Zobacz możliwości portalu TurboRebels

Zobacz sesje zdjęciowe, kalendarz imprez, i wiele więcej.
Zaloguj się, włącz tablicę i wyłącz ten komunikat ;)

ARTYKUŁ POCHODZI ZE STRONY 4 KÓŁKA I NIE TYLKO

Ostatnio produkowałem się na temat przyszłości sportu motorowego i walki klas spalinowych z tymi przyszłościowymi elektrycznymi. Twierdzę też już od dawna, że rewolucja energetyczna w motoryzacji wyprzedziła już motorsport, z resztą wystarczy tylko przejechać się po Europie zachodniej by to potwierdzić.

Jednak nawet na zachodzie pojazdy elektryczne to wciąż porażająca mniejszość. Dlatego dziwić mogą plany francuskiego rządu, który po 2040 roku planuje w ogóle zakazać sprzedaży samochodów z silnikiem spalinowym. Niemcy są bardziej ostrożne i po prostu planują, że do 2020 będzie milion samochodów elektrycznych na ich drogach. Przez jakiś czas także w Norwegii mówiło się o zakazie dla aut z tradycyjnymi silnikami, ale na razie sprawa ucichła. U nas natomiast... Powiem tylko, że w takich Niemczech są oficjalne dopłaty (4 tyś Euro) do zakupu elektryka lub hybrydy, ponadto jest tam ponad 7000 stacji ładowania. W Polsce dla odmiany podobno jest ponad 600, choć są też inne szacunki, że nieco ponad 100, a oficjalnie odnaleźć można jedynie 50. Pomijając już kwestię dofinansowań, których u nas brak i raczej patrząc na obecny rząd forsujący węgiel jako nowe złoto świata, mocno wątpię we wprowadzenie w życie zapowiadanych programów dopłat i rozwoju sieci, choć tu pomaga jeszcze Unia.

Prognoz na przyszłość elektryków jest wiele i każda inna. Są nawet takie mówiące, że od 2025 będzie spadać zapotrzebowanie na ropę na świecie ergo sprzedaż pojazdów elektrycznych będzie większa niż spalinowych. Z całym szacunkiem dla ów tęgich głów odpowiedzialnych za te wypociny - bzdura. Podobnie jak bzdurą są wszystkie propozycje rządów, których celem jest tak naprawdę zachęcenie producentów do zajęcia się problemem aut elektrycznych, BO JAK NIE to grozi im zakaz sprzedaży aut w danym kraju.

Dochodzimy więc do dziwnego momentu w historii transportu. Oto kolejna rewolucja w branży nie ma być dyktowana nowym wynalazkiem, ale wymuszona regulacjami prawnymi. Pewnie powiecie, że to fajnie i ktoś odgórnie zacznie się wreszcie troszczyć o planetę, bo w końcu większości użytkowników ruchu wszystko jedno jakim samochodem jadą. Ja powiem, że nie do końca. Dlaczego? Czy widzieliście może jakiś raport co będzie ze zużytymi akumulatorami z milionów samochodów? Czy widzieliście może prognozowany raport zużycia energii przez całą branżę? Wątpię, ja przynajmniej nie. Otóż zgadzam się z kwestiami ochrony planety, ale politycy nie są od decydowania jakimi sposobami powinno się to odbywać. Socjolog, finansista, doktor prawa, czy nawet inżynier lobbowany przed odpowiednie środowiska nie ma wiedzy by stwierdzić, że dane rozwiązanie jest lepsze od innego, ale chce chronić środowisko, więc podpisze.

To teraz zastanówmy się nad konsekwencjami. Kilka lat temu w Nowym Jorku był potężny black out. U nas w kraju straszy się nim od lat i tak naprawdę nasza energetyka jest na skraju możliwości. Teraz wyobraźcie sobie, że w pewien upalny sierpniowy dzień, kiedy pobór prądu jest największy m.in. przez użycie klimatyzatorów, podpina się nagle w całym kraju milion samochodów elektrycznych do szybkiego ładowania. Przyjmijmy wartości zaniżone, że jedna ładowarka ładuje z mocą 2kW. Wspomniany milion samochodów pobierał by więc moc 2000 MW. Dla porównania największa elektrownia węglowa na świecie, czyli Elektrownia Bełchatów, ma łączną moc 5472 MW z kilkunastu bloków. Każdy blok to kolejna wielka i wieloletnia inwestycja.

To tylko wierzchołek góry lodowej. Przyjmijmy nawet, że zbudowaliśmy już dodatkowe elektrownie. Sieć ładowania - rzecz oczywista i wystarczy pobudować co 50 km ładowarkę, przy każdej większej drodze w kraju. Czy aby na pewno? Ile stacji ładowania powinno być? Wyobrażacie sobie, że macie prądu na 30 kilometrów, zjeżdżacie na stację ładowania, gdzie są nawet trzy stanowiska, lecz wszystkie zajęte. Każdy będzie ładował się jeszcze pół godziny, żeby przejechać kolejne 100 kilometrów. Was też czeka pół godziny ładowania. Nagle zjeżdżają kolejne dwa samochody chcące się ładować. W tej chwili na odludziu w kompletnym polu znajduje się tak z 20 osób tkwiących przez kolejną godzinę w kolejce do gniazda. Co mają robić? Siedzieć na stacji, pod altanką (zakładając, że taka jest)? Przecież to kompletna bzdura. No i wyobrażacie sobie ładowanie samochodu w mieście? Jeśli ktoś ma swój dom, to jeszcze w nocy w garażu może podładować. Co z tymi w bloku? Maja z 5 piętra przez okno ciągnąć przedłużacz? Każdy musi kupić własne miejsce parkingowe z gniazdkiem? Jak ogromne musiały by być parkingi pod blokami. Jak mocno przebudowana i o ile droższa sieć elektryczna takich budynków, by znieść takie obciążenia. Z resztą podobne wymagania tyczyły by się też budynków jednorodzinnych. Co natomiast z budynkami już stojącymi?

Wreszcie co z naszą mobilnością? Przychodzi weekend i stwierdzacie, że chcecie pojechać przejść się po Beskidach. Mieszkacie przy tym w Płocku i macie niezłe auto elektryczne o zasięgu teoretycznym 400 km. Zakładamy, że jest "polskie lato" i nie spadnie on wam przez użycie klimatyzacji, czy wręcz ogrzewania. No ale przecież musicie zaplanować gdzieś po drodze minimum pół godziny postoju na doładowanie, bo nie będziecie jechać na styk. Trzeba jeszcze jechać z nadzieją, że akurat będzie wolna ładowarka. W końcu docieracie w Beskidy. Jest, udało się! Wyciągnęliście kabel przez okno swojego pensjonatu, podłączacie ładowanie. Teraz wyobraźcie sobie, że ktoś by zasłabł, że żona zaczęła by rodzić, cokolwiek. Zamiast wsiąść do samochodu stojącego kilkaset metrów dalej, pewnie musielibyście czekać na pomoc. Pomyślcie o wyjeździe do Włoch na narty. Pomyślcie o zwiedzaniu Polski z nieustannym patrzeniem na licznik i myślą typu "na dziś koniec bo trzeba naładować". Przecież to bzdura. Ciekawe też, czy ktokolwiek pomyślał jak wystrzelą ceny energii jeśli mocno wzrośnie zapotrzebowanie, a przecież na prąd mamy wszystko. Dlatego też moim zdaniem dużo lepszą propozycją są pojazdy, które mogą same produkować prąd, korzystając z innych źródeł energii, jak samochody na wodór.

Wymieniłem tylko te problemy najbliższe życiu każdego z nas, a są ich jeszcze setki, jak składowanie odpadów z baterii i ich recykling, żywotność akumulatorów (obecnie około 10 lat), ilość surowca do produkcji akumulatorów na Ziemi i jego ceny. W końcu sam problem w jaki sposób się całą tą elektryczność wyprodukuje, bo przecież to główny aspekt decydujący o ochronie środowiska. Byłbym też szczęśliwy, jeśli ktoś by mi wreszcie logicznie wytłumaczył, dlaczego wszystkie samochody napędzane innymi źródłami energii muszą być pokraczne, futurystyczne, czy nawet po prostu obleśne. Przecież to karygodny błąd. Ludzie lubią auta takie jak znają i dużo łatwiej zmienić sam silnik w znanym nadwoziu, po co dokładać do tego karoserię typu sen stylisty-narkomana? Według mnie to jest aspekt, któremu Tesla zawdzięcza swój sukces. Ich samochody są po prostu... normalne? Na szczęście wśród innych producentów ten trend normalności też się powoli pojawia. Takie Porsche Mission E to samochód, który może się podobać.

Tak się jednak dzieje, kiedy to urzędnicy, a nie wynalazcy i inżynierowie biorą się za rozwiązywanie problemów. Przecież wystarczyło nakazać wyprodukowanie auta zeroemisyjnego i niech każdy to zrobi jak chce. Przecież są samochody wodorowe - poniekąd dużo bardziej praktyczne od w pełni elektrycznych. Tylko teraz już nikt w nie nie zainwestuje bo to oddzielna sieć stacji, to oddzielne interesy. Machina już ruszyła i teraz jej koszty muszą się zwrócić firmom, nieważne czy stoi za tym logika, czy nie. To podobnie jak z telewizorami plazmowymi i LCD. Jedne i drugie mogły być sprzedawane w tym samym czasie, a mimo to najpierw lansowano plazmy, a dopiero potem szybko wprowadzono LCD. Wszystko po to, by technologia plazmowa na siebie zarobiła i zwróciła się firmom.

Komentarze (4)

4 kółka i nie tylko
16.08.2017
20:42

4 kółka i nie tylko napisał

Generalnie chodzi o to, że (jak napisałem) mamy do czynienia z precedensem - to nie wynalazcy znaleźli nowy, lepszy sposób napędzania aut, tylko rządy ich do tego zmusiły. Podejrzewam ponadto, że z pomocą odpowiednich lobbystów.

To teraz próbuję sobie przypomnieć coś dobrego, co wymyślili politycy iiii..... hmmmmm.... no nie, to nie zadziała ;) .

Marcin Muszyński
16.08.2017
14:24

Marcin Muszyński napisał

Kiedyś czytałem, że auta elektryczne będą technologią przejściową, zanim nie zostaną dopracowane inne jednostki napędowe jak np. na wodór. Uważam, że na dłuższą metę, takie auta nie mają szans powodzenia, zarówno z powodów które wymieniłeś jak i takich, że po prostu prędzej czy poźniej ktoś zacznie się starać wprowadzić alternatywę :) 

Dawid Firlej
16.08.2017
13:30

Dawid Firlej napisał

Warto zauważyć, że w przypadku aut elektrycznych CO2 do atmosfery jest uwalniane podczas produkcji i utylizacji. Dodatkowo Produkcja i utylizacja nowoczesnych baterii, stosowanych do napędzania nowych samochodów, generuje bardzo duże ilości dwutlenku węgla. Biorąc pod uwagę, że takie auto elektryczne, przynajmniej raz będzie miało wymieniany komplet baterii, okazuje się, że wyemituje więcej CO2 niż auto spalinowe..

Alexander Zarębski
16.08.2017
10:14

Alexander Zarębski napisał

A ja codziennie widzę z okna w pracy stację ładowania samochodów elektrycznych i wiesz co Ci powiem? Jeszcze nigdy nie widziałem by ktoś tam "tankował" :D Co do samych aut elektrycznych, również uważam je za szalenie niepraktyczne. Są one dla kogoś, kto pomyka tylko po mieście nie robiąc przy tym za dużo kilometrów, portfel ma wypchany dolarami a o ekologię się nie martwi bo i tak za jego życia świat się nie skończy. Autom elektrycznym mówię stanowcze nie!

POZOSTAŁE KOMENTARZE (4)