, do czego może się przydać. Pierwsze są najprostsze, bo woda potrzebna jest ludziom. Ba! Jeśli chcieliby osiedlać się gdzieś w kosmosie, to musieliby także jakoś hodować rośliny, a one też bez wody nie przetrwają. Poza tym jednak woda to tlen i wodór, a to już czyni z niej surowiec do wykorzystania przy tworzeniu paliwa na podróże kosmiczne. W dodatku może też drastycznie obniżyć koszty obecnych misji kosmicznych. W końcu paliwo jest tam w górze surowcem krytycznym i skończonym, a żeby je dostarczyć na orbitę, trzeba ba wystrzelić rakietę, a więc... zużyć paliwo. Perspektywa możliwości zdobycia składników i wytworzenia paliwa w kosmosie mogłaby zupełnie zmienić nasze możliwości i znieść wiele barier, na które napotykają programy eksploracji kosmosu. Wracając do samej firmy, to na początku tego roku umieściła ona na orbicie swojego pierwszego satelitę testującego wiele instrumentów badawczych, a więc pierwszy krok w bardzo ambitnym i ciekawym programie został już poczyniony. Z zainteresowaniem będę obserwował ich kolejne działania.
Jak już mówiłem firmy prywatne można by wymieniać jeszcze bez końca, w tym takie giganty jak Arianespace, czy wielka trójka koncernów lotniczych Boeing, Airbus, Lockheed-Martin, które mocno współpracują z rządami. Jednak przez ich zaangażowanie w ściśle tajne projekty, tak naprawdę niewiele wiemy. No przepraszam - wiemy o istnieniu doświadczalnego małego i bezzałogowego promu kosmicznego Boeing X-37, który odbył już pięć misji na orbitę, w tym jedną trwającą niemal dwa lata! Nikt natomiast nie wie na czym ów misje polegają, jaki prom zabiera ładunek, co tak naprawdę robi na orbicie okołoziemskiej. Jedna wielka tajemnica.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!