Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

Turbo
3
1 komentarz

Autonomiczny samochód, niemieckie porno i nigeryjski astronauta

Teoretycznie mam w domu dwa komputery. Ponieważ jednak mój laptop jest święcie przekonany o tym, iż urodził się jako kalafior, a nie samsung, nadaje się w zasadzie tylko do haratania w stare hirołsy i okazjonalnego odpisywania na maile od bardzo bogatych nigeryjskich astronautów (choć przy jego warzywnym temperamencie nawet to wymaga sporej dozy cierpliwości).

Wysłanie za jego pomocą maila przypomina trochę próbę nakłonienia Waszego psa do tego, żeby samodzielnie napisał list do prezydenta, a potem nakleił znaczek i wrzucił list do skrzynki wiszącej na ścianie pobliskiej piekarni.

Czasami odnoszę wrażenie, że moja wiadomość dotarłaby szybciej nawet, gdybym osobiście zawiózł ją na tę nigeryjską stację kosmiczną na rowerze.

Owszem – kalafior ma krótkie przebłyski świadomości, w których dociera do niego, że tak naprawdę jest komputerem, a nie gotowanym na parze warzywem. Wtedy zwykle ściąga z internetu wszystkie wirusy jakie tylko uda się mu znaleźć, a następnie wyświetla niebieski ekran i się wyłącza. Przez zdecydowaną większość czasu zachowuje się zaś jak płyta chodnikowa, do której ktoś dla draki przykręcił wyjący na potęgę wentylator.

Co ciekawe, wcale nie jest jakimś wybitnie starym trupem, po którym moglibyście spodziewać się tego typu zachowania. Ma nawet bajerancki, dotykowy panel do sterowania głośnością i mediami, który (jak pewnie się domyślacie) nie działa.

Świeci za to futurystycznie bardzo ultraniebiesko i próbuje wypalić mi oczy.

Poza tym, ponieważ kalafior jest typowym dziełem szatana składającym się z różnego rodzaju niezrozumiałych obwodów, procesorów i kondensatorów, psuje się średnio co piętnaście minut. Napęd DVD padł godzinę po tym jak w ogóle wyjąłem komputer z pudełka. Moja płyta z niemieckim porno i pierwszymi odcinkami Dragon Balla nadal jest uwięziona w środku – podejrzewam nawet, że sprzedał ją już dawno temu na allegro i dlatego teraz tak uparcie odmawia otwarcia szufladki napędu.

Poza tym nie chce przyjąć do wiadomości, że mój aparat fotograficzny jest aparatem fotograficznym, a o wi-fi mógłby się nawet potknąć, a i tak by go nie zauważył.

Kalafior potrafi wyczuć widmo śladowego promieniowania sieci radiowej z Tasmanii, ale stojący dwa metry od niego router jest dla niego totalnie niewidzialny.

Jestem pewien, że po niewielkich przeróbkach byłby w stanie wykrywać chińskie łodzie podwodne. Albo fluktuacje promieniowania kosmicznego. Ewentualnie ciemną materię (chociaż gdyby chwilę się zastanowić to w sumie już to potrafi bo za każdym razem kiedy biorę go do ręki, wchodzi na obroty i warczy na mnie niczym wyścigowy silnik Yamahy).

Pewnie wydaje się Wam, że zawsze można podłączyć go do internetu za pomocą kabla i macie rację choć i to generuje pewne trudności. Po pierwsze, kabel sieciowy znajduje się zwykle gdzieś w szufladzie pod telewizorem, a szuflada pod telewizorem to bardzo specyficzna przestrzeń istniejąca w wielu wymiarach jednocześnie.

Należy z grubsza do tej samej kategorii co damska torebka.

Możecie przekopać ją całą z góry na dół i nie znaleźć kabla, którego szukacie, a kiedy zamkniecie ją i otworzycie ponownie okaże się, że szukany kabel leży na samej górze. Albo i nie. Ponieważ jednak połączenie z danym wymiarem często udaje się dopiero za n-tym „zresetowaniem” szuflady, zwykle zajmuje to sporo czasu.

Poza tym nawet jeśli jakimś cudem podłączycie go w końcu do internetu to i tak przez najbliższe dwa tygodnie nie będzie on nadawał się do użytku – wciąż będzie pobierał aktualizacje mające chronić go przed wirusami, które sam z tak wielkim zapałem pobiera.

A potem znów się wyłączy. I sprzeda na allegro Waszego psa.

Dlaczego jednak w ogóle Wam o tym mówię – nie wiem czy zwróciliście na to uwagę ale jakiś czas temu amerykański urząd NHTSA stwierdził, że w świetle prawa komputer sterujący autonomicznym samochodem wujka Gogla może zostać uznany za kierowcę. Z pozoru może to się wydawać błahą, niewiele wnoszącą do Waszego życia ciekawostką.

W mojej ocenie przeskoczyliśmy jednak przez pewien cholernie ważny, symboliczny płot.

Za sprawą tej decyzji przybliżyliśmy się znacznie do chwili, w której będziemy mogli wejść do pobliskiego salonu i znajdując się pod wpływem piosenek braci Golec oraz głosu pana Zientarskiego wziąć kredyt, a następnie kupić wyjątkowo nowoczesną Toyotę bez kierownicy i pedałów.

Tfu, przepraszam – homoseksualistów.

Widzicie, w teorii to wszystko może wydawać się wspaniałe. Wychodzicie wieczorem z baru na mieście po kilku głębszych i wsiadacie do samochodu, który zawozi Was prosto do Waszego domu szumiąc przy tym cichutko i pokazując na ogromnym wyświetlaczu rosnące zielone listki mające odwrócić Waszą uwagę od faktu, iż zamontowane pod podwoziem akumulatory skończą za parę lat na jakimś pełnym brudnych dzieci wysypisku w Bangladeszu zatruwając doszczętnie wody gruntowe.

Brzmi nieźle prawda?

Albo wyobraźcie sobie, że jedziecie z żoną i dziećmi na wakacje. Siedzicie sobie wygodnie, gracie w karty, śmiejecie się, pijecie zimne piwko, a Wasz samochód pędzi autostradą z przepisową prędkością 140 km/h. Słonko świeci, listki rosną, a za kierownicą siedzi on.

Pan Kalafior.

Wybaczcie ale za cholerę nie wyobrażam sobie, żebym był w stanie powierzyć moje życie czemuś, co od pół roku nie potrafi wysłać maila do bardzo bogatego astronauty.

I nie chce oddać mi mojego porno.

Nie lubię jeździć samochodem jako pasażer ale nawet to jest lepsze od powierzania swojego życia w ręce czegoś psującego się średnio co piętnaście minut. Poza tym znam parę osób, które za pomocą swoich telefonów potrafią wydobyć ze znajdujących się na drugim końcu świata komputerów zdjęcia, które ktoś w parę lat temu roku zrobił swojej przywiązanej do łóżka dziewczynie.

Podejrzewam więc, że nie będzie dla nich problemem nakłonienie kalafiora do tego, żeby rozpędził się do 200 km/h, a następnie bez mrugnięcia wjechał w przydrożne drzewo.

To taka bardziej nowoczesna metoda przecięcia przewodów hamulcowych. Informatycy zawsze wydawali mi się na swój sposób przerażający (szczególnie Ci z wąsami) ale w obecnej sytuacji nabiera to zupełnie nowego wymiaru. Powiedzcie jednemu, że źle podłączył Wasz router, a jutro w drodze do pracy wjedziecie prosto pod sterowaną przez zmywarkę do naczyń ciężarówkę.

Czy powinniśmy się martwić? Moim zdaniem tak.

Z drugiej strony, przecież to wszystko dla naszego bezpieczeństwa…

Komentarze (1)

Paweł Kozierkiewicz
6.07.2017
11:56

Paweł Kozierkiewicz napisał

Myślę, że autonomiczne samochody nie są takim złem wcielonym jak wiele osób myśli. Z całą pewnością wymagają jednak wielu, wielu lat dopracowywania - zresztą jak każda technologia. My jako ludzie też jesteśmy obarczeni czynnikiem popełniania błędów. Gdyby tak nie było, to na świecie nie byłoby wypadków. Cały ten temat to materiał na długie dyskusje, bo argumentów za i przeciw jest mnóstwo.

POZOSTAŁE KOMENTARZE (1)