Grand Prix Węgier 2019 było dla mnie nadspodziewanie ciekawym wyścigiem, bo... obserwowanym z toru! Zapraszam na relację.
W pierwszej części zaproszę was na moje wypociny związane z samą rywalizacją, tak jak miałem możliwość obserwować ją na węgierskim torze. W drugiej poczytacie już o samej wyprawie i wrażeniach.
Pierwsze jazdy
Tor Hungaroring jest dość nietypowym obiektem w kalendarzu F1. Dość krótki, kręty i... no nie ukrywajmy, choć lubiany przez kierowców, to uznawany za raczej niesprzyjający emocjonującym wyścigom. Od początku ery hybrydowej jednak to się nieco zmieniło, choć reputacja pozostała. Dla nas i Roberta Kubicy jest to jednak przede wszystkim wyścig "niemal domowy", gdzie zawsze jest bardzo dużo kibiców z Polski. W roku powrotu Polaka do królowej motorsportów można było się spodziewać, że padną nowe rekordy. Weekendy wyścigowe na Węgrzech często należą także do tych najgorętszych. To pozwalało domniemać o problemach z chłodzeniem w Mercedesie i niezłym tempie Ferrari. Charakterystyka obiektu sprzyja z kolei pojazdom z dobrą aerodynamiką, co powinno premiować także Red Bulla.
Sprzątanie po wypadku AlbonaTreningi zaczęły się od pogody niezbyt pozwalającej przygotować się do wyścigu. Wszystko przez opady deszczu, które z kolei nie zagrażały rywalizacji w samym GP. Pierwsza sesja rozpoczęła się dosłownie z pojedynczymi kroplami, które okazjonalnie przeradzały się w bardzo delikatny deszcz. Podczas drugiej sesji przez chwilę mieliśmy już regularne opady, które zmusiły wszystkich do zjazdu. Po chwili zawodnicy zaczęli wyjeżdżać na oponach przejściowych, ale były to wyłącznie okrążenia instalacyjne. Wszyscy czekali na poprawę pogody, która nie nastąpiła, więc w końcu zaczęły się regularne wyjazdy na przejściówkach, by kręcić jakikolwiek przebieg, nawet w warunkach zupełnie innych niż prognozowane na wyścig. W między czasie jeszcze na bandzie rozmazał się Albon, który popełnił gruby błąd wyjeżdżając lewymi kołami na trawę na dojeździe do ostatniego zakrętu. Dopiero trzeci trening przyniósł warunki bliższe wyścigowi, choć i tak z niższymi temperaturami. Mało tego, nie dość, że ostatni trening jest krótszy od wcześniejszych, to jeszcze został skrócony o 10 minut.Wszystko przez wybuch silnika w poprzedzającym wyścigu F2. Było co sprzątać na torze, a ilość pozostawionego oleju wymusiła rozsypanie sorbentu na całym odcinku między dwoma pierwszymi zakrętami drugiego sektora.
Walka o pozycje
Sesje testowe nie dały więc zbyt wielu odpowiedzi co do układu stawki, bo właściwie każdy był utrudniony i żaden nie odbywał się w warunkach prognozowanych na wyścig. Pierwszym prawdziwym testem były więc kwalifikacje. Pierwsza ich część zwykle nie obfituje w emocje, jednak tym razem było inaczej. Zaczęło się od świetnego okrążenia George'a Russela, który przez chwilę był na dziewiątej (!!!) pozycji. Potem na wyjściu z ostatniego zakrętu obrócił się Leclerc. Coś bardzo dziwnego, bo przez cały weekend do tamtej chwili nie miał na wyjściu na prostą najmniejszego uślizgu. Obrót zakończył się mocnym uderzeniem w bandę. Tym razem szczęście sprzyjało Monakijczykowi i uderzył tyłem niemal idealnie pod kątem prostym. Dzięki temu ucierpiało jedynie tylne skrzydło (a i tak niewiele) oraz struktura zderzeniowa. Wszystko zostało szybko wymienione w boksach. Nieco mniejszy kąt i siła uderzenia z pewnością połamałaby zawieszenie, a może nawet uszkodziła skrzynię biegów.
Początek uślizgu Leclerca, który zakończył się uderzeniem w bandę.Za czołówką też się działo. Russell oczywiście szybko zaczął spadać, ale robił co mógł. Wierzcie mi, że naprawdę właściwie wszyscy trzymali kciuki, by wszedł do Q2. Ostatecznie zabrakło jedynie 53 tysięcznych sekundy! Skrajną wyścigową głupotą popisali się też Panowie Perez i Ricciardo. Ustawiając się w ostatnim zakręcie do rozpoczęcia finalnego okrążenia pomiarowego, zaczęli się... wyprzedzać i przepychać. Skutkiem tego obaj już na początku zepsuli swoje okrążenie pomiarowe i towarzyszyli kierowcom Williamsa oraz Strollowi w odpadnięciu z dalszej rywalizacji.
Pan Perez i Pan Ricciardo właśnie psują sobie kwalifikacje.Druga część czasówki nie była już tak emocjonująca. Odpadł Magnussen jeżdżący Haasem w najnowszej specyfikacji, podczas gdy dalej awansował Grosjean wciąż jeżdżący autem z Australii. Odpadło także całe Toro Rosso, Hulkenberg i Giovinazzi. Raikkonenowi znów udało się wejść do pierwszej dziesiątki. Temperatura na trybunach ponownie wzrosła w ostatniej sesji kwalifikacyjnej, podczas walki o pole position. W ów walce właściwie w ogóle nie liczyło się Ferrari, a wszystko rozgrywało się między kierowcami Mercedesa, a Maxem Verstappenem. Holender systematycznie poprawiał swoje czasy, ostatecznie zdobył pierwsze pole position w karierze, ale z przewagą zaledwie 18 tysięcznych sekundy! Hamilton był "dopiero" trzeci, ze stratą ponad dwóch dziesiątych, a czwarty Leclerc tracił już wspomniane pół sekundy. Na tym etapie właściwie już było jasne, kto będzie się liczył w walce o ostateczne zwycięstwo. Tymczasem Holenderscy kibice na trybunach szaleli. Dosłownie.
Wywiady po kwalifikacjachCiąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...
PS. Zapraszamy do śledzenia "4 kółek" na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Tam jeszcze więcej treści!
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!