W zeszlym tygodniu Cuprze stuknęło ponad 7000 km. Najwyższy czas na wymianę oleju. Pierwszą. Dla niektórych kluczową bo przy niej wiążą się z wybraną marką olejów.
Nie oszukujmy się. To, że jeździłem ostatnio na torze Poznań to nie jest normalny tryb korzystania z mojej Cupry. Częściej można ją zobaczyć jak płynie, nie przekraczając 4 000 obrotów, na trasie Warszawa-Kraków. Dlatego chciałem mieć olej dobrej jakości, ale nie potrzebuję studiować składu poszczególnych olejów na rynku, po to by mieć olej spełniający największe obciążenia podczas ciągłej zabawy w wyścigi.
W moim wyborze poszedłem trochę na łatwiznę wybrając konkretną półkę cenową i kierując się opiniami innych (którzy na spory o wyższości jednej marki nad drugą potrafią zapełniać fora motoryzacyjne setkami stron postów).
Dodatkowym argumentem przy wyborze firmy była rozmowa z przedstawicielami firmy podczas Fleet Awards.
Dlatego wybór padł markę Motul. Zakup przez sieć w sklepie kolegaberlin. Wyszukane w Google, dobra cena, klik i parę dni później kurier dostarczył 6 litrów oleju syntetycznego.
Muszę Wam powiedzieć jedno. Jak ktoś jest laikiem to wybór oleju jest tak trudną opcją, że sporo osób może machnąć ręką. Nie dziwię się ogromnej masie ludzi, którzy oddają samochód do mechanika i proszą o zalanie “czymś odpowiednim”. Z jednej strony są bowiem marki reklamujące się masowo, z drugiej marki kojarzone z motor sportem. Normy do sprawdzenia, jakie musi spełniać olej. Kilka wersji danego oleju. Syntetyk, minerał albo półsyntetyk.
Osoba, która nie zna się, nie zainteresuje tematem chociaż na pół godziny lub jest ignorantem świata motoryzacji może mieć duży problem z podjęciem samemu decyzji co zalewamy. Z drugiej strony, jak było to już wałkowane w kilku miejscach, współczesne oleje są po prostu dobrej jakości i trudno wskazać jakiś drastycznie lepszy. Więcej – mało kto zauważa różnicę w działaniu samochodu po wymianie oleju.
Ja nie zauważam znaczących różnic.
Gdyby nie wskaźnik temperatury oleju w Cuprze (uwielbiam go), nie byłbym w stanie sprawdzić czy rozgrzewa się szybciej i jaką temperaturę trzyma (po kilku dniach stwierdzam, że ma mniej więcej o 1-2 stopnie niższą niż w analogicznych sytuacjach miał Shell).
Natomiast drugą kwestią była potrzeba zostawienia Cupry na parę godzin w serwisie. Oj ciężko bo bez samochodu to czuję się jak bez ręki. I tutaj pojawiła się opcja, z której skorzystałem wypożyczając Seata Mii właśnie na te kilka godzin.
Jeżeli możecie sobie wyobrazić była to zupełnie goła wersja. Radio i klima to jedyne wygody. W sumie wystarczające do sprawnej jazdy. Fajnie też móc popatrzeć jak bardzo różnią się wersje od siebie poprzez takie elementy jak eleganckie designerskie elementy, obecność schowka, trochę elektryki. Od razu czuć, że jest nowocześnie. Podczas gdy bez tego zostaje całkiem spartańskie wnętrze. Które nieźle jeździe.
W kwestiach jezdnych nie czułem zupełnie różnic pomiędzy Seatem, Skodą (tutaj test) czy VW Up. Wszystko działa tak samo, skręca i hamuje też tak samo. Pełna unifikacja w kontekście części mechanicznych, a jedyne co można było wychwycić to różnice w wyglądzie.
Tutaj słowo uznania dla Seata bo wizualnie zegary w Seacie uważam za najładniejsze w tej trójce. Ogromny prędkościomierz wręcz aż krzyczy, że jedzie się szybko bo czerwona wskazówka aż bije po oczach.
Czy Mii jeździ dobrze? To fajne auto miejskie, ale wolę swoją starą Pandę (tak, kiedyś miałem taki samochód!). 3 cylindry to ciut za mało do gładkiej kultury pracy w korkach. Natomiast nie mogę mu nic zarzucić. Spełnia wszystkie funkcje co jakich został stworzony i… tyle.
Tym kończę moją najkrótszą recenzję samochodu na blogu. Jeżeli zastanawialibyście sie czy wybrać Mii, Citigo czy Up to skonfigurujcie sobie samochód, który Wam się najbardziej podoba i weźcie ten, który jest najtańszy.
A jak oceniam wizytę w ASO Seata? Jestem szczęśliwy, ze za bajecznie niską cenę (30 złotych) miałem dzięki serwisowi Seata dostęp do samochodu na cały dzień. Bez stresu mogłem przemieszczać się charakterystycznym Mii (ciut zbyt rzucającym się w oczy) po mieście, podczas gdy moja Cupra zalewana była Motulem. W sumie takie małe rzeczy powodują, że chce się korzystać z serwisowania w danym miejscu.
Natomiast Seat zalicza dużego minusa za umycie mi samochodu. Nie zrozumcie mnie źle. Jak ktoś Ci gratis umyje samochód to 90% populacji będzie zachwycone. Ale u mnie na pokładzie można znaleźć kilka szmatek z mikrofibry (praktycznie w każdym schowku), płyn do szyb i quick detailer. W pewien sposób może to naprowadzić osoby w serwisie, że mam pierdolca na punkcie czyszczenia samochodu. Dlatego niedokładne wyczyszczenie felg (a na czarnych to widać… w sensie ja widzę) i zaschnięte krople na szybach to minus za niedokładność.
Ogólnie jednak serwis Autokometa w Warszawie mogę polecić – fajne podejście do Klienta. A ponieważ chłopaki nie wyłączyli sobie wideorejestratora to wiem nawet, że sprawnie im poszła wymiana oleju ;)
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!