Grand Prix Włoch 2019 to ostatni wyścig europejskiej części sezonu i zarazem drugi po wyścigu w Belgii wielki klasyk. Czy tegoroczna edycja zasłużyła na to miano?
Autodromo Nazionale di Monza to tor bardzo nietypowy. Zaliczany do klasyków światowych wyścigów, obiekt w parku pod Mediolanem jest kombinacją bardzo długich prostych, szybkich łuków i dwóch bardzo ciasnych szykan. Nie ma drugiego takiego toru na świecie. Nie tylko ze względu na układ, ale bogatą historię oraz fanatycznych włoskich kibiców, którzy przyjeżdżając tam zawsze liczą na jedyny słuszny wynik - zwycięstwo Ferrari.
Przygotowania do...
Tydzień temu wspominałem, że wielu komentatorów naśmiewało się, że Ferrari zbudowało samochód specjalnie po to, by mieć szansę na wygranie w najważniejszym dla nich wyścigu - na Monzy.
Od pierwszych treningów wydawało się jednak, że te naśmiewania mogą mieć poparcie w faktach. Treningi pokazały dobre tempo Ferrari, które legitymowało się najlepszymi czasami w każdym z nich. Co ciekawe, niezłe tempo prezentowały też Red Bulle, Toro Rosso oraz zaskakująco Renault.
Treningi to jednak jedno, a wyścig i i prawdziwe tempo, to coś zupełnie innego. Najpierw trzeba było się zmierzyć z kwalifikacjami. Te rozpoczęły się od pożegnania w pierwszej sesji dwójki Williamsa, Pereza (po kolejnej awarii silnika Mercedesa), Grosjeana oraz... Maxa Verstappena, któremu problemy z oprogramowaniem jednostki napędowej uniemożliwiły ustanowienie czasu. W drugiej sesji zaskoczeniem był dalszy awans Strolla. Zamiast niego z rywalizacją pożegnali się Magnussen, Giovinazzi, Norris oraz dwójka Toro Rosso.
Parodii?
Trzecia część rozpoczęła się od zagrywek taktycznych i ustawiania się wszystkich w tunelu aerodynamicznym zespołowego kolegi. Mercedesy wyjechały z boksów pierwsze, ale powtórzyły zagrywkę z przeszłości zatrzymując się z boku wyjazdu z boksów i przepuszczając tym samym całą stawkę, wliczając w to Ferrari. W pierwszej turze przejazdów najlepszy czas ustanowił Charles Leclerc "holowany" w cieniu aerodynamicznym Vettela. Kwalifikacje zostały jednak zawieszone zanim jeszcze wszyscy wykręcili czasy. Wszystko ze względu na wypadnięcie z toru Kimiego Raikkonena. Za nim jechał Lewis Hamilton i choć zdołał zaliczyć okrążenie pomiarowe, to jego czas mógł minimalnie ucierpieć. Dla odmiany Vettel ustanawiając swój czas przejechał okrążenie na granicy (lub nawet za granicą) zgodności z przepisami i trzymaniem się toru, ale ostatecznie jego wynik nie został anulowany.
Po wznowieniu czasówki wszyscy czekali do ostatniej chwili z wyjazdem, byle tylko załapać się w tunel zawodnika poprzedzającego. Kiedy już wreszcie zawodnicy pojawili się na torze, zrobili to wszyscy na raz. Stawce liderował Stroll i Hulkenberg, który celowo przejechał bokiem przez szykanę, by spaść na dalsze miejsce w stawce. Nic to jednak nie dało, gdyż reszta niemal stała w miejscu, więc obaj Panowie jechali na przedzie zajmując całą szerokość toru. W końcu obudziło się Ferrari, które chciało ich wyprzedzić i popędzić do przodu, bo kończył się powoli czas na rozpoczęcie ostatniego pomiarowego okrążenia. Czerwonym jednak się to nie udało, bo Stroll z Hulkenbergiem jechali całą szerokością toru.
W końcu tuż przed Parabolicą, czyli ostatnim zakrętem toru, inżynierowie wyścigowi wręcz krzyczeli przez radio do swoich zawodników, że muszą na serio ruszać, bo nie wyrobią się w czasie. Nic to nie dało, bo było już po prostu za późno. Gdy zawodnicy w końcu ruszyli, okrążenie pomiarowe rozpoczął jedynie Leclerc i Sainz, co oznaczało tak naprawdę pole position dla Ferrari. Trzech zawodników nie wykręciło w trzeciej sesji żadnego okrążenia pomiarowego pomimo, że byli na torze! Po tej kuriozalnej sesji kolejność startowa czołówki prezentowała się następująco: Leclerc, Hamilton, Bottas, Vettel, Ricciardo i Hulkenberg. Wynik Renault był niemałym zaskoczeniem.
Ciąg dalszy na 4 kółka i nie tylko...
PS. Zapraszamy do śledzenia "4 kółek" na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Tam jeszcze więcej treści
Dawid Karasek napisał:
Ciekawe kto wygra w tym sezonie...
Patryk Bojarski napisał:
Niesamowite zdjęcia!