Gdy na ogół piszę o testowanych samochodach to unikam sformułowań typu „wspaniały” lub „najlepszy na świecie” i zostawiam je dla dziennikarzy piszących o Golfie. Robię tak, bo taki mam charakter i jakoś prościej przychodzi mi znalezienie kilku wad niż ciągłe zachwalanie i lukrowanie.
Jednak w tym przypadku trochę odejdę od tej konwencji, bo muszę przyznać, że Isuzu D-MAX to zajebisty samochód i w zasadzie mógłbym powiedzieć, że jest to najlepsza testówka jaką jeździłem. No, może oprócz Twizyyyy:D, ale to trochę inna kategoria. A oto kilka powodów, dla których tak uważam.
Duży i czarny
Jeśli motoryzacja interesuje was choć odrobinę bardziej niż obrady sejmu i programy przyrodnicze, do których głosu użycza Pani Czubówna to założę się, że obok Isuzu nie przejdziecie tak szybko jak koło żebraczy zameldowanych stale w okolicach dworca centralnego. Po prostu odwrócicie wzrok, aby upewnić się czy na serio jest taki duży i czarny jak wam się wydawało jeszcze przed sekundą.
Ten samochód naprawdę robi niesamowite wrażenie, gdy zaparkujecie go pośród innych sedanów, hatchabcków, kombi czy innych SUVów lub crossoverów. D-MAX ma wielkie czarne koła, olbrzymią pakę z orurowaniem, a do tego możecie sobie jeszcze wybrać światła u góry, które potęgują efekt solidności i dają trochę czadu na drodze.
Dla porównania jak świecą zwykłe światła i jak dodatkowe.
Bezkompromisowość
Po pierwsze Isuzu D-Max jest w stu procentach bezkompromisowe. Wiem, że teraz o każdym samochodzie tak się mówi i to słowo prawdopodobnie znajduje się nawet w folderze reklamowym Fiata Pandy oraz programie UE walki z terroryzmem, ale w przypadku Isuzu przybiera ono inną postać. Gdy zestawimy ze sobą bezkompromisową Skodę Yeti, którą również testowałem i na serio dobrze radzi sobie w terenie lub jakiegoś innego bezkompromisowego SUVa z napędem 4×4 przeciw Isuzu D-MAX to trochę tak jakbyście zestawili wiatrówkę z kałachem.
Wygoda
Nie spodziewałem się tego, ale D-MAX to bardzo wygodne auto. Wyobrażałem sobie, że wnętrze pick-upa będzie równie komfortowe co przejazd nieposprzątanym po nocnej trasie podmiejskim autobusem, a kabina będzie wykonana z materiałów pozostałych po budowie zbrojenia bloków z okresu Towarzysza Gierka.
Tymczasem sprawa miała się tak
I tak
Może na zdjęciach nie wygląda to jak dedykowany pakiet któregoś z tunerów zajmujących się wnętrzami, więc fotele nie są obszyte czerwoną nicią a kierownica nie jest spłaszczona u dołu, ale i tak jest bardzo przyjemnie. Mamy wygodne skórzane fotele (choć materiałowe wcale nie byłyby gorsze), obszytą skórą kierownice, klimatyzację (choć jednostrefową), radio, kamerę cofania, tempomat, nawigację od Garmina i nawet ogrzewanie postojowe. Czego chcieć więcej?
Do tego z tyłu jest całkiem sporo miejsca i o ile nie jesteście koszykarzami lub codziennie na obiad nie wsuwacie paczkowanego kurczaka z biedronki, od którego możecie urosnąć szybciej niż zadłużenie Grecji to nie powinniście mieć większych problemów z całkiem wygodną jazdą pick-upem D-MAX.
Ponadto macie od cholery różnego rodzaju schowków i uchwytów co sprawia, że pick-up który z definicji powinien być tak wygodny jak połączenie deski klozetowej z łóżkiem fakira staje się lepszy na dłuższe wycieczki niż minivan z wprasowanym tabletem w konsole środkową.
Zapomniałbym o najważniejszym. Dzięki pace ładunkowej wielkości kontenera z syryjskimi uchodźcami przestrzeń ładunkowa jaką macie do wykorzystania jest większa niż szpara między jedynkami u Karolaka. Czyli jak producent jakiegoś sporego kombi chwali się bagażnikiem o pojemności 550 litrów to tutaj przy standardowej zabudowie paki macie ich chyba ku**a 1200. I nie żartuje tutaj. Na wycieczkę możecie zabrać się w ten sposób.
To się nazywa prawdziwa bezkompromisowość i wygoda. Zatem
„Prawdziwa bezkompromisowość polega na tym, że pakując się na wyjazd nie myślisz, do której torby się zmieścisz, tylko bierzesz wszystko z całą szafą bo wiesz, że samochód ci na to pozwoli.”
Jest jednak też pewien minus związany z tak ogromną paką. Jeśli osiągnęliście w swoim życiu już pewien pułap cywilizacji i nie prowadzicie koczowniczego trybu życia, wiec zdarza się wam jechać z paką niezagraconą bambetlami, a mimo to macie coś drobnego do przewiezienia to
Okazuje się, że nie ma jak tego jakoś normalnie przewieźć tak, żeby to coś nie latało wam po pace jak przysłowiowy żyd po pustym sklepie. Przy oddawaniu samochodu powiedziałem o tym, że fajnie by było jakby zrobili jakieś przegródki na tę pakę do takiej codziennej jazdy, a oni mi na to… Dokończę później bo to opowieść na oddzielny akapit.
Teren
Co prawda nie jestem specjalistą w tej sprawie bo w off-roadzie mam doświadczenie jak Jacek Kurski w kierowaniu telewizją publiczną, ale jest kilka argumentów, które przemawiają do mnie za tym, że Isuzu D-MAX dobrze radzi sobie w tym radzi.
– napęd 4×4. Tylko nie taki do jakich przyzwyczaiły nas nowoczesne SUVy, czyli stały napęd przedniej osi i jedynie chwilowe dołączenie napędu na tylne koła. D-MAX ma stały napęd na tylne koła i możliwość ręcznego dołączenia stałego napędu także na przód. Do tego dochodzi możliwość blokady dyfrów, aby wszystko było na sztywno.
– terenowe zawieszenie, czyli z tyłu mamy sztywny most w połączeniu z resorem piórowym. Dzięki temu jak jedno koło idzie do góry to drugie z taką samą siłą jest dociskane do podłoża.
– reduktor, czyli w prostym tłumaczeniu coś co powoduje, że mamy biegi niższe niż jedynka. W terenie bardzo się przydaje.
– to pick-up
– nie zakopałem dziada ani razu, a wjeżdżałem po piaszczystej górze lekko obłożonej śniegiem, wyjechałem z podmokłego pola robiąc koleiny, w których spokojnie przez kolejne 25 lat można by zająć się budową metra oraz trochę pohulałem sobie po piachu i innych dołach.
Kwestią sporną jeśli chodzi o teren jest automat. Na asfalcie jest całkiem całkiem, choć trochę szaleje momentami i przydałby mu się jeden bieg więcej, ale z tego co próbowałem zorientować się odnośnie terenu to zdania są mocno podzielone. Jedni mówią, że prawdziwa terenówka musi mieć manuala, bo bez tego może być ciężko nawet z wyjechaniem z parkingu podziemnego, natomiast inni twierdzą, że w teren tylko automat bo nie trzeba się martwić o spalone sprzęgło.
Ile pali to bydle?
To pytanie zawsze musi paść, gdy toczy się dyskusja o fajnym samochodzie. Bo z reguły jest tak, że wszystko jest super i jesteśmy zadowoleni jak przy złapaniu nowego pokemona aż do momentu gdy dowiadujemy się, że spalanie wynosi 15 litrów bezołowiówki na setkę i silnik kiepsko znosi gaz.
Ale zacznę od początku. Tak jak należy. Zatem pod maską Isuzu D-MAX siedzi 2,5 litrowy diesel o mocy 163 KM i momentowi 400 Nm. Sporo, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że auto waży blisko dwie tony, czyli na tonę przypada nam około 80 KM. Nie jest to dużo, ale wystarcza do zwykłej jazdy, a pick-upem i tak raczej nie zaszalejemy.
I teraz dopiero przejdę do spalania. Załadowałem D-MAXa na fula. Pięć dorosłych osób plus cała paka absolutnie najważniejszych rzeczy. Do tego podróż z okolic wawy w okolice Kielc w góry Świętokrzyskie plus kilka kilometrów na miejscu. Średnie spalanie z całości wyniosło 6,9 litra na setkę. Przypadek? Najpierw duży i czarny, teraz spalanie 6,9? No właśnie, sami przyznacie, że to wyjątkowo kuszący wynik.
Trochę o samym Isuzu
Wiecie, z reguły jak odbieram samochód do testu to zawsze wygląda to tak samo. Mówię do kogoś w jakiej jestem sprawie, dostaje kluczyki i jakaś miła pani pokazuje mi ręką gdzie stoi zaparkowany samochód. I tyle. Raz jak zapytałem jedną z tych pań na które koła jest napęd w samochodzie, który odbieram to niestety nie wiedziała. Ja wiem, że ona tam nie od tego, że nie jest mechanikiem i na samochodach znać się nie musi bo jej praca polega na rozmowie z klientem. Jednak przez to nie czuć tego klimatu i tak naprawdę nie ma znaczenia czy wchodzicie do hipermarketu czy do salonu samochodowego bo pracownicy sami nie wiedzą jaki mają towar, co sprzedają. W przypadku Isuzu wygląda to zupełnie inaczej. Po otrzymaniu kluczyków do D-MAXA Pan Radosław zszedł ze mną i zaczął objaśniać co jest co w samochodzie. Pokazał jak włączyć taki napęd, kiedy inny. Jak załączyć reduktor, jak włączyć górne światła, przypomniał mi że nie mogę używać ich na ulicach. Opowiedział o poszczególnych trybach jazdy, kiedy i gdzie jakiego używać, a kiedy z jakiego zrezygnować. Po prostu było widać, że Pan Radosław z Isuzu doskonale wie jaki samochód sprzedaje co według mnie jest niesamowicie ważne, bo takie momenty powodują, że można się przywiązać do danej marki. Zostać jej zwolennikiem, a nie pójść dalej.
Teraz powrócę do tego, czego wcześniej nie dopisałem, a mianowicie do tej przegródki na pakę do przewożenia mniejszych rzeczy. Otóż pan, któremu niechętnie oddałem kluczyki do Isuzu przystał na moją propozycje, ale powiedział że jakby oni zrobili taką przegródkę to pewnie byłaby ona w opcji za którą klient musiałby dopłacić z pięć stów, a przecież takie coś samemu można zrobić. Wystarczy kupić deskę, odpowiednio przyciąć, zakończyć, pomalować i wychodzi dużo taniej.
Kumacie to? Gdy inni producenci każą sobie płacić dodatkowy hajs za zapas lub zbiornik paliwa sensowych rozmiarów Isuzu celowo nie dodaje takich dupereli żeby dodatkowo nie nabijać ceny i zająć się czymś poważnym.
I właśnie to wszystko sprawia, że samochód ma to coś. Ma ten klimat, który się czuje już w momencie podejścia do samochodu, w chwili otworzenia drzwi następuje zauroczenie, a po przekręceniu kluczyka następuje miłość dzięki której jesteśmy wstanie wybaczyć pewne mankamenty.
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!